niedziela, 29 listopada 2015

Rozdział 15

"Kiedy milczenie bywa gorsze niż mowa?
Ile nieporozumień wyjaśniłby zwykły dialog?"


Ile oddalibyście, żeby pójść do szkoły w zwykły dzień, który niczym nie różni się od poprzedniego?
Ja teraz jestem skłonna pożegnać się z bólem głowy, katarem, kaszlem i gorączką. Oczy same mi się zamykają, choć nie chce mi się spać. Najmniejszy dźwięk powoduje kolejną eksplozję w mojej głowię. Po całym łóżku leżą zużyte chusteczki, a moje gardło płonie od ciągłego kaszlania.
Minął jakiś tydzień od mojego małego starcia z Faith. Justin nadal się z nią spotyka lub tkwi w jakimś seksualnym układzie. Nie mam pojęcia, po tej dziewczynie mogę spodziewać się dosłownie wszystkiego. Przez ten czas ani ja, ani Bieber nie staraliśmy się ze sobą skontaktować. Oby cieszył się ze swojego wyboru.
Tata zaszył się w gabinecie i jak zwykle siedzi nad papierami. Dziwne, że nie jest w kancelarii. Mama ma dyżur dopiero po południu więc teraz mnie dogląda i przynosi jakieś tabletki i syropy. To na ból głowy, to na gorączkę, to na gardło i na katar. To na odporność. No i jest jeszcze witamina C. Biorę wszystko byle tylko ta grypa poszła ode mnie w cholerę. Nic nie jem, bo nie mam apetytu. Piję tylko sok pomarańczowy, od którego jestem uzależniona i gorącą herbatę z miodem oraz cytryną.
Muszę szybko powrócić do stanu używalności, bo w piątek są zawody, a jest wtorek i muszę być w pełni sprawna. Gdybym wiedziała, że tak to się potoczy nie chodziłabym sobie a wieczorne spacery po plaży i wchodziła do wody i przejmowałabym się tym, czy wyzdrowieję na konkurs i będę pełna sił.
Teraz, gdy naszła mnie ochota na drzemkę stale przeszkadza mi w tym katar i kaszel. O Boże, niech to się skończy. Zrobię wszystko. Jestem nawet zdolna do tego, by wprowadzić rozjem między mnie a Faith. Polubię ją, tylko niech będę już zdrowa. O nic więcej nie proszę. Tak się nie stanie, nawet Bóg wie, że nic nie skłoni mnie do polubienia tej dziewczyny.
- Proszę stąd wyjść! - usłyszałam podniesiony głos mojej matki, gdy byłam o krok od zaśnięcia - Nie słyszysz? Lucia nie czuje się najlepiej - co się dzieje? Kogo mama próbuje wyprosić?
Zyskałam odpowiedź, gdy drzwi od mojego pokoju zostały otwarte i stanął w nich Justin. Tak, ten Justin. Musiał zerwać się ze szkoły, bo było dopiero południe, a lekcje kończył o jakiejś drugiej. To irytujące, że nadal pamiętam, o której kończą mu się zajęcia i te inne małe rzeczy, które mają z nim związek.
- Przepraszam skarbie, próbo...
- Wiem - przerwałam jej - Spokojnie, porozmawiam z nim - dodałam cicho przez bolące gardło.
Rodzicielka skinęła głową i niepewnie spojrzała na Justin'a, który nie spuszczał ze mnie wzroku. Po chwili zostawiła nas samych, a ja wstałam na równe nogi. Miałam na sobie koszulkę do połowy ud, ale nie obchodziło mnie to. Ani to, że chłopak właśnie patrzy się na moje nogi.
- Po co tutaj przyszedłeś? Zgubiłeś się? - zmrużyłam oczy.
Nie zapraszałam go tutaj. Nie chciałam go oglądać, tym bardziej biorąc pod uwagę mój stan. Obraził się a teraz, ot tak się u mnie pojawia. On żartuje?
- Nie - odparł - Nie było cię w szkole. Dom mówił, że jesteś chora i chciałem sprawdzić jak się czujesz. Martwiłem się - prychnęłam. Niezłe Bieber.
- Ty się martwiłeś? - zaśmiałam się - Ty? Tak nagle? Co się stało?
- Nic - wzruszył ramionami.
Fajnie. Ma mi tyle do powiedzenia.
- Jak widzisz żyję, więc możesz wyjść - wskazałam brodą na drzwi.
- Lu...
- Nie! - warknęłam - Unikasz mnie i ignorujesz przez ten cały czas, przez to, że Dom mnie pocałował. Słyszysz? On pocałował mnie, a nie ja jego! Odepchnęłam go do cholery! Nie dałeś mi nawet szansy by tego wyjaśnić i zachowałeś się jak jakaś pieprzona księżniczka i strzeliłeś focha. No bo przecież tak jest najłatwiej - wyrzuciłam ręce w powietrze - Teraz się o mnie martwisz i przychodzisz dowiedzieć się co u mnie? Idź do swojej Faith i sprawdź jak ona się ma, a nie ja - zacisnęłam pięści, ale po chwili je rozluźniłam - A teraz wyjdź, nie czuję się dobrze - dotknęłam ręką swojego czoła.
- Proszę porozmawiajmy - rzucił błagalnie.
- Wyjdź! - krzyknęłam i poczułam ostre pieczenie w gardle - Tam są drzwi - wskazałam na nie.
Justin nie poruszył się nawet o milimetr. Westchnęłam zirytowana i podeszłam do nich. Otworzyłam je szeroko i popatrzyłam na szatyna, który odwrócił się w moją stronę. W oczy rzucił mi się nieśmiertelnik, który podarowałam mu go na urodziny. Ten ze splecionymi literami naszych imion. J i L. Nadal go nosił. Jednak nie mogłam się złamać na ten widok. Musiałam pozostać silna.
- Nie każ mi prosić ojca by cię stąd wyrzucił - mruknęłam, po czym spuściłam wzrok na swoje stopy.
Nie odezwał się, tylko podszedł do otwartych drzwi. Zatrzymał się przy mnie, ale odwróciłam głowę w lewo, dając mu znać, że nie chce z nim gadać. Teraz moja kolej na to, by go nie słuchać. Tym razem to ja będę księżniczką, która się obraziła. Westchnął rozczarowany i wyszedł z mojego pokoju. Trzasnęłam drzwiami i przylgnęłam do nich plecami. Przeczesałam dłonią włosy do tyłu. Podniosłam głowę do góry i wpatrywałam się w sufit.
Czułam się lepiej. Psychicznie, nie fizycznie. Powiedziałam mu to, co leżało mi na wątrobie. Nawrzeszczałam na niego i od razu zrobiło mi się lżej. Właśnie tego potrzebowałam. To niezdrowe dusić w sobie emocje.
Stan fizyczny pozostawiał sobie wiele do życzenia, więc po chwili znowu znalazłam się pod ciepłą kołdrą. Przekryłam się po same uszy. Zamknęłam oczy i po chwili odpłynęłam.

***

Z tego co wskazywał zegarek spałam jakąś godzinę, może półtorej. Po tej drzemce poczułam się zdecydowanie lepiej, ale chciało mi się pić.
- No w końcu - spojrzałam na chłopaka, który siedział obok mojego łóżka i robił coś na telefonie - Nie widziałam ile jeszcze będę musiał czekać, aż postanowisz się obudzić - uśmiechnął się i schował urządzenie do kieszeni.
- Pić - wychrypiałam.
- Sok pomarańczowy - powiedział i podał mi napój - Możesz pić go hektolitrami. Chyba kupię ci miesięczny zapas na urodziny - zaśmiał się, a ja razem z nim, gdy postawiłam pustą szklankę na stoliku.
- To wspaniałe z twojej strony Scott - wywróciłam oczami.
- Cały jestem wspaniały - prychnęłam na jego samouwielbienie - Nieźle się załatwiłaś kochaniutka - oparł ręce na kolanach - Dziwi mnie, że ten twój Justin nie rozbił tu namiotu i nie spuszcza z ciebie oczu - rozbawiony poruszył brwiami, ale mi nie było do śmiechu.
- Bo go wyrzuciłam - prychnęłam.
No i w taki sposób opowiedziałam wszystko Scott'owi. Od momentu 'prawie bójki' Justin'a i Dominic'a w moim pokoju, aż do dzisiejszej kłótni. Na początku był uśmiechnięty, gdy słuchał o zazdrości Bieber'a, ale jego uśmiech znikł, gdy dowiedział się co zrobił później.
- Pieprzony dupek - wstał z krzesła - A obiecywał mi, że... - urwał, jakby zdradził jakiś sekret. No i chyba tak było.
- Co obiecał? - zapytałam i usiadłam na łóżku.
- Nieważne - machnął ręką - Pogadam sobie z nim - syknął i zmarszczył czoło.
- Nie - zaprzeczyłam od razu - Nic nie rób, proszę cię. Dam sobie radę, a jeśli nie to dam ci znać - powiedziałam błagalnie - Nie spotykaj się nim, nie rozmawiaj, nie bij czy cokolwiek innego przychodzi ci teraz do głowy - zaczęłam bawić się palcami w nadziei, że mnie posłucha.
- Okej - westchnął i ponownie zajął miejsce obok mnie. Złapałam jego rękę i ścisnęłam, na znak, że jestem mu wdzięczna - Daniel nie wie, prawda? - pokręciłam przecząco głową w odpowiedzi - Powiedz mu, bo wkurzy się jeszcze bardziej - poprosił.
- Wiem - odparłam - Tak w ogóle to co ty tutaj robisz? Nie powinieneś być na zajęciach?
- Tak, ale chciałem cię odwiedzić, gdy dowiedziałem się od cioci, że jesteś chora i jak zwykle dowiedziałem się czegoś nowego - posłał mi znaczące spojrzenie - Poza tym chciałem dowiedzieć się co z zawodami. Będziesz? - zapytał.
- Oczywiście. Muszę być tam z ekipą. To wielka szansa dla nas - odsunęłam szufladę z szafki nocnej i wyciągnęłam wejściówki na konkurs. Podałam mu dwie, dla niego i Victorii - Dzięki temu będziecie też mogli wejść do mnie do szatni, jeśli będziecie chcieli - wyjaśniłam.
- Dzięki - schował je do kieszeni.
Jeszcze kilka tygodni temu, w szufladzie leżało kilka takich papierków, ale wszystkie już rozdałam. Justin'owi podarowałam jeden. Jego mama ma kolejny. Obiecałam jej, że go dostanie i dotrzymuję słowa. Daniel, podobnie jak Scott otrzymał dwie wejściówki. Dla siebie i Natalie. Nie prosił o nią, ale skoro kogoś ma i ja chce tego ktosia poznać... Czemu nie?
Resztę czasu z Scott'em spędziłam na rozmowie i graniu w karty. Potrafiłam grać tylko w wojnę i pokera. W rozbieranego pokera grywaliśmy tylko na imprezach, gdy większość ludzi była już nieźle wstawiona i dla nich nie grało różnicy to, czy są w ubraniach czy też nie. Graliśmy wtedy również w "prawda czy wzywanie", "nigdy, przenigdy" i w butelkę.
Impreza.
Dzień po zawodach jest przyjęcie urodzinowe Emmy. To bardzo dobrze, że jest akurat w ten dzień. Wyluzuję po konkursie i będę miała całą niedzielę, na doprowadzenie siebie do porządku po imprezie.
Nie mogę się doczekać.

-------------------------------------------- 

Witam!
Pochwalacie reakcję Lucii? Postąpilibyście tak samo jak ona czy inaczej?
Macie pomysł na nazwę grupy, w której tańczy Lu? Co prawda mam tam jakąś, ale nie jestem co do niej przekonana. Jeśli macie jakieś propozycje piszcie w komentarzach, na twitterze, asku, e-mailu lub w prywatnych wiadomościach. Gdzie tylko chcecie i możecie.
Powodzenia jutro w szkole i do następnego! xx

niedziela, 22 listopada 2015

Rozdział 14

"Po prostu jestem zazdrosna
Jestem tylko człowiekiem
Nie oceniaj mnie" ~ Beyonce - Jealous


Kolejny dzień różniący się tylko tym, że Justin całkowicie mnie ignoruje. Nie patrzył na mnie, nie rozmawiał ze mną, traktował jak powietrze. Próbowałam kilka razy z nim porozmawiać, ale to na nic. Za każdym razem mnie odtrącał.
Z tego, iż jestem sama skorzystał Dominic. Po raz kolejny przeprosił mnie za pocałunek. Powiedziałam mu, że jest okej, ale co innego miałam powiedzieć? Co się stało to się nie odstanie. Jednak poprosiłam go, by więcej tego nie robił chyba, że go o to poproszę, ale szansa na to jest wynosi zero
Mabley towarzyszył mi na przerwach, gdy zauważył zachowanie Justin'a. Nie musiał tego robić, zważywszy na to, że szatyn i tak chce go zmiażdżyć. Czułam na sobie jego spojrzenie. Śledził każdy mój ruch, nawet ten najmniejszy. Dominic również, ponieważ poinformował mnie o tym. Wzruszyłam na to ramionami, ale wewnętrznie śmiałam się z Justin'a. Sam doprowadził do takiej sytuacji, więc powinien oszczędzić sobie tych spojrzeń i zająć się Faith. To z nią się spotyka.
Skoro już o niej mowa, to brązowowłosa była wniebowzięta. Bieber olał mnie i pobiegł do niej. Faith oczywiście korzysta z tego jak może, posyłając mi swoje uśmieszki i wymieniając się z nim śliną na moich oczach. Żal mi jej, a Justin'a jeszcze bardziej.
Odchodziłam właśnie od szafki, gdzie zostawiłam swoje książki. Odpowiadałam na sms-a Any, gdy wpadłam na kogoś. Usłyszałam tylko odgłos książek upadających o ziemię, a następnie ten jakże irytujący głos Faith. Westchnęłam głośno i wywróciłam oczami.
- Oh to tylko ty - powiedziała, gdy odwróciłam się w jej stronę.
- Aż ja.
- Wpadłaś na mnie, więc teraz mogłabyś posprzątać moje książki - gdy tylko te słowa wyszły z jej ust wybuchłam śmiechem.
Ona tak serio?
- A ty mogłabyś zacząć myśleć - odparłam, gdy się uspokoiłam - Ale fakt, wymagam za dużo - dodałam, będąc już poważną.
- Lucia, rozumiem, że jesteś zazdrosna o Justin'a. Która dziewczyna by nie była? Powinnaś się pogodzić, że wybrał mnie zamiast ciebie. W końcu przejrzał na oczy i jest ze mną. Z czasem przestanie boleć - teatralnie położyła dłoń na sercu.
- Z czasem przestanie boleć, ale moja głowa od twojego jazgotu - poprawiłam ją - Normalnie mam z ciebie niezły ubaw, ale teraz najnormalniej w świecie jest mi ciebie szkoda - zaplotłam ręce pod piersiami - Myślisz, że wygrałaś? Możesz się z nim pieprzyć na różne sposoby i w różnych miejscach, ale nigdy nie będziesz z nim tak blisko jak ja i nigdy nie zaufa ci w taki sposób jak mnie.
- Co się dzieje? - u boku Faith nagle pojawił się Justin.
- Wystarczyłby jeden mój ruch i zostawiłby cię bez zastanowienia - dodałam ignorując jego obecność - Nie zrobię tego, bo chcę by ten idiota sam zmądrzał - spojrzałam na niego, po chwili przenosząc spojrzenie na Faith - Teraz jest z tobą, bo sobie coś ubzdurał i poleciał do ciebie, by zrobić mi na złość. Cieszysz się tymi ochłapkami siebie, które ci daje, gdy ja miałam go całego. Widzisz tą różnicę?
- To tobie się coś ubzdurało - warknęła Faith podchodząc do mnie i ściskając mój nadgarstek - Jesteśmy razem szczęśliwi, a tobie nic do tego ty mała suko - teraz się doigrała.
- Nie mierz mnie swoją miarą dziwko - wyrwałam nadgarstek i odepchnęłam ją tak, że poleciała na armię swoich pustaków. Miała szczęście, że ją złapały - Coraz bardziej mnie wkurwiasz i jeśli nie chcesz mieć obitej buźki, omijaj mnie baaaardzo szerokim łukiem, bo ostatnio bywam nerwowa - uśmiechnęłam się sztucznie.
Nie często przeklinam. Praktycznie wcale. Tylko wtedy, gdy ktoś bardzo mnie wkurzy.
Faith ruszyła na mnie, chcąc mnie najprawdopodobniej uderzyć, ale uniemożliwił jej to Justin, który złapał ją za biodra. Zaczęła piszczeć i wyrywać mu się, wyciągając ręce w moją stronę.
- Trochę przesadzasz Lu - powiedział szatyn, mocno trzymając dziewczynę.
- Lepiej wytresuj swojego pieska Justin, żeby tyle nie szczekał - powiedziałam, mrużąc przy tym oczy - Między naszą dwójką - skazałam na nas palcami - ty jesteś jedynym, który będzie przepraszał - brałam głębokie wdechy i wydechy. Tylko spokój ratuje mnie, Justin'a i Faith - I nie nazywaj mnie Lu - jego twarz pokrył szok i niedowierzanie - Straciłeś do tego prawo.
Justin wpatrywał się w mnie z lekko uchylonymi ustami. Odwróciłam się na pięcie i przepchnęłam przez przyglądający się nam tłum, dostając się na zewnątrz. Stanęłam na szczycie schodów rozglądając się w około.
Nie planowałam tego powiedzieć. On jako pierwszy i jedyny nazywał mnie "Lu", ale... Ale byłam taka wściekła i zła na niego. Chciałam, żeby go zabolało tak jak mnie, gdy widzę jego przytulającego i całującego się z Faith. To nie jest miły widok, a muszę znosić go, pokazując przy tym, że mnie to nie rusza. Rusza i to bardzo, ale jak widać jestem dobrą aktorką, bo nikt tego nie zauważył. To dobrze. Nawet bardzo dobrze. Nikomu nie muszę się tłumaczyć z tego co czuję. Wszyscy myślą, że jest okej, a ja całkowicie olewam tą sytuację. Nie ważne, że w środku jest nieco gorzej.
Faith miała rację w jednej sprawie. Teraz to do mnie dotarło. Jestem zazdrosna.
Jestem zazdrosna o to, że to nie ja jestem na jej miejscu.
Jestem zazdrosna o to, że to ją całuje.
Jestem zazdrosna o to, że to ją przytula.
Jestem zazdrosna o to, że to ją trzyma za rękę.
Jestem zazdrosna o to, że to z nią spędza czas.
Jestem zazdrosna o to, że to to jej poświęca swoją uwagę.
Jestem zazdrosna o niego.
Wiem, że nie powinnam. To mój przyjaciel, ale nie mogę pozbyć się tego uczucia, że to nie jest miejsce dla Faith, tylko dla mnie. To nie ją powinien przytulać, całować i pocieszać tylko mnie. To niewłaściwe, ale nie mogę inaczej. Chciałabym to zmienić i nie czuć tej całej zazdrości, ale nie jestem w stanie nic z tym zrobić. Nie można zmienić uczuć, choć często taka zmiana wyszłaby ludziom na dobre. W obecnej chwili mnie. Nie myślałabym o tym i nie zadręczała się niepotrzebnymi myślami.
Zdecydowanie za dużo wrażeń i emocji jak na jeden dzień. Muszę się rozluźnić i odstresować, a jedynym wyjściem na to jest taniec. Została mi jeszcze jedna lekcja, więc nic się nie stanie jeśli mnie na niej nie będzie. I do końca dnia nie zobaczę twarzy Faith co tylko bardziej by mnie zdenerwowało. Mogłam również natknąć się na Justin'a a jego też chciałam uniknąć.
Zbiegłam ze schodów od razu kierując się do swojego auta. Wsiadłam i wrzuciłam torbę z książkami na tylne siedzenie. Jakieś zeszyty wypadły, ale nie przejmowałam się tym. Odpaliłam samochód, włączyłam radio i wyjechałam ze szkolnego parkingu, jadąc prosto do studia.
Na miejscu byłam piętnaście minut później. Zatrzymałam się w jakimś sklepie po wodę, bo zapomniałam wziąć ze sobą z domu. Zawiesiłam na ramieniu czarną sportową torbę z Adidas'a. Upewniłam się, że auto jest zamknięte i ruszyłam ku szklanym drzwiom.
W recepcji przywitała mnie Helen wraz ze zdziwionym spojrzeniem. Byłam godzinę przed czasem. Nie pytała co się stało. Sądzę, że po mojej minie stwierdziła, iż lepiej będzie ze mną porozmawiać, gdy się wyładuję. Zdawała sobie sprawę, że tak będzie teraz najlepiej. Widziała mnie w podobnym stanie, ale zawsze to rodzice mnie do tego doprowadzali, swoimi wywodami na temat mojej przyszłości jako cholernego prawnika lub przeklętego lekarza. W końcu Marcia i Oliver Anderson'owie wszystko wiedzą najlepiej i nigdy się nie mylą.
Przebrana w krótkie czarne dresowe spodenki, granatową bokserkę i błękitną bluzką na jedno ramię, weszłam na salę od razu podchodząc do wieży i wybierając jakąś żywą piosenkę. Szybko związałam włosy w kucyka, by mi nie przeszkadzały.
Gdy chcę pozbyć się negatywnych emocji kłębiących się we mnie, tańczę do czegoś szybkiego, a gdy jestem smutna wybieram coś wolnego i spokojnego. To zależy od mojego nastroju, ale zawsze działa.
Byłam całkowicie pochłonięta moimi ruchami. Koncentrowałam się na moich krokach obserwując je w odbiciu luster. Teraz miałam głęboko w nosie Justin'a, Faith, Dom'a, rodziców. Wszystkich. Cały świat. Teraz byłam zamknięta we swoim własnym małym świecie, gdzie byłam tylko ja, taniec oraz muzyka i nikt nie miał tam prawa wstępu. Nic więcej się nie liczyło.
Ruszałam się energicznie w rytm melodii wydobywającej się z głośników. Stawałam się coraz bardziej zmęczona, ale tym samym bardziej spokojna. Złe emocje ze mnie wypłynęły. Nie była już wkurzona czy zła.
Czułam się wolna i to było jedno z najlepszych uczuć na całym świecie. Nikogo nie muszę słuchać, o nikogo się martwić. Nie muszę nic.


---------------------------------------- 

Jak się macie?
Podoba wam się zazdrosna Lu? Już w następnym konfrontacja Lu i Justina, ale to za tydzień. Nie dam rady dodać rozdziału w środę, choć bardzo bym chciała. Zbliża się semestru, a co za tym idzie - poprawianie ocen.
Zostawiajcie komentarze i/lub gwiazdki, chce wiedzieć co myślicie.
Trzymajcie się ciepło, widzimy się w piętnastym rozdziale!

niedziela, 15 listopada 2015

Rozdział 13

"Jestem zmęczona Twoją postawą
Czuję się jakbym Cię nie znała" ~ Taylor Swift - Tell Me Why


Dzisiaj przyjechałam do szkoły swoim autem, mimo iż dzisiaj jest kolejka Justin'a. Jego samochód był już zaparkowany w stałym miejscu. Swoim pojazdem stanęłam na parkingu, który znajdował się naprzeciw. Złapałam swoją torbę z książkami i wysiadłam. Zamknęłam auto i zaczęłam iść schodami prowadzącymi do szkoły. W szafce zostawiłam niepotrzebne podręczniki i poszłam pod salę, w której mieliśmy mieć lekcje.
Miałam biologię, a Justin geografię. Z moich obliczeń wychodzi na to, że przy dobrych wiatrach spotkamy się podczas przerwy na lunch lub jednej z ostatnich lekcji. Nie miałam zamiaru biegać po całej szkole - która nie należy do małych - i pytać każdej napotkanej osoby, gdzie jest Justin.
Mówią, że jeśli się na coś czeka, czas płynie wolniej i cóż, mają rację. Lekcje mijały w ślimaczym tempie. Na przerwach nie widziałam szatyna, na lunchu też się nie pojawił. Jest bardzo zdesperowany, żeby mnie unikać. 
Tchórz.
Zobaczyłam go dopiero na angielskim czyli na ostatniej lekcji, ale nie mieliśmy okazji porozmawiać. Nauczyciel zaczął tłumaczyć nową lekcję, a później pytać o prace nad projektami. Gdy zadzwonił dzwonek oznajmując koniec lekcji, Justin wybiegł z sali jak poparzony. Nie zastanawiając się nad niczym ruszyłam za nim. Szedł szybko przed siebie torując sobie drogę między ludźmi, którzy również skończyli lekcję i wychodzili z klas. Wyszedł na zewnątrz i poszedł na parking szkolny. Widziałam tylko jego plecy.
- Justin! - krzyknęłam, gdy znalazłam się bliżej niego - Justin! - zawołałam ponownie, ale również nie zareagował - Justin do cholery! - wrzasnęłam, a wszyscy spojrzeli na nas.
Pokazałam im środkowy palec. Wszyscy zrozumieli przekaz natychmiastowo. Odwrócili się i zaczęli interesować się swoim życiem. No i kurwa dobrze. To nie są ich sprawy, więc niech się w nie, nie wpieprzają. Mają własne życie więc nich nim się przejmują, a nie tym co dzieje się w "związku" Justin'a i Lucii.
- Co? - warknął. Stanęłam przed nim.
Przeraziłam się. Nigdy nie był taki dla mnie. Nie zachowywał się w ten sposób w stosunku do mnie. Tak chłodno i chamsko.
- O co ci chodzi? Czemu mnie unikasz? - zapytałam spokojnie, lustrując jego twarz.
Jego twarz była napięta. Miał zmarszczone brwi. Wyraźnie widać, że zaciska szczękę i pięści po bokach swojego ciała. Z jego oczu aż buzowała wściekłość. Na kogo? Na mnie? No oczywiście, że na mnie, ale jestem ciekawa powodu jego negatywnych emocji. Nic mu przecież nie zrobiłam.
- Myślałem, że wolisz ten czas spędzić ze swoim chłopakiem - syknął, wpatrując się we mnie wrogo.
Co on bredzi? Naćpał się czegoś?
- Ale ja nie mam chłopaka - zaprzeczyłam natychmiast.
- Och, proszę cię - westchnął - Widziałem cię, gdy całowałaś się wczoraj z Dom'em. Nie musisz zaprzeczać - co, co, co, co, co, co, co? - Przepraszam nie mam czasu, muszę pracować nad projektem - wyminął mnie i wsiadł do swojego samochodu, nie pozwalając mi się wytłumaczyć.
Co do cholery się właśnie stało?
Tu musi być jakaś pieprzona ukryta kamera. Proszę niech ktoś wyskoczy z zza krzaków i krzyknie "zostałaś wkręcona" czy coś w tym rodzaju.
Jeśli dobrze wywnioskowałam, to Justin widział jak Dom mnie pocałował i dlatego teraz zachowuję się tak, jak się zachowuje. Jest zazdrosny i wściekły jak diabli. To ja powinnam być wściekła na niego. I jestem. Odwala jakieś szopki nie mając ku temu konkretnych powodów. I nawet nie pozwolił mi niczego wyjaśnić. Skoro już stał tam i nas podglądał to mógł zostać do końca i zobaczyć to, że odepchnęłam go i odeszłam. Bezmyślny kretyn.
Zła wsiadłam do samochodu i wyjechałam z parkingu. Szybko znalazłam się pod domem. Wysiadając z auta trzasnęłam drzwiami, czego nigdy nie robię. Szanuję moje auto. Teraz jednak nie panuję nad sobą. Weszłam do domu, powtarzając czynność z drzwiami. Ściągnęłam trampki kopiąc je w kąt.
- Boże, Lucia - westchnęła moja mama - Coś się stało? - zmarszczyła brwi.
Co ona o tej godzinie robi w domu? Nie powinna być w szpitalu jak zawsze? Nie żebym narzekała, po prostu jestem zaskoczona jej widokiem.
- Tak - uśmiechnęłam się sztucznie - Faceci to skończeni kretyni - wyrzuciłam ręce w powietrze.
Mama odrzuciła głowę do tyłu i zaczęła się śmiać. Fajnie, że dla niej to zabawne. Dla mnie już nie bardzo.
- Doszłaś do tego w bardzo młodym wieku - odparła, gdy tylko się uspokoiła.
- To chyba lepiej - wzruszyłam ramionami i poszłam do pokoju.
Gdy się odświeżyłam, zeszłam na dół by zjeść obiad z mamą. Za chwilę musiała jechać do szpitala na dyżur. Wybiegła z domu, żegnając się ze mną i prosząc bym wzięła Rambo na spacer, gdy posprzątam. Zabrałam talerze do kuchni i włożyłam je do zmywarki. Związałam włosy w kucyka i zawołałam psa. Już po chwili znalazł się przy mnie i zaczął na mnie skakać. Kucnęłam przy nim i zapięłam mu obrożę. Zadowolony merdał ogonem i czekał aż wyjdziemy. Zamknęłam drzwi i zabrałam klucze ze sobą.
Rambo zaczął na kogoś szczekać. Podniosłam głowę do góry i zobaczyłam Dom'a, który zmierzał w naszą stronę. Jeszcze jego tu brakowało. Nie miałam najmniejszej ochoty na towarzystwo. Postanowiłam zagrać miłą i przykleiłam na twarz uśmiech.
Przywitaliśmy się. Dom postanowił dołączyć do nas na spacerze. Przyszedł do mnie trochę wcześniej, by popracować nad tym cholernym projektem. Szczerze zapomniałam, że dzisiaj też miałam się z nim spotkać.
Gdy mijaliśmy dom Bieber'a zobaczyliśmy Justin'a i Faith. Dziewczyna, gdy tylko mnie zauważyła rzuciła się na szatyna i zaczęła go całować. Nie byłam zszokowana. Zdziwiłam się dopiero wtedy, gdy ten jej nie odepchnął tylko pogłębił pocałunek obejmując w talii. 
Zabolało. To nie jest jej cholerne miejsce. Niech idzie do szkolnej drużyny piłki nożnej i z nimi się obściskuje, co zresztą robi. Nigdy nie lubiłam Faith, ale teraz pałam do niej czystą nienawiścią. Dotknęła coś, co nie było jej. Moje w całości też nie, ale jakaś część tego chłopaka, który w tym momencie wpycha język do gardła Shake, jest moja i tylko moja. Faith ani nikt inny jej nie zdobędzie.
- Nie zacznijcie się tu pieprzyć - powiedziałam spokojnie. Za spokojnie jak na mnie w takiej sytuacji - A ty Justin uważaj, bo możesz coś od niej złapać - dodałam nie zaszczycając ich ani jednym spojrzeniem, więc nie widziałam jakie mieli miny.
Mogłam sobie jedynie wyobrazić wściekłą Faith, bo po raz kolejny upokorzyłam ją przy Justin'ie. Bieber pewnie kipiał ze złości, gdy zobaczył mnie w towarzystwie Dominic'a. Jednak nie chciałam o nim myśleć. Jedynym wyjściem z tej sytuacji był brunet, idący obok mnie, który zaczął opowiadać mi jakąś historię. Wyrzuciłam z myśli tamtą dwójkę i skupiłam się na tym co mówi Mabley. Nie interesowało mnie to, ale wolałam słuchać jego, niż zaprzątać sobie głowę Justin'em i Faith. To nawet brzmi okropnie. "Justin i Faith". Brr...
Jedynym plusem w te sytuacji było to, iż Dom zrozumiał, że nie wrócimy do siebie. Myślał, że jeśli odsunę się do Bieber'a, może się zejdziemy, ale zauważył, że nic z tego nie wyjdzie. Czy Justin jest przy mnie, czy nie, nie stworzymy już pary. Dobrze, że w końcu to dostrzegł. Dom to naprawdę świetny i przystojny chłopak. Lubię go, ale zasługuje na kogoś lepszego niż ja. Kogoś kto na poważnie coś do niego poczuje i będzie mu na nim zależeć.
Wieczorem nie miałam co robić. Dziewiętnasta. Ta cholerna godzina zaczęła mnie prześladować. Nie chodziłam na ulicę Justin'a i moją, bo doskonale wiedziałam, iż go tam nie zastanę. Od tamtego dnia to przestało być naszym stałym rytuałem. Dlatego teraz jestem na plaży.
Siedzę na piasku bez butów, obejmując ramiona nogami. Brodę oparłam o kolano i wpatrywałam się w fale. Mechanicznie wstałam i podeszłam bliżej. Moje stopy znalazły się pod wodą. Była zimna, ale mimo to nadal stałam w niej po kostki. Przeszły mnie dreszcze.
Po chwili wycofałam się i ponownie usiadłam na piasku. Zadzwonił mój telefon. Uśmiechnęłam się na widok imienia, które pojawiło się na ekranie. To Daniel. Nie powiedziałam mu co dzieje się ze mną i Justin'em. Pewnie chciałby tu przyjechać. Nie mogę na to pozwolić. Ma teraz ważne egzaminy i musi się uczyć. Może kazałby przyjechać Scott'owi do mnie w odwiedzinach. Nie chciałam tego. Chciałam po prostu trochę pobyć sama. Dobrze mi to robi i nie narzekam na brak towarzystwa. Już niedługo Emma - dziewczyna z którą mam biologię - ma urodziny i zaprosiła mnie na swoją imprezę z tej okazji. Pewnie się na nią wybiorę. Będzie tam cała szkoła i nie zamierzałam z niej rezygnować. Dodatkowo ostatnio kupiłam jej prezent. Postanowiłam tam pójść i dobrze się bawić. Nikomu - a szczególnie Justin'owi - nic do tego ile wypiję czy z kim zatańczę. On może robić co chce więc ja również. Nie ma prawa niczego mi zabraniać i rozkazywać. To on zdecydował o tym jak ma potoczyć się nasza przyjaźń. Stracił mnie, ale zyskał Faith. Mam tylko nadzieję, że jest szczęśliwy ze swojego wyboru. Nie będę załamywać się z tego powodu, bo nie warto. 
Pokażę wszystkim nową Lucię, bez Justin'a.

------------------------------------------------------------------

Witam i o zdrowie pytam!
Kretyn czy mega kretyn? Drama, drama, drama.
Co sądzicie o Purpose? Jakie piosenki są waszymi ulubionymi? Szczerze, ja jestem zakochana w tej płycie. Jestem dumna z Justina, wykonał świetną robotę.
Do następnego, bye!

środa, 11 listopada 2015

Rozdział 12

"Nie jest między nami idealnie
Nawet anioły mają swe demony" ~ Lea Michele - Burn With You


- Jestem zmęczona - powiedziałam i położyłam się na dywanie w moim pokoju. Był wyjątkowo miękki - Jak dobrze, że to koniec na dziś - dodałam i przeciągnęłam się. Poczułam, ze coś strzela mi w karku.
- Ja też mam dość - odpowiedział chłopak i wstał z krzesła - Będę już wychodził - zaczął zbierać swoje rzeczy.
Gdy był już spakowany zeszłam z nim na dół, żeby go odprowadzić. Ubrałam jakieś buty i wyszliśmy na zewnątrz. Było w miarę ciepło. Wiał lekki wiaterek, który rozwiewał moje włosy. Już nie mogłam doczekać się lata i wakacji. To była najlepsza pora roku w LA.
- Dasz radę jeszcze jutro się spotkać? - zapytał, gdy staliśmy przy jego samochodzie.
- Jutro odpada - pokręciłam głową - Zbliża się konkurs i muszę być na treningu. Miał być kilka miesięcy temu, ale przełożyli go przez jakiś remont - westchnęłam rozdrażniona. Po jaką cholerę ustalają termin zawodów, gdy wiedzą, że ma być jakiś remont? - Dam znać ci w szkole kiedy dokładnie będę mogła - uśmiechnęłam się lekko.
- Okej - kiwnął głową - Pa Lu - Dom pochylił się w moją stronę, a ja znieruchomiałam.
Lu.
Powiedział do mnie Lu.
Tylko Justin może mnie tak nazywać. To się nie zmieni mimo wszystko. Może to głupie, ale tylko dla niego jestem "Lu". Dla nikogo więcej. On to wymyślił i tym samym zastrzegł sobie prawa do tego przezwiska.
- Lucia - poprawiłam - Dla ciebie tylko Lucia - wymusiłam uśmiech.
- Lucia - westchnął.
Był rozczarowany, ale co ja mogłam zrobić? On i nikt inny nie może się tak do mnie zwracać. Nie pozwolę mu tak do siebie mówić. Gdyby Justin to usłyszał, zabiłby go na miejscu, a nie chcę narażać nikogo na śmierć lub więzienie.
- Do jutra - rzuciłam szybko.
- Cześć - ponownie pochylił się w moją stronę, a ja w jego żeby cmoknąć się w policzek na pożegnanie.
Nie wyszło tak jak powinno. Dominic przekręcił głowę tak, że jego usta spotkały się z moimi. Położył dłonie na moich policzkach, przyciągając mnie do siebie. Nie wiedziałam co się dzieje. Byłam jak sparaliżowana. Całował mnie, a ja stałam jak słup soli. Gdy wróciło mi myślenie, odepchnęłam go od siebie i wytarłam usta.
- Nigdy więcej tego nie rób - warknęłam.
Jakim pieprzonym prawem on mnie pocałował?!
- Przepraszam - powiedział, ale wiedziałam, że nie robi tego szczerze. Zrobiłby to jeszcze raz - Po prostu myślałem, że...
- Nie, ty nie myślałeś - syknęłam - Nie jestem twoją dziewczyną i nie możesz mnie ot tak całować, jasne? Nie życzę sobie tego - zacisnęłam dłonie w pięści po moich bokach - Jedź już - machnęłam lekceważąco głową i odwróciłam się na pięcie.
- Lucia - jęknął.
- Jedź! - krzyknęłam i weszłam do domu, trzaskając za sobą drzwiami.
Co on sobie do kuźwy myślał? Że odwzajemnię jego pocałunek? Dziesiątki jak nie setki razy powtarzałam mu, że nie wrócimy do siebie i niech nie robi sobie żadnej nadziei. Myślałam, że wyraziłam się jasno. On w tym czasie odwala coś takiego! W tej chwili mam ochotę do niego pojechać i uderzyć go za to. Nie zrobiłam tego teraz, ale jeśli sytuacja się powtórzy, nie powstrzymam się.
Wściekła weszłam do swojego pokoju i zaczęłam sprzątać pomieszczenie. Wszędzie walały się karteczki i brudne ubrania, a ja musiałam skupić się na czymś innym.
Westchnęłam wściekła i rzuciłam bluzką o podłogę, bo nie chciała się złożyć. Przez niego jestem zirytowana na wszystkich i wszystko. Nawet taki położony w nieodpowiednim miejscu zeszyt działał mi na nerwy. Leżał tam od tygodni, ale dopiero teraz zaczął mnie drażnić.
Usiadłam przy łóżku, odchylając głowę do tyłu i zamykając oczy. Potarłam skronie. Miałam dość myślenia. Chciałabym to teraz wyłączyć. Taki przycisk bardzo by się przydał.
Za dwie minuty dziewiętnasta i za jakąś godzinę wraca mama z dyżuru. Tato zaszył się w gabinecie jak zwykle. Już przestało mnie to dziwić i obchodzić. Gdy byłam młodsza jeszcze tam chodziłam i prosiłam ojca by usiadł z nami przed telewizorem. Nie przynosiło to żadnych skutków, ale zależało mi na tym i nie ustępowałam. Później przestało mnie to obchodzić. Dla niego najważniejsza jest jego kancelaria i klienci.
Dziewiętnasta!
Justin!
Zerwałam się na równe nogi, ściągając koszulkę i rzucając ją na łóżko. Później posprzątam. Założyłam na siebie cienki sweterek, a na stopy skarpetki. Zbiegłam na dół, związując włosy gumką, którą miałam na nadgarstku. Poprawiłam kucyk przy lustrze i schyliłam się po buty. Od razu podbiegł do mnie Rambo, domagając się jakiejś uwagi z mojej strony. Rzuciłam mu piłkę, by za nią pobiegł. W tym czasie ubrałam moje nieśmiertelne trampki i wypadłam z domu.
Szłam ulicą od czasu do czasu mijając sąsiadów lub całkiem obcych mi ludzi. Justin już pewnie na mnie czeka jak zawsze. Uśmiechnęłam się do siebie na tę myśl. Po szybkim spacerze byłam na miejscu, ale nie było nigdzie widać szatyna. Obejrzałam się w około sprawdzając, czy nie idzie lub nie siedział w innym miejscu. Nie było go. Usiadłam na drodze i tym razem to ja postanowiłam poczekać.
Minęło pięć minut. Dziesięć. Piętnaście.
W końcu wyciągnęłam z kieszeni telefon. Nie miałam od niego żadnych wiadomości ani nie odebranych połączeń. Zmarszczyłam brwi. Nie widziałam co się dzieje. Zapomniał? Nie, to niemożliwe. A może coś się stało? Wybrałam jego numer z listy kontaktów.
Jeden sygnał.
Dwa.
Trzy.
Cztery.
Pięć.
Zerknęłam na ekran telefonu. Połączenie zostało odrzucone.
Co? Czemu miałby odrzucić mój telefon?
Okej, ostatnio trochę się kłóciliśmy. Zawsze szło o jakieś drobnostki. Najczęściej o Dom'a. Ja nie robiłam mu afer z powodu Faith. Też jej nie lubię, ale nie zachowywałam się tak jak on.
O co może chodzić?
Wstałam z jezdni i otrzepałam ręką tyłek. Schowałam telefon do kieszeni i zaczęłam wracać do domu. A ściślej mówiąc, do domu Bieber'a. Muszę wyjaśnić z nim tę sprawę. Nie mogę tego tak zostawić.
Gdy stanęłam przed drzwiami do jego domu, nacisnęłam dzwonek. Chwilę później pojawiła się w nim Renee. Uśmiechnęła się do mnie, jakby współczująco? Co się tu do cholery dzieje?
- Jest może Justin? - zapytałam do razu. Stąpałam z nogi na nogę, będąc coraz bardziej zdenerwowaną.
- Nie ma - zmarszczyłam brwi - Miał nagły wyjazd i nie mógł tego odłożyć - wytłumaczyła.
- I nic mi nie powiedział?
- Może zapomniał albo nie miał czasu - wzruszyła ramionami.
- No cóż... Dziękuję - uśmiechnęłam się sztucznie i pożegnałam się z kobietą.
Nie wierzyłam jej. Justin zawsze powiadamia mnie o swoich planach. Nawet jeśli to druga w nocy. Pisze sms-a wiedząc, że i tak go przeczytam, prędzej czy później. Zawsze znajdzie dla mnie czas. Dałby mi znać o tym wyjeździe. Wiedział dokładnie, że bardzo bym się o niego martwiła.
Wycofałam się spod ich drzwi i ruszyłam do swojego domu. Jeszcze pod nich domem stanęłam i poparzyłam na niego. W pokoju Justin'a świeciło się światło i mogłabym przysiąc, że widziałam jak ktoś stał przy oknie. Niezbyt sprytnie Justin.
Teraz miałam pewność, że nigdzie nie wyjechał i kazał tak powiedzieć Renee, gdy przyjdę, a na pewno wiedział, że się pojawię. Tylko dlaczego to zrobił? Co takiego ja zrobiłam, że zaczął mnie unikać i ignorować? Nie chce nawet ze mną gadać, a ja nie mam pojęcia o co może mu dokładnie chodzić.
Byłam smutna, rozczarowana i zła. Zawiodłam się na nim. Każdą sprawę mieliśmy omawiać razem co by się nie stało, a tym bardziej jeśli sprawa dotyczyła nas. A on? Chowa głowę w piasek. Bolało mnie to.
Jednak jutro też jest dzień. Przyjdzie do szkoły. Musi. On wie, że ja wiem, że to wszystko jest ściemą. Ten nagły wyjazd i tak dalej. Nie jestem idiotką. Jutro będzie w szkole i będzie musiał ze mną porozmawiać, czy mu się to podoba czy nie.
Wróciłam do domu i usiadłam na schodach. Oparłam głowę o ścianę i spuściłam ramiona w dół. Od razu przybiegł do mnie Rambo. Zaczął oglądać mnie z każdej strony, a później wdrapał się na moje kolana i przytulił do mojego brzucha.
Najpierw Dominic mnie całuje, później Justin ignoruje i obraża. Zrozum tu mężczyzn. W szczególności tego drugiego, bo teraz Bieber'a w najmniejszym stopniu nie rozumie. A mówią, że to kobiety są skomplikowane i nie da się ich zrozumieć. Płeć męska nie jest lepsza. Nas można jeszcze usprawiedliwić okresem, ale ich?
- Faceci to jednak idioci - szepnęłam do psa, a on podniósł głowę i popatrzył na mnie.
Położył mordę na moim ramieniu a ja przeniosłam swoją dłoń na jego grzbiet i zaczęłam go głaskać. Westchnęłam głośno, tępo wpatrując się w jeden punkt na podłodze.
Na dzisiaj mam dość.

----------------------------------------------------------------------------- 
Witam, witam!
Jak wrażenia po odsłuchaniu Love Yourself i The Feeling? Jaka reakcja na wieść o PURPOSE TOUR? Trzymajmy kciuki, żeby na liście pojawiła się Polska, choć ja osobiście nie pojadę na koncert.
Jak podoba wam się nowa okładka na wattpad? Zostawiam wam również link do aska.
Widzimy się ponownie w niedzielę. Trzymajcie się!

niedziela, 8 listopada 2015

Rozdział 11

"Z tobą czuję, że żyję,
Tak jak wszystkie brakujące kawałki mojego serca w końcu składają się w całość" 
~ We The Kings - Sad Sond ft. Elena Coats


Justin przerwał ich kontakt wzrokowy i położył się na moim łóżku, jak gdyby nigdy nic. Wziął do ręki mój telefon i zaczął obracać go w każdą stronę, jakby widział go po raz pierwszy.
Co do cholery?
- My się chyba już pożegnamy - zwróciłam się do Any i położyłam laptopa na biurku.
- Bóg się opuścił? - wykrzyknęła - Nie mogę tego przegapić - wywróciłam oczami, ale nie przerwałam rozmowy.
Odwróciłam się przodem do Dom'a chcąc z nim porozmawiać. Zerknęłam szybko na Justin'a, który nie przerywał swojego, jakże interesującego zajęcia.
- Pomyślałem, że moglibyśmy zacząć pracować w sobotę. Pasuje ci od siedemnastej do jakiejś dziewiętnastej czy dwudziestej? - zapytał, skupiając swoją uwagę na mnie.
Miałam już otworzyć usta by odpowiedzieć, ale uprzedził mnie ostry głos Justin'a:
- Jest zajęta - przynajmniej powiedział prawdę.
Po części. Jestem zajęta od dziewiętnastej, chyba, że on miał jakieś plany, które uwzględniały mnie, a nie widziałam o nich.
Dominic kompletnie go zignorował. Jakby w ogóle go tam nie było. Dziwne, bo przed chwilą zabijali się wzrokiem. W żaden sposób nie zareagował na jego słowa, czekając na to co ja mam do powiedzenia.
- Jestem zajęta - powtórzyłam.
- To może w niedzielę?
- Dla ciebie jest zajęta przez następne dziewięćdziesiąt lat - znowu odezwał się Justin, który odłożył mój telefon na szafkę nocną.
- Czy mógłbyś się do cholery nie wtrącać koleś? Nie rozmawiam z tobą - rzucił rozdrażniony Mabley, przenosząc swój wzrok na szatyna.
Bieber wstał na równe nogi i przeczesał ręką włosy. Miał świetne włosy. Są bardzo miękkie. Kiedyś pozwolił mi ich dotknąć, czego nie pozwala praktycznie nikomu. Tylko on i fryzjer, który podcina mu włosy. No i ja.
Boże, o czym ja myślę w tej chwili.
- Nie, nie mógłbym - stanął za mną tak, że plecami dotykałam jego klatki piersiowej.
- To nawet nie chodzi o ciebie, tylko o mnie i Lucię - warknął w jego stronę.
- Mylisz się - odpowiedział spokojnie, robiąc kilka kroków do przodu i stając tym razem przede mną. Miałam piękny widok na jego plecy - To co dotyczy Lu, dotyczy też mnie - syknął.
Nie widziałam jego twarzy, ale byłam pewna, że jest zdenerwowany. Widziałam jego spięte mięśnie na ramionach i plecach.
Dominic przybliżył się do niego. Wyglądał jakby miał zaraz uderzyć Justin'a. Dałabym sobie rękę uciąć, za to, że Bieber też o tym myśli. Chce mu przywalić. Od dawna chce, ale dopiero teraz pojawiła się taka okazja.
Popatrzyłam na ekran laptopa i zobaczyłam wpatrzoną w nich Anę. Była podniecona tym co się właśnie dzieje. Nie wiem jak ona mogła się tak czuć w obecnej chwili. Ja byłam spanikowana, bo za moment oni mogą zacząć się bić w moim pokoju.
- Nie jesteście razem - podkreślił to - Więc mogę się z nią spotykać, a tobie nic do tego - zobaczyłam, że Justin zaczyna szybciej oddychać, a jego dłonie formują się w pięści.
Zareagowałam automatycznie. Wcisnęłam się miedzy nich, ale nadal patrzyli tylko na siebie. Ich wzrok przepełniony był wściekłością i nienawiścią. Nozdrza Dom'a były rozszerzone, tak samo jak Justin'a, który był o krok przed uderzeniem go.
- Nawet ją pocałuję, jeśli najdzie mnie taka ochota - powiedział Mabley.
Szatyn wydał z siebie bliżej nie znany mi dźwięk i zrobił krok w jego stronę. Napotkał na swojej drodze przeszkodę, czyli mnie. Przytuliłam się do niego, oplatając rękami jego talię i wtulając twarz w jego klatkę piersiową. Szatyn znieruchomiał. Wiedziałam, że teraz byłam jedyną osobą, która go zatrzyma i uspokoi. To był impuls.
Chciałam żeby się uspokoił. Czekałam na jakiś ruch z jego strony. Doczekałam się, gdy położył dłoń na mojej talii. Schylił głowę i zaciągnął się zapachem moich włosów. Głaskałam jego plecy moimi małymi dłońmi. Oderwałam się niego, jednak pozostałam z nim w stałym kontakcie fizycznym. Trzymałam go za rękę, gdy odwróciłam twarz do bruneta.
- Dam ci znać kiedy będę miała czas na ten projekt - Justin władczo przyciągnął mnie do sobie. Spokojnie kolego, wygrałeś tę rundę - Teraz myślę, że będzie lepiej, jeśli wyjdziesz - mruknęłam, zataczając kciukiem małe okręgi na dłoni szatyna.
- Ale...
Wyjdź, nie chcę żadnej burdy tym bardziej w moim pokoju, a ty go tylko prowokujesz.
To nie tylko wina Dominic'a, bo Justin też mógłby zachować się spokojnie. Musi nauczyć się panować nad nerwami. On od razu się wściekł, jakby ktoś zabrał mu łopatkę z piaskownicy i stanął do wali by ją odzyskać. Tak, porównuję tutaj siebie do łopatki, a Justin'a i Dominic'a do dwójki dzieci. W tej sytuacji jest to bardzo trafne.
- Proszę - przerwałam mu i posłałam przepraszające spojrzenie.
- Okej - zrobił krok w moją stronę, ale Justin stanął bokiem, zasłaniając mnie częściowo i blokując mu dostęp do mnie. Jego zachowanie mówiło "to moja łopatka i piaskownica, znajdź sobie inną".
Wycofał się, gdy zauważył jego zachowanie. Zacisnął przy tym wargi i popatrzył na niego wrogo. Powiedział ciche "cześć", gdy zamykał za sobą drzwi.
Odprowadziłabym go do wyjścia, ale wątpię, by Justin spokojnie na to zareagował. Prędzej zamknąłby mnie w szafie niż na to pozwolił. Justin to jaskiniowiec.
Nie rozumiem jego zachowania. Jesteśmy przyjaciółmi, a on jest zazdrosny jak diabli o Dominic'a. Mabley'a jeszcze rozumie. Podobam mu się i chce żebyśmy do siebie wrócili, ale Justin? Nie jesteśmy parą, tylko przyjaciółmi. P r z y j a c i ó ł m i. Zwykłymi, bez żadnych bonusów. 
Wiem, nie lubią się. Chyba tylko ślepy nie zauważyłby tego. Nie wiem czemu Justin za nim nie przepada, ale to nieważne w tej chwili. Ta dwójka ma na siebie jakąś alergię i lepiej nie zostawiać ich samych w jednym pomieszczeniu, bo wtedy wyjdzie z niego tylko jeden. Drugi zostanie wyniesiony na noszach lub w plastikowym worku. Każdy i tak pewnie interesowałby się tym, za kogo będę trzymać kciuki.
Staliśmy tak jeszcze przez chwilę. Pocierałam uspokajająco jego ramię, czekając aż całkowicie się rozluźni. Patrzył tylko w moje oczy jakby chciał coś z nich wyczytać. 
- To było lepsze niż jakaś telenowela, gdzie co dwa odcinki kogoś porywają i zabijają - ciszę przerwała Ana. Zapomniałam o tym, że jest tu w jakiś sposób obecna.
Posłałam jej wrogie spojrzenie. Podniosła ręce w geście obrony. Pokazała mi jeszcze znak telefonu i powiedziała nieme "zadzwonię" i rozłączyła się. I dobrze. Będę mogła swobodnie porozmawiać z Justin'em.
- Wszystko okej? - pociągnęłam go na moje łóżko, gdzie usiedliśmy.
- Taaa - wymamrotał cicho - Przepraszam - szepnął ze skruchą w głosie - Nie powinienem był tak zareagować - westchnął - Po prostu nie trawię go. Gdy tylko go widzę mam ochotę zrobić mu krzywdę, a gdy zaczął mówić, że... - urwał i pokręcił głową - Przepraszam - powtórzył.
- Najważniejsze, że nie doszło do rękoczynów i uspokoiłeś się - uśmiechnęłam się do niego.
Nie mam pojęcia co bym zrobiła, gdyby zaczęli się bić. Nie dałabym rady ich rozdzielić. Są więksi ode mnie o kilka głów, a o tym ile razy są silniejsi ode mnie już nie wspomnę. Wystarczy spojrzeć na ich mięśnie. Musiałabym coś wymyślić. Może udałabym omdlenie i jakimś cudem, któryś z nich by to zauważył i przerwał bijatykę. Mogłaby to zauważyć również Ana i zacząć krzyczeć.
- Dzięki tobie - wtrącił - Gdyby nie ty, pewnie wywlókłbym go z tego domu i wpierdolił na ulicy - spuścił głowę i ponownie zacisnął pięści.
- Hej - złapałam za jego dłonie - Przejdziemy się na plaże? - pochyliłam się tak, by móc patrzeć na jego prawy profil.
Pokiwał głową i wstał ciągnąc mnie za sobą. Zamknęłam dom, biorąc ze sobą klucze.
Musiałam odciągnąć jego myśli od incydentu w moim pokoju. Chciałam sprawić, żeby znowu się zrelaksował i wyrzucił z głowy wszystkie niepotrzebne myśli. Ramię w ramię kroczyliśmy po plaży. W pewnym momencie zatrzymaliśmy się i usiedliśmy na piasku. Odchyliłam lekko głowę do tyłu, wystawiając twarz ku promieniom słonecznym. Mimowolnie uśmiechnęłam się do siebie.
- Wyobraź sobie siebie za, no nie wiem... Dwadzieścia, dwadzieścia pięć lat? - powiedziałam cicho. Chciałam, żeby pomyślał o czym innym i to było pierwsze co przyszło mi do głowy - Zaplanuj sobie idealne życie u boku kobiety, którą będziesz kochał do szaleństwa, z waszymi dziećmi i psem - przerwałam moją wypowiedź - Widzisz to? - zapytałam po chwili.
- Widzę - odpowiedział.
Odwróciłam głowę w jego stronę i spojrzałam na niego. Patrzył na mnie z lekkim uśmiechem i błyszczącymi od słońca oczami. Również się do niego uśmiechnęłam, a następnie przerwałam nasz kontakt wzrokowy. Wróciłam do poprzedniej pozycji i zamknęłam oczy.
Nie odzywaliśmy się już do siebie. Słuchaliśmy szumu morza, relaksując się i delektując tym spokojem, który teraz otaczał nas z każdej strony.

--------------------------------------------------------------------------- 

Heeeeeeeej!
Na początek chciałam podziękować za wszystkie komentarze, głosy i wyświetlenia. Nie spodziewałam się, że ktokolwiek będzie chciał to czytać.
Zbliża się drama. O co może chodzić, jak sądzicie?
Pomyślałam, że jeśli macie jakieś pytania możecie pisać na asku.
Przepraszam za wszystkie błędy i do następnego!

niedziela, 1 listopada 2015

Rozdział 10

"Trzymaj się uczuć
I nie pozwól im odejść
Bo my teraz musimy płynąć" ~ One Direction - Up All Night


Czas nieubłaganie leciał.
Zakończyła się przerwa świąteczna i wróciliśmy do szkoły. Teraz zbliżają się ferie wiosenne i nie mam pojęcia co będę robić przez ten cały czas.
Pierwszego marca Justin miał urodziny. Jeśli mam być szczera, nie miałam pojęcia co mu podarować. Długo się zastanawiałam. I tak postawiłam na banał. Zamówiłam srebrny nieśmiertelnik ze splecionymi literami "J" i "L". Zauważyłam, że ma dużo łańcuszków i lubi je nosić. Bałam się, że nie spodoba mu się to co wybrałam, ale był zachwycony moim prezentem. Od kąt mu go podarowałam nigdy go nie ściąga. Zawsze ma go na szyi. Ile razy nie sprawdzę, jest tam.
Od czasu tamtego "incydentu" wbrew moim obawom, wraz z Justin'em zachowywaliśmy się normalnie. Tak jakby ta sytuacja w ogóle nie miała miejsca. Na początku chciałam porozmawiać na ten temat, ale chłopak zignorował tą sprawę, więc postąpiłam tak samo. Jednak muszę przyznać, że w ostatnim czasie nasze kontakty się pogorszyły.
Nie powiedziałam o tym, iż prawie się pocałowaliśmy nikomu. Ana zaczęłaby wariować jakby to ją miał pocałować Paul Wesley. Ja nie chciałam dodatkowo tego z nią roztrząsać. Tak na prawdę to do niczego nie doszło. Powiem jej, ale nie teraz.
Justin raz w miesiącu wyjeżdżał na weekend. Nadal nie wiem z jakiego powodu. On nic nie mówił, a ja nie pytałam. Obstawiałam wersję, że chce spotkać się z tatą. Mam nadzieję, że kiedyś sam mi powie o co chodzi, bo nie chcę go denerwować. Już zdążyłam przyzwyczaić się do jego kilkudniowej nieobecności, chociaż mi go brakuje.
Justin poznał Scott'a, gdy ten podczas świąt postanowił w końcu mnie odwiedzić. Odbył kolejną rozmowę, która według mojego kuzyna i brata ma na celu chronienie mnie. Ja uważam to za zastraszanie i groźby, ale co ja tam mogę wiedzieć. Scott nie polubił Justina, tak jak zrobił to Daniel. Nie wnikam co poszło nie tak, bo nie ma w tym najmniejszego sensu.
- Dobrałam was w pary i przydzieliłam książkę, na której temat będziecie musieli zrobić prezentację. To lektury, które omawialiśmy w przeciągu kilku lat - odezwała się nauczycielka od angielskiego, wyrywając mnie z zamyśleń - Radzę się wam przyłożyć, to stanowi dużą część waszej oceny na koniec roku - przejechała wzrokiem po klasie z nad okularów - A teraz grupy w jakich będziecie pracować... - zaczęła wyczytywać nazwiska, a ja miałam nadzieję, że będę pracować z Justin'em.
Moje oczekiwania szlag trafił, gdy usłyszałam, że Bieber jest z Faith, a ja z Dominic'iem. Ta dwójka musi być wniebowzięta. Mieliśmy do opracowania "Romeo i Julię" a Justin z tą lalunią "Wichrowe wzgórza".
Oczywiście na pytanie "czy można zmienić pary" padła odpowiedź nie. Tak więc przez najbliższy czas mam zapewnione spotkania z Mabley'em. Nie było tak źle. Gorzej reagowałam na to, iż Justin i Faith mają spotykać się po szkole. Będzie zabierać mu czas, który przeważnie spędza ze mną. Jeśli spóźni się przez nią, by przyjść na 'naszą ulicę" wyrwę wszystkie sztuczne kłaki z jej głowy i zrobię z nich miotłę. Nie pozwolę odebrać sobie Justin'a.
Teraz siedzę przed laptopem i żalę się Anie. Mam mało czasu, bo za chwilę ma zjawić się Justin. Będą mieli pierwszą okazję, by ze sobą porozmawiać. Mam tylko nadzieję, że blondynka nie powie nic głupiego, za co będę musiała się czerwienić i tłumaczyć.
- Proszę - krzyknęłam, gdy usłyszałam pukanie do moich drzwi.
Uśmiechnęłam się, bo pojawił się nikt inny tylko Justin. Odwzajemnił to i podszedł do mnie, całując w czubek głowy. Zajął miejsce obok mnie i zwrócił swoją twarz w kierunku ekranu. Zobaczył Anę, która uśmiechała się jak wariatka. Zmarszczyłam brwi, bo nie miałam pojęcia czemu się tak zachowuje.
- Jesteś jeszcze przystojniejszy niż na zdjęciu - powiedziała zanim szatyn otworzył usta by się z nią przywitać - Ciekawe jak to będzie na żywo.
- Zdjęciu?
- Yhym - mruknęła - Lucia pokazywała mi twoje foto - upiła łyk wody.
- Kiedy zrobiłaś mi zdjęcie? - zapytał mnie,
- Nie pamiętam - wzruszyłam ramionami.
Pamiętam. Byliśmy wtedy u mnie i mieliśmy oglądać jakiś film. Mieliśmy. Zamiast tego, rzucałam mu do ust popcorn, który miał łapać. Starałam się to robić w taki sam sposób jak on, ale nie wychodziło. Przekąska zawsze odbijała się od moich ust i upadała na dywan. Gdy posprzątaliśmy po sobie, dopiero wtedy zdecydowaliśmy się na obejrzenie czegoś. Justin usiadł na podłodze, plecami opierając się o moje łóżko. Wziął laptopa na kolana i zaczął szukać jakiś ciekawych propozycji. Wzięłam do ręki telefon i udawałam, że piszę sms-a. Właśnie wtedy zrobiłam to zdjęcie. Później pokazałam je Anie.
- Wyjdź - rzuciła nagle Ana.
- Co? - jakim prawem ona wyrzuca Justin'a?
- Głucha jesteś? Powiedziałam, żebyś wyszła - jeszcze raz: co? - Chcę porozmawiać z nim sam na sam - kiwnęła głową na chłopaka.
- Czemu?
- Nie interesuj się - pokazała język - Sprawdź czy nie ma cię w kuchni - mrugnęła do mnie.
Wymieniłam z Justin'em zdezorientowane spojrzenie i wyszłam z mojego pokoju. Automatycznie przylgnęłam uchem do drzwi, by usłyszeć każde ich słowo. Wiem, to niegrzeczne, ale mam dość tych tajemnic. Najpierw Daniel mówi coś Justin'owi, później Scott i teraz Ana. Wszyscy wiedzą o co chodzi tylko nie ja.
- Ana mówi, żebyś odeszła od tych drzwi - krzyknął szatyn.
Uderzyłam pięścią w drzwi lekko rozbawiona. Jak ona mnie zna. Wiedziała, że będę tam stała i podsłuchiwała.
Zeszłam schodami na dół i skierowałam się do kuchni. Otworzyłam szafkę i wyciągnęłam z niej dwie szklanki. Wrzuciłam do nich po trzy kostki lodu i nalałam soku pomarańczowego. Włożyłam jeszcze słomki i czekałam na znak od Justin'a, iż mogę już wrócić.
Stałam w tej kuchni i stałam. Czułam jakby minęło trzydzieści minut, a nie dziesięć. Gdy w końcu chłopak krzyknęłam, iż już skończyli rozmawiać, ze szklankami w rękach wróciłam do pokoju. Położyłam je na biurku, przysuwając jeden sok do Justin'a. Upił trochę po czym oparł się zrelaksowany o krzesło. Był w zdecydowanie lepszym humorze niż wcześniej.
Co Ana mu nagadała?
Patrzyłam raz na jedno, a raz na drugie. Oboje mieli na twarzach głupie uśmieszki mówiące "my coś wiemy, a ty nie". Jakby to ode mnie zależało też bym wiedziała. Westchnęłam głośno i opadłam obok Justin'a.
- Co jest Lu? - odgarnęłam włosy z twarzy.
- Nie lubię was - fuknęłam.
- A to nowość - wykrzyknęła Ana.
- Dlaczego?
Nie odezwałam się do niego, tylko popatrzyłam jak na idiotę. Tak trudno się domyśleć o co do jasnej cholery może mi chodzić?
- Skarbie - odezwała się Ana, a ja podniosłam na nią wzrok - Dowiesz się w swoim czasie - cóż, nie na takie dokończenie tego zdania czekałam.
- Już to słyszałam - wywróciłam oczami - Kilka miesięcy temu - podkreśliłam to.
- Musisz być cierpliwa - odpowiedziała, a ja wydęłam wargi, nie chcą się już odzywać na ten temat.
Okej. Będę czekać, ale jak coś mnie przez to kiedyś trafi, to nie będzie to moja wina. Parę miesięcy w tą czy w tą, nie zrobi mi różnicy, no nie? Prychnęłam w myślach. Nie jestem jakimś stworzeniem ze skrzydłami i aureolą, by mieć anielską cierpliwość. Bardzo by mi się to przydało. Ale okej, będę cierpliwa, będę czekać. Może w końcu się czegoś dowiem, a jeśli nie to... To nie wiem. Mogą mi naskoczyć. Cokolwiek. Przeżyję lub wyciągnę to z nich siłą. Na przykład czołgiem.
Zaczęliśmy rozmawiać na różne tematy, które nie wywoływały między nami żadnych spięć. Opowiadaliśmy sobie różne historie i śmialiśmy się. Żałowałam jedynie, że Ana tak na prawdę nie może tu być. W fizyczny sposób. Nie mogę jej przytulić ani rzucić w nią poduszką, gdy mnie zezłości.
Przenieśliśmy się z Justin'em na łóżko, bo po jakimś czasie krzesła zrobiły się cholernie niewygodne. Położyłam głowę na piersi Justina, a on wziął moją poduszkę.
Naszą rozmowę przerwało pukanie do drzwi. Rzuciłam wzrokiem na Anę i Justin'a. Nie spodziewałam się nikogo. Nikt też nie uprzedzał mnie, że wpadnie z wizytą. Powiedziałam "proszę" po raz drugi tego dnia. W progu mojego pokoju stanął Dominic. Jego wzrok spoczął na nas. Od razu się napiął widząc w jakiej pozycji się znajdujemy. Nagle zrobiło mi się bardzo gorąco. Wstałam z łóżka, podchodząc do laptopa, który znajdował się na końcu mebla. Szatyn również wstał. Teraz oboje - on i Dominic - mierzyli się wzrokiem zabójcy.
- Twój ojciec mnie wpuścił - odezwał się cicho mój niespodziewany gość - Byłem w okolicy i postanowiłem wpaść, żeby omówić terminy prac nad naszym projektem - kontynuował, nie spuszczając wzorku z Justina.
- Mój tato jest w domu? - w tej sytuacji zadałam chyba najgłupsze pytanie.
- Właśnie wychodził. Mówił, że przyszedł po jakieś papiery, czy coś - wyjaśnił.
- Hej! - wydarła się Ana - Kto przyszedł? - zapytała.
Faktycznie. Laptop był odwrócony w taki sposób, że nie widziała kto wpadł z wizytą. Skierowałam go tak, by mogła zobaczyć Dom'a.
- No to grubo - skomentowała.
Taaaa. Bardzo trafny komentarz.

--------------------------------------------------------------------------------------

Przepraszam, że w tamtym tygodniu nie było rozdziału. Głosowałam na #EMABiggestFans i oglądałam gale, a później, nie miałam siły. W tygodniu też nie mam czasu, bo mam w domy mały remont sooooooooooooł... Jeszcze raz przepraszam.
Do następnego (możliwe, że w środę, ale to zależy od komentarzy, bo czasami zastanawiam się czy na pewno to dodawać)
Powodzenia jutro w szkole. 236 dni i mamy wakacje!