sobota, 20 lutego 2016

Rozdział 26

"Słońce świeci, szkoła wreszcie się kończy
Nic się nie liczy więc jest dobrze" ~ Avril Lavigne - Bitchin’ Summer


Kilka tygodni później, po wielu sprawdzianach i zaliczeniach, wychodziliśmy ze szkoły ze świadectwem. Wakacje. Nadszedł ten piękny czas. Brak zakuwania, nauczycieli i wstawania z rana, by zdążyć na lekcje. Skończyły się projekty, wypracowania, sprawdziany i pytania. Koniec męki jaką jest szkoła.
Wolność. W końcu wolność.
Za rękę z Justinem wsiedliśmy do auta. Na tyle siedzenia położyliśmy świadectwa. Chłopak ściągnął krawat i marynarkę, w którą kazała wbić mu się mama. Był niezadowolony, ale gdy powiedziałam mu, że wygląda gorąco, poprawił mu się humor i już tak nie narzekał. Ja byłam w zwiewnej, koronkowej sukience w miętowym kolorze i czarnych szpilkach.
Pojechaliśmy do kawiarni. Justin przepuścił mnie w drzwiach. Zajęliśmy wolny stolik i czekaliśmy aż ktoś przyjmie nasze zamówienie. Po chwili podeszła do nas czarnowłosa dziewczyna, która zdecydowanie przesadziła z makijażem. Jeśli zacznie podrywać Justina obiecuję, że poświęcę swój sok, który zamówię i wyleję go jej na głowę. Nie żartuję.
- Poproszę szarlotkę i kawę - powiedział Justin.
- A ja ciasto czekoladowe i sok pomarańczowy - uśmiechnęłam się, gdy szatyn zachichotał, jak tylko usłyszał drugą część zamówienia.
Kocham sok pomarańczowy i jestem od niego uzależniona. Zabijcie mnie.
- Kaloryczne... - usłyszałam głos kelnerki.
Głupia pipa.
- Spalę w łóżku z moim chłopakiem - syknęłam do czarnej, nie obdarzając jej nawet jednym spojrzeniem.
Gdy nasze zamówienie stanęło przed nami, zaczęliśmy jeść. W między czasie omawialiśmy plany na wakacje. Jutro wyjeżdżamy do ojca Justina, wracamy w sobotę, a w niedzielę przyjeżdża Ana. Przez dwa tygodnie mieszka u mnie, później jedzie do dziadków. Po jej wyjeździe nie mamy nic zaplanowane. Na pewno coś wymyślimy. To będzie jeszcze miesiąc wolnego czasu i trzeba skorzystać zanim pójdziemy na studia.
Właśnie. Studia. Myślałam nad tym. Nie byłam pewna czy wybrać Akademię Artystyczną na wydziale tanecznym czy psychologię. To był ważny wybór i musiałam go dokładnie przemyśleć. Taniec kocham ponad życie. Towarzyszy mi od wielu lat i cokolwiek by się stało, zawsze będę tańczyć. Psychologia zawsze mnie fascynowała i podobała mi się idea pomagania ludziom. Od tego wyboru zależy moja przyszłość. Wcześniej, gdy myślałam o swojej przyszłości nie mogłam wyobrazić sobie nic konkretnego. Żadnej pracy, domu, męża, rodziny. Nic. Teraz widzę Justina i mnie razem.
- Musisz się spakować, bo wyjeżdżamy rano - powiedział, gdy zatrzymał się pod moim domem.
Po tym jak obiecałam, że będę gotowa na czas, pożegnałam się z nim i poszłam do domu. Od razu zabrałam się za pakowanie, bo spędzę pół godziny wpatrując się w otwartą szafę, zastanawiając się co spakować do walizki. Byłam sama w domu więc postanowiłam zadzwonić do ciotki Megan. Dawno z nią nie rozmawiałam. Wzięłam telefon i wybrałam jej numer. Po kilku sekundach połączenie zostało odebrane i usłyszałam melodyjny głos ciotki.
- Lucia skarbie - powiedziała na wstępie - Co u ciebie słychać?
- Właśnie pakuje się, bo wyjeżdżam na tydzień z chłopakiem - włączyłam tryb głośnomówiący, by wygodniej układało mi się rzeczy w walizce.
- Ah, Justin tak? - usłyszałam, że zatrzymuje auto - Muszę go kiedyś poznać.
- Przyjeżdżaj kiedy chcesz - zaśmiałam się - Gdzie teraz jesteś? - zapytałam zaciekawiona jej obecnym pobytem.
- W drodze do Atlanty - westchnęła.
- Atlanta? Czego tam szukasz?
- Szczęścia - odparła - Ale na pewno nie mam gorzej, niż ty z Oliverem.
- Taty i tak nigdy nie ma - prychnęłam - Mama jest nie lepsza, choć ostatnio częściej zagląda do domu - przyznałam.
- Niech ten twój Justin jak najszybciej cię stamtąd zabierze - poradziła - Nie mówię tu o wyjeździe, tylko o mieszkaniu razem - tym to mnie zaskoczyła.
Justin wspominał, że jeśli nasze uczelnie będą blisko siebie lub jeśli pójdziemy na te same, wynajmiemy mieszkanie, by się nie rozdzielać i nie gnieździć w akademiku ze współlokatorami.
- We własnym mieszkaniu będzie ci o wiele lepiej, uwierz mi - powiedziała spokojnie - Nie wiem jak wytrzymujesz ze swoim ojcem. Jest taki sam jak twój dziadek - westchnęła zrezygnowana - Czasami myślę, że podmienili mnie w szpitalu - zaśmiała się smutno - Ale później mama mówi, że mnie pilnowała i nie ma mowy o podmianie. Doszłam do wniosku, że dostałam lepsze geny. Tak jak ty i Daniel. Takie szczęście w nieszczęściu - może i racja.
Dziadek zdecydował o studiach taty i reszty jego rodzeństwa. Tylko ciotka Megan wyłamała się z tej reguły. Ja też. Daniel jest na prawie, ale dlatego, że interesuje się tym. Nie spędza całych dni z nosem w książkach, tak jakby chcieli tego rodzice. Ma zespół, dziewczynę, imprezuje. Nie zliczę ile razy słyszałam ich kłótnie. Nie jest posłusznym synem i sam powtarza mi, abym robiła to czego pragnę. Walczyła o cele, które sama sobie wyznaczę, a nie rodzice. Ma rację. To moje życie i ode mnie zależy jak je przeżyję.
- Pójdę teraz na studia więc tak czy inaczej nie będę mieszkać w domu - wzruszyłam ramionami, choć po chwili dotarło do mnie, że nie może tego zobaczyć.
- Zdecydowałaś się w końcu na coś?
- Nie - mruknęłam, wrzucając kolejne bluzki do walizki - Rozmawiałam dzisiaj o tym z Justinem. On bardziej skłania się ku psychologii - zaczęłam składać koszulę - Powiedział, że gdy skończy psychologię równie dobrze może pójść do akademii. Myślę, że zrobię tak samo - westchnęłam, gdy po raz kolejny nie udało złożyć mi się koszuli, więc zostawiłam ją nieposkładaną - Wiesz... Po psychologii zawsze znajdziemy jakąś pracę, a jeśli chodzi o muzykę i taniec to jest szansa jak jedna na milion, że ci się uda - wyciągnęłam z szafy kolejne ubrania.
- Tobie mogłoby się udać - wtrąciła.
- Może tak, może nie - bąknęłam - Nie chce się również rozstawać z Justinem, a on ze mną. Nic nie mówi, bo nie chce na mnie naciskać.
- Jakkolwiek postąpisz, zawsze będę po twojej stronie - jeden z wielu powodów, dla których kocham ciotkę Megan.
Po skończonej rozmowie z ciotką, byłam prawie spakowana. Brakuje tylko kosmetyków i koszulki Justina, w której śpię, ale to spakuje jutro. Zostawiłam sobie ubrania na podróż i byłam przygotowana. Wyjeżdżamy o ósmej, by wcześniej być na miejscu, co dla mnie jest męką, bo lubię sobie pospać. W moim przypadku ustawianie budzika w wakacje skutkuje włączaniem drzemki, aż za czwartym razem całkowite wyłączenie telefonu i spaniem, aż osoba, z którą się umówiłam zacznie dobijać się do moich drzwi. To żadna tajemnica, tym bardziej dla Justina, który ma mnie obudzić. Oszczędzimy tym sobie ponad godzinę czasu. Praktyczne, pożyteczne i miłe. Trzy w jednym.

***

Następnego ranka obudził mnie pocałunek. Nie otwierając oczu, przyciągnęłam do siebie Justina za głowę. Nie przerywając pocałunku, zarzuciłam ręce na jego kark.
- Kotku, musimy wstawać - oderwał się ode mnie lecz ponownie przyciągnęłam go do siebie.
- Yhymm - wymruczałam przez pocałunek.
Kocham jego usta. Kocham je całować i mogłabym robić to dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. Justin jedną rękę wsunął pod moje plecy, a drugą pod kolana i podniósł mnie jednym ruchem. Zaniósł mnie do łazienki i posadził na rogu wanny.
- Ty idziesz pod prysznic, a ja w tym czasie zaniosę twój bagaż - powiedział, gdy odsunął się ode mnie.
- Zostaw tą małą walizkę, muszę spakować jeszcze kosmetyki - wymamrotałam, nadal na wpół śpiąc.
Gdy wyszedł z pomieszczenia, zamknęłam drzwi i  rozebrałam się do naga. Weszłam do kabiny prysznicowej i odkręciłam kurek z ciepłą wodą.
Po szybkim umyciu się, owinęłam się ręcznikiem. Wytarłam się do sucha i rozejrzałam za ubraniami. No tak. Zaniósł mnie do łazienki, ale bielizny, spodenek oraz bluzki nie. Cwaniak. Upewniając się, że ręcznik nie spadnie weszłam do pokoju. Na łóżku leżał Justin, który automatycznie podniósł głowę, gdy mnie usłyszał. Usiadł, wpatrując się we mnie. Oblizał usta, gdy podeszłam do szafy. Stanęłam na palcach, by dosięgnąć ubrań. Pomogła mi w tym wytatuowana ręka. Dotknęłam plecami jego klatki piersiowej, gdy podał mi moje ubrania. Przycisnęłam je mocno do piersi. Mój oddech przyśpieszył, Justina również co czułam na nagim ramieniu. Gdy chciałam ruszyć, zatrzymały mnie duże dłonie na moich biodrach. Całkowicie przylgnęłam do jego ciała. Na dole pleców poczułam jego twardą męskość. Przytulił głowę do mojej szyi, wciągając mój zapach. Zadrżałam, gdy złożył pocałunek w jej zagłębieniu. Zjechał dłońmi pod ręcznik, na moje uda. Położyłam na nich swoje dłonie, zatrzymując je, gdy zaczął przesuwać je ku górze.
- Justin - mruknęłam - Muszę się ubrać - wyjąkałam po chwili, zaczynając racjonalnie myśleć. Nie mogłam do tego dopuścić. Nie teraz.
Justin bez słowa puścił mnie i zrobił krok do tyłu. Szybko weszłam do łazienki i zamknęłam drzwi na klucz. Ubrałam się i zrobiłam delikatny makijaż. Włożyłam do kosmetyczki potrzebne rzeczy i zasunęłam ją. Westchnęłam patrząc na swoje odbicie w lustrze i wróciłam do pokoju. Wrzuciłam kosmetyczkę do mniejszej torby, którą Justin zostawił. Po raz ostatni sprawdziłam czy wszystko mam i zasunęłam bagaż. Weszliśmy z Justinem z domu. Włożył torbę do bagażnika i wsiedliśmy do auta, ruszając w drogę.

-------------------------------- 
Aye!
Zacznę od najważniejszej sprawy czyli Z A W I E S Z E N I E.  
Yep. Zawieszam to opowiadanie. Nie chcę tego robić, ale jestem zmuszona. Już od kilku miesięcy staram się coś tutaj napisać i nie wychodzi mi to. Co za tym idzie, nie wiem kiedy coś tutaj dodam. Jeśli przez dłuższy czas nic się tutaj nie pojawi, możliwe, że usunę to. 
Ale, ale, ale pojawię się jeszcze - to na pewno - z nowym ff, tyle, że nie na blogu tylko na wattpadzie. Jeśli ktoś chce przeczytać co wychodzi ode mnie tutaj jest mój profil, który możecie śledzić i być na bieżąco. Możecie również się ze mną kontaktować poprzez aska
Przepraszam i mam nadzieję, że do zobaczenia niedługo.

poniedziałek, 15 lutego 2016

Rozdział 25

"Teraz jest dobrze, a cała reszta nie ma znaczenia" ~ Lodovica Comello - Todo El Resto No Cuenta


Weekend u taty Justina minął szybko. Nim się obejrzeliśmy, była niedziela i musieliśmy wracać. Obiecaliśmy jednak, że na wakacjach, które już się zbliżają, przyjedziemy na dłużej. Nie mogę się doczekać. Ten wyjazd dobrze mi zrobił. Odpoczęłam, wyspałam się. Nie miałam żadnych treningów. Teraz będę musiała poświęcić więcej czasu na taniec, by nadrobić zaległości w nowym układzie. Byłam w gorszych sytuacjach więc dam radę.
Byliśmy już w drodze do LA, gdy Justin skręcił na stacje benzynową. Podczas, gdy on tankował ja wyszłam z auta, by rozprostować nogi. Usłyszałam gwizdy z naprzeciwka i spojrzałam w tamtą stronę. Siedzieli tam chłopacy kilka lat starsi ode mnie. Nie zrobiło to na mnie wrażenia, tylko wkurzyło.
- Nie jestem twoim psem, żebyś na mnie gwizdał dupku! - warknęłam i pokazałam nieznajomym środkowy palec, po czym podeszłam do Justina, który już skończył tankowanie.
- Ostra - szepnął szatyn i wsunął dłoń do tylnej kieszeni moich spodenek.
Zaśmiałam się tylko i weszliśmy razem środka, by uregulować rachunek. Po drodze złapałam żelki z półki i poszliśmy do kasy. Chciałam zapłacić za przekąskę, ale szatyn mi zabronił i zabrał portfel, obiecując, że odda mi go w samochodzie. Chwycił jeszcze paczkę prezerwatyw, na co wytrzeszczyłam oczy. On jedynie puścił mi oczko z szerokim uśmiechem na ustach. Zrobiłam się czerwona, więc zasłoniłam twarz włosami. Gdy Justin zapłacił za zakupy, złapałam żelki i wyszłam nawet na niego nie czekając. Wsiadłam do auta, a po chwili dołączył do mnie Justin. Założył na nos okulary i odpalił auto, wjeżdżając na drogę i ruszając w dalszą drogę do domu.
- Na nic nie licz - mruknęłam i otworzyłam żelki.
- Wolę być ubezpieczony - zaśmiał się - Nie wiem kiedy akurat możesz być podniecona i mieć ocho... - włożyłam mu do ust garść żelek, by się zamknął. Parę z nich upadło na podłogę - Ochotę na seks - dokończył, gdy zjadł przekąskę.
Wywróciłam oczami i nie odzywałam się do niego. Chodzi mu o seks? Wiem, że to co zdarzyło się w noc naszego przyjazdu i następnego ranka stało się szybko. Może nie powinnam się na to zgadzać? Dałam mu tym nadzieje, że zdarzy się to w niedalekiej przyszłości? Powinien wiedzieć, że nie. To co zaszło między nami było dla mnie nowe i cały czas siedzi mi w głowie. Nie byłam pewna czy słusznie postąpiłam. Nie żałowałam tego, jeśli o to chodzi. To było ważne, bo było z Justinem. Powiedział, że poczeka ile będzie trzeba. Zmienił zdanie? Albo uznał mnie za łatwą? Nie jestem taka. Nigdy nikomu nie pozwoliłam na coś podobnego. Justin jest pierwszym, który dotknął mnie w taki sposób. On doskonale o tym wiedział. Nie musiałam mu nawet o tym mówić. Zaufałam mu i odważyłam się na krok, o który nawet siebie nie podejrzewałam.
Zauważyłam, że Justin zjeżdża na jakąś drogę. Zgasił auto i wyszedł z niego, każąc mi zrobić to samo. Usiadłam na masce, a on rozszerzył moje nogi i stanął pomiędzy nimi.
- Mówiłem do ciebie od dobrych pięciu minut, a ty nic - powiedział, łapiąc mnie za dłonie.
- Przepraszam, myślałam nad czymś - wbiłam wzrok w swoje kolana.
- Nawet wiem nad czym - westchnął - Słuchaj, kupiłem te prezerwatywy żeby się z tobą podroczyć. Mogę je wyrzucić nawet teraz. Nie oczekuję przecież, że już dzisiaj pójdziemy do łóżka. Powiedziałem, że poczekam, tak? Chcę być twoim pierwszym i ostatnim - wyznał. Zrobiło mi się ciepło na sercu - Nie ważne czy stanie się to za tydzień, miesiąc czy rok - złapał mój podbródek i skierował twarz tak, bym na niego patrzyła - To co zaszło między nami u mojego ojca... Jestem cholernie szczęśliwy, że mi zaufałaś i pozwoliłaś na to. Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczyło - oblizał wargi, nie spuszczając ze mnie wzroku - Wiem, że to było twoje pierwsze doświadczenie seksualne i nie chciałem cię do niczego zmuszać. Nawet gdybyś powiedziała, że nie chcesz, nic by się nie stało. Jesteś dla mnie najważniejsza.
Patrzyłam na niego. Byłam w szoku przez to co powiedział. To było... Wow. Nie spodziewałam się. Znaczyło to dla mnie bardzo wiele. Gdyby teraz tego nie powiedział, porozmawiałabym z nim, chcąc wyjaśnić tę sytuację. Nigdy nie przypuszczałam, że usłyszę podobne słowa od jakiegokolwiek chłopaka. Nie myślałam nawet nad tym, że ta sytuacja ma tak wielkie znaczenie dla Justina. Dla mnie owszem, ma, ale to chyba jasne. Nie sądziłam, że moja zgoda na zrobienie mi dobrze, będzie dla niego aż tyle znaczyła. Pomyliłam się.
- Przepraszam - wtuliłam się w niego - Po prostu ta sytuacja u twojego ojca, a później kupiłeś prezerwatywy... - urwałam - Nie wiedziałam co myśleć - mruknęłam zawstydzona.
- Kotek, nie przepraszaj - pocałował mnie w głowę - Następnym razem, po prostu ze mną porozmawiaj, okej?
- Okej - przytaknęłam.
- A teraz wsiadaj do auta - oderwał się ode mnie - Czas wrócić do domu.
Zajęliśmy miejsce w samochodzie i ponownie ruszyliśmy w stronę naszego pięknego Los Angeles. Włączyliśmy radio i śpiewaliśmy, akurat lecące piosenki. Robiłam mu zdjęcia, gdy robił głupie miny, starając się mnie rozśmieszyć. Na koniec złapał moją rękę i splótł nasze dłonie razem.
Zrobiłam zdjęcie i ustawiłam je na tapetę. Wyraźnie było widać różnicę naszych rąk. Jego były duże, umięśnione i pokryte tuszem, gdy moje były małe, chude i czyste, bez żadnego tatuażu. Jednak te różnice były wyjątkowe. W silnych ramionach Justina widziałam ciepło i bezpieczeństwo, które tylko on potrafi mi dać. Zawsze znajdę w nich spokój i pocieszenie. Co by się nie stało, on będzie obok, by mi pomóc gdybym tego potrzebowała. Nie opuści mnie, ani ja jego. Nasze serca są tak jak nasze dłonie. Nawet, gdy nie są splątane, należą do siebie nawzajem. Dłonie pasują do siebie idealnie, jakby były dla siebie stworzone. To co do siebie czujemy rozpala nasze serca, które biją dla siebie w tym samym rytmie.
Ja jestem jego, a on mój. I żadne z nas nie chce, by się to zmieniło. Kiedykolwiek.

***

Gdy dojechaliśmy na miejsce, Justin zaparkował pod swoim domem. Wysiedliśmy z auta i wyciągnął z bagażnika moją walizkę. Odprowadził pod drzwi i stanął przede mną. Popatrzyłam na niego.
- Ściągaj koszulkę - rzuciłam pewnie.
- Co? - zapytał zdezorientowany. Wiem, że moja prośba mogła być nieco dziwna. Tym bardziej przed moim domem.
- To co słyszałeś - westchnęłam - Chce spać w twojej koszulce, więc rób co mówię.
Justin ze śmiechem ściągnął czarną koszulkę i wręczył mi ją. Kąciki moich ust podniosły się ku górze. Podziękowałam i pochyliłam się, by go pocałować. Teraz wzrostem byłam równa z nim, przez to, że stałam na schodku. Wsunęłam język w jego usta, a on przyciągnął mnie do siebie.
- Rób tak dalej, a skończy się to orgazmem - przerwał na chwile pocałunek, by to powiedzieć.
- Spadaj - prychnęłam i klepnęłam go w ramię.
Weszłam do domu i pomachałam mu, gdy zamykałam z drzwi. Przywitałam się z rodzicami i poszłam do swojego pokoju. Wypakowałam się, a brudne rzeczy wrzuciłam do pralki. Było już późno, więc od razu poszłam do łazienki zabierając ze sobą bieliznę i koszulkę Justina. Po prysznicu, ubrałam się, z mokrymi włosami wróciłam do pokoju i położyłam się w łóżku. Starałam się zasnąć, ale cały czas się kręciłam. Czegoś mi brakowało. A raczej kogoś. Wzięłam telefon z szafki i napisałam do Justina.

Do: Kochanie
Nie mogę spać

Nie musiałam długo czekać na odpowiedź.

Od: Kochanie
Ja też

Po chwili dostałam kolejną wiadomość.

Od: Kochanie
Otwórz okno

Co? On oszalał jeśli chce teraz do mnie przyjść. Zrobiłam jednak to o co mnie poprosił. Dwie minuty później usłyszałam Justina, który wspinał się po drzewie na mój balkon, a następnie wszedł do pokoju.
- Zwariowałeś - stwierdziłam, chwilę przed tym jak mnie pocałował.
Szybko się ode mnie oderwał i rzucił plecak na ziemię. Podszedł do drzwi i zamknął je. Złapałam go za rękę i pociągnęłam go do łóżka. Położył się na plecach, układając mnie na swojej klatce piersiowej. Przerzuciłam rękę przez jego brzuch, a nogę położyłam na jego udach. Objął mnie ramieniem, a drugą rękę położył na moim biodrze.
- Lepiej? - mruknął w moje włosy. Jeśli przez "lepiej" rozumiemy cieplej, wygodniej i bezpieczniej to tak, lepiej.
- Zdecydowanie - przytaknęłam. Pocałowałam go w ramię i zamknęłam oczy.
- Dobranoc Lu.
- Dobranoc Justin.

***

Na szczęście, gdy obudziliśmy się z rana moich rodziców już nie było. Nie wiem jakby zareagowali na widok Justin'a w samych bokserkach w moim łóżku. To z pewnością byłoby interesujące doświadczenie, ale jednak wolałabym go nie przeżywać.
Po prysznicu odbytym razem, by - jak to ujął Justin "zaoszczędzić wodę" ubraliśmy się i poszliśmy do kuchni zjeść śniadanie. Przygotowaliśmy kanapki z nutellą. Oczywiście szatyn musiał mnie wysmarować czekoladowym kremem, by następnie go ze mnie zlizać. Cwaniak. Gdy opróżniliśmy talerze i kubki, wróciliśmy do mojego pokoju po torbę z książkami. Ja wzięłam swoją, a Justin założył na jedno ramię plecak, który wczoraj ze sobą przyniósł. Dodatkowo złapałam w ręce torbę na dzisiejszy trening.
Wyszliśmy z domu zamykając za sobą drzwi. Wsiedliśmy do samochodu Justina i ruszyliśmy do szkoły. Na szczęście zostało jeszcze kilka tygodni nauki. Teraz jest najciężej, bo każdy stara się poprawić swoją średnią, jak tylko może. Zatrzymaliśmy się na szkolnym parkingu i wyszliśmy z pojazdu. Mając jeszcze piętnaście minut do dzwonka, postanowiliśmy zostać na dziedzińcu przed szkołą.

***

Po skończonych lekcjach, Justin zawiózł mnie do studia na trening. Uparł się, że zostanie i poczeka aż skończę. Nie będę kłócić się z tym uparciuchem, bo i tak nie wygram. Wchodząc do budynku od razu przywitaliśmy się z Helen. Kobieta uściskała mnie mocno. Zamieniłam z nią tylko kilka słów, ponieważ cała ekipa zapewne już na mnie czekała. Poszłam do szatni z zamiarem przebrania się w wygodne spodenki dresowe i luźną koszulkę. Poszłam do niej sama, bo gdyby wszedł do niej i Justin przebranie się z pewnością zajęłoby mi odrobinę dłużej. Wyszłam, wiążąc włosy by nie przeszkadzały mi podczas tańca. Weszłam na salę, a za mną Justin. Wszyscy na nas poparzyli. Ostatnio, gdy nas widzieli przechodziliśmy kryzys i nie odzywaliśmy się do siebie. Wtedy też Daniel i Scott chcieli go pobić, ale na szczęście tego nie zrobili.
Przywitaliśmy się ze wszystkimi. Oficjalnie każdy poznał Justina. Po tym szatyn stanął z boku, a my zaczęliśmy rozgrzewkę. Gdy skończyliśmy, Nikki włączyła cicho muzykę i zaczynała tłumaczyć i pokazywać nam nowy układ. Powtarzaliśmy jej ruchy. Czułam na sobie spojrzenie Justina co wcale nie było pomocne. Z drugiej strony, cieszyłam się, że patrzy na mnie, a nie którąś z dziewczyn. Muzyka przepływała przeze mnie z każdym ruchem jaki wykonywałam. Czułam ją w całym moim ciele. Znałam już prawie cały układ. Jeszcze parę powtórzeń i zapamiętam cały.
Po jakiś piętnastu minutach trening się zakończył. Byliśmy zmęczeni. Wszyscy zaczęli wychodzić z sali żeby wziąć prysznic i napić się wody. Ja czekałam na Justina, który nadal stał w miejscu i patrzył na mnie. Gdy wszyscy opuścili pomieszczenie, zostałam z szatynem sama. Dopiero teraz zdecydował się ruszyć w moją stronę. Podszedł do mnie i objął w talii składając na szyi pocałunek.
- Justin fu, jestem spocona - odepchnęłam go od siebie.
- To mi nie przeszkadza - wzruszył ramionami i ponownie się do mnie zbliżył.
Przyciągnął mnie do siebie. Położył sobie moją rękę na ramieniu. Swoją rękę owinął wokół mojej talii. Splótł nasze dłonie i zaczęliśmy tańczyć. Bez muzyki. Ale było idealnie.
- Do jakiej piosenki zatańczymy swój pierwszy taniec na weselu? - zapytał mnie wprost do ucha.
- Jaka była pierwsza wolna piosenka, którą razem słuchaliśmy? - odpowiedziałam pytaniem.
- Hmm... - wymruczał - Wydaje mi się - odchylił mnie do tyłu, ponownie powoli przyciągając mnie do swojej klatki piersiowej - Że to było "Give me love".
- Tak - kiwnęłam głową - Więc będzie to Ed Sheeran - uśmiechnęłam się.
Nie mogę w to uwierzyć. To niewiarygodne jak to wszystko się potoczyło. Zaczęło się to od przyjaźni. Zwykłej przyjaźni między dziewczyną a chłopakiem, niezapowiadającej się na coś poważniejszego. Na coś tak wspaniałego i wielkiego. Jestem najszczęśliwszą dziewczyną z najwspanialszym chłopakiem na całym świecie. Nie oddałabym go nikomu. Jest tylko mój.
- O czym myśli, przyszła pani Bieber?
Pani Bieber, pani Bieber, pani Bieber, pani Bieber...
- O panu, panie Bieber - odpowiedziałam.
- Lucia Bieber brzmi zdecydowanie lepiej niż Lucia Anderson - powiedział rozmarzonym głosem. Wariat.
- Na prawdę chcesz wziąć ze mną ślub? - zapytałam.
Przestaliśmy tańczyć. Chłopak stanął za mną. Odwrócił nas w stronę luster, abyśmy patrzyli na nasze odbicie. Położył głowę na moim ramieniu. Musiał  się schylić, ponieważ jest ode mnie większy.
- Chcę żebyś była moją żoną i matką moich dzieci - mówił powoli jakby chciał abym dokładnie go zrozumiała - Oczywiście w swoim czasie, gdy oboje będziemy gotowi - splótł nasze dłonie i ułożył je na moim brzuchu.
- Mi pasuje - szepnęłam przegryzając wargę.
To dobry plan. Nasi rodzice nie umrą na zawał serca. Z kolei Danielowi i Scott'owi nie odbije na wieść o moim małżeństwie.
- Daniel i Scott zwariują - zaśmiałam się, a Justin do mnie dołączył - Zabiliby cię, gdyby dowiedzieli się, że spaliśmy w jednym łóżku i zrobiłeś ci dobrze.
- I uprawialiśmy suchy seks - moje policzki poczerwieniały - Awwh - zagruchał - Ktoś tu się wstydzi - skubnął mój polik. Oczywiście, że tak. Na samo wspomnienie moja twarz płonie.
- Nie rozmawiajmy na ten temat - zarządziłam.
- Sama zaczęłaś - zaśmiał się z mojej miny.
Może i tak, ale nie mógł oszczędzić sobie tego tekstu. Wiedziałam co zrobiliśmy.
- Po prostu - westchnęłam - Nie. Zamknij zamknij się - położyłam moją dłoń na jego ustach, by żadne nieprzyzwoite słowa nie dotarły do moich uszu. Ponownie usłyszałam śmiech szatyna, ale tym razem był on stłumiony. Polizał moją dłoń przez co od razu odsunęłam ją od twarzy chłopaka.
- Justin, fu! - zawołałam - Chowaj ten język - zaczęłam wycierać dłoń do koszulki szatyna.
- U mojego ojca nie chciałaś żebym go chował. Wprost przeciwnie - poruszył znacząco brwiami.
Otworzyłam szeroko usta, gdy usłyszałam jego słowa. Dupek, będzie wykorzystywał każdą sytuację by się ze mnie ponabijać. Choć niestety musiałam przyznać mu rację.
- Justin!
- Tak będziesz krzyczeć w łóżku? - zapytał z cwaniackim uśmiechem na ustach.
- Jeszcze jedno słowo, a stracisz coś na prawdę cennego - zagroziłam. Mam dość jego tekstów na temat seksu, orgazmów, jęków oraz krzyków.
- Ciebie?
- Nie głupku - wywróciłam oczami, choć to było słodkie - Tak łatwo się ode mnie nie uwolnisz - prychnęłam - Stracisz swojego przyjaciela - powiedziałam, nie wiedząc jak ująć to w słowa.
- Przyjaciela?
- Trzecią nogę.
- Co?
- Kutasa - powiedziałam w końcu.
W odpowiedzi usłyszałam tylko jego śmiech. Fajnie, że uważa to za zabawne. Doskonale wiedział o co mi chodziło, ale chciał to ode mnie usłyszeć. Boże, daj mi siłę by z nim wytrzymać. Jest kochany, ale czasami taki wkurzający, że jedyne czego się pragnie, to uduszenie go gołymi rękami. I to było to, co miałam ochotę teraz zrobić.
- Wychodzę - oświadczyłam, gdy on nadal śmiał się trzymając za brzuch.
Odwróciłam się na pięcie i wyszłam szybkim krokiem z sali. Pobiegłam go szatni, by Justin nie zdążył mnie złapać. Dzięki Bogu w szatni były jeszcze dziewczyny, niektóre nadal w ręcznikach więc chłopak tu nie wejdzie no chyba, że pragnie narazić na kalectwo, czego sama nie chce.
Wskoczyłam szybko pod prysznic żeby zmyć z siebie pot. Gdy byłam już odświeżona i sucha, ubrałam bieliznę i rzeczy, w których tu przyszłam. Pakowałam się do torby, w tym samym czasie rozmawiając z dziewczynami. Zbombardowały mnie pytaniami o Justinie. To był chyba główny powód dlaczego siedziały w szatni tak długo i czekały na mnie. Gdy zrozumiały, że nic ze mnie nie wyciągną, pożegnałyśmy się i wyszłyśmy z szatni. Na korytarzu czekał na mnie Justin, a obok niego stali chłopaki z ekipy. Justin na mój widok uśmiechnął się łobuzersko i wystawił rękę, którą po krótkim zastanowieniu chwyciłam. Zamieniliśmy kilka słów i umówiliśmy się na jakieś spotkanie, na wakacjach całą grupą. Wyszliśmy przed studio i pożegnaliśmy się ze wszystkimi.
Gdy usiadłam w fotelu samochodu Justin'a dopiero poczułam dopadające mnie zmęczenie. Moje ciało wołało "spać". Było kilka minut przed dziewiętnastą, więc poszliśmy na naszą ulicę i tam zasnęłam oparta o ramię Justin'a. Poczułam jedynie, że jestem podnoszona i niesiona do domu.


----------------------------------- 
Na początek chciałam was przeprosić, że rozdział pojawia się dopiero dzisiaj. To raczej ostatnia taka sytuacja. Jeśli chodzi o to ff... Sprawa druga. Miała być notka z ważną informacją, ale pojawi się ona następnym razem. Trochę boje się ją pisać, jeśli mam być szczera.
No i jak rozdział?
Do następnego xx

sobota, 6 lutego 2016

Rozdział 24

"Kocha się życiem, bez strachu i bez umiaru,
Kocha się bezkresne niebo, naprzeciw i bez kompleksów,
Kocha się aż do wściekłości, jakby to była karma,
Kocha się bez zastanowienia, ponieważ miłość jest niebiańska." ~ RBD - Celestial


Następnego dnia obudził mnie czyjś dotyk na udzie i pocałunki składane na szyi. Mruknęłam zadowolona taką pobudką i odchyliłam głowę by dać Justinowi lepszy dostęp.
- Dzień dobry - powiedział szatyn i następnie pocałował mnie w usta. Zignorowałam fakt, że mój oddech nie należy teraz do najświeższych.
- Dobry - odpowiedziałam, gdy oderwaliśmy się od siebie.
Do mojej głowy napłynęły wspomnienia z wczorajszej nocy. Poczułam ciepło na policzkach. Odwróciłam się bokiem i schowałam twarz w jego klatce piersiowej. O mój Boże, jak do tego doszło? Co myśli sobie teraz Justin?
- Kotku, co się dzieje? - zapytał i próbował mnie od siebie odciągnąć, by spojrzeć na moją twarz, ale trzymałam się go mocno i nie chciałam puścić - Chodzi o to co stało się wczoraj? - pokiwałam głową, nie ufając swojemu głosowi teraz - Kochanie - westchnął - Lu, spójrz na mnie.
- Nie - mruknęłam.
Justin złapał mnie za ręce i trzymał je nad moją głową. Sam górował nade mną. Przez jego rękę byłam zmuszona patrzeć mu w oczy.
- Żałujesz? - potrząsnęłam przecząco głową - Więc nie powinnaś się niczego wstydzić. Ja jestem zaszczycony, że mi zaufałaś i pozwoliłaś na taki krok. Tym bardziej, że nigdy tego nie robiłaś - oblizał wargi uważnie obserwując moją reakcję - Jeśli tylko mi pozwolisz zrobimy jeszcze wiele rzeczy. Musisz mi jednak powiedzieć czy tego chcesz czy nie. Wiesz, że nie chcę cię do niczego zmuszać. Nie zrobię nic czego byś nie chciała. Twój komfort jest najważniejszy, jasne?
- Tak - uśmiechnęłam się delikatnie - I... I ja... Chcia... - jak mam mu to powiedzieć? - Chciałabym to kiedyś powtórzyć - powiedziałam na jednym wdechu.
Czy można mnie winić? Gdyby wszystkie dziewczyny znały możliwości jego języka, też by tego chciały.
- Z wielką przyjemnością - odparł z uśmiechem - Poza tym - puścił moje ręce, którymi dotknęłam jego klatki piersiowej - Już pokochałem wyraz twojej twarzy, gdy dochodzisz - mruknął z lekką chrypą do mojego ucha - Mógłbym oglądać cię w takim stanie godzinami. Jęczącą moje imię, wijącą się pode mną, dochodzącą na moim palcu i języku...
- Proszę, przestań - drań robi to specjalnie, bo wie co ze mną robi.
- Nie mogę się doczekać, aż podczas seksu zostawisz zadrapania na moich plecach, by każda dziewczyna wiedziała, że jestem zajęty - wychrypiał, a ja wciągnęłam powietrze.
- Jeszcze jedno słowo, a nie będzie żadnego seksu! - zagroziłam.
Czy przez to co powiedziałam, wychodzi na to, że planuję uprawiać z nim seks? Nie planuję, ale jeśli miałabym to z kimś robić, to byłby to on. Nie wyobrażam sobie innego chłopaka na miejscu Justina. Nie mogłabym tego zrobić z innym.
- Okej, okej.
Justin położył się na plecach, a ja wdrapałam się na niego. Położyłam się na jego klatce piersiowej, zaczynając obrysowywać wytatuowany krzyż. Pojawiła się u niego gęsia skórka spowodowana moim dotykiem. Uśmiechnęłam się do siebie. Dobrze wiedzieć, że tak na niego działam.
- Musimy wstawać - powiedział cicho, bawiąc się moimi włosami.
- Yhym, już wstaję - nie pokrywało się to z moimi czynami, bo nadal robiłam to, co robiłam.
- Lubisz tatuaże? - zapytał.
- Tak. Pasują do ciebie, wyglądasz gorąco - i to była prawda.
- Mam pomysł na nasze tatuaże po ślubie - przyznał, a ja przeniosłam na niego wzrok.
Ślub? Nasz? Ma dla nas aż tak daleko zaplanowaną przyszłość? Przeważnie, to dziewczyna myśli o takich rzeczach. Ślub, miesiąc miodowy, miłość do porzygu, później dzieci i starość. I okej, przyznaję myślałam o tym raz czy dwa, ale nic nie planowałam. Nie myślałam jak wyglądałaby moja suknia ślubna, wystrój kościoła, ani to, gdzie wybralibyśmy się na miesiąc miodowy.
- Jakie miałyby być? - zapytałam zaciekawiona.
- Dowiesz się w swoim czasie.
- Nieeee - jęknęłam, a szatyn się zaśmiał - To za długo - narzekałam.
- Po pierwszym roku studiów, idziemy przed ołtarz - oświadczył.
- Co? - pisnęłam, podnosząc się z niego.
Czy on oszalał? Chciał się hajtać tak szybko? Zawsze jest tak, że dziewczyna namawia swojego chłopaka do ślubu i tak dalej.
- To co słyszałaś. Jeśli pójdziemy na inne uczelnie, każdy dupek będzie wiedział, że jesteś zajęta. Przez swojego męża - powiedział, patrząc na mnie rozmarzonym wzrokiem.
- Zazdrośnik - prychnęłam, ale sama uśmiechnęłam się na myśl o tym.
- Ale twój - pocałował mnie delikatnie.
- Mój - przytaknęłam.
Justin przyciągnął moją twarz do swojej i złożył na ustach mocny pocałunek. Oderwałam się od niego, by przerzucić włosy na jedną stronę. Po chwili nasze usta ponownie się spotkały. Chłopak przyciągnął mnie tak, że siedziałam na nim okrakiem. Ułożyłam ręce po obu stronach jego głowy. Pogłębiłam pocałunek. Justin docisnął moje biodra do swoich, ocierając się o swoje krocze. Miał w nich spore wybrzuszenie. Mężczyźni z rana mają erekcję, więc uznajmy, że to przez to jego penis stoi. Powtórzyłam jego ruch, przez co jęknął mi w usta. Zaczęłam się o niego delikatnie ocierać. Dostarczyłam nam obojgu przyjemności. Jedną rękę wplótł w moje włosy, a drugą ułożył na biodrze. Podobało mi się to. Po dźwiękach, które wydawał Justin, śmiem twierdzić, że jemu również. Wybrzuszenie w jego spodniach stawało się coraz większe.
- Nie przestawaj - wysapał mi do ucha.
Wszystko działo się pod wpływem chwili, ale nie zamierzałam tego robić. Nie chciałam. Zwiększyłam prędkość ocierania się o niego. Przeniosłam się z pocałunkami na jego szyję. Zaczęłam ssać, lizać i przegryzać.
- Lu - jęknął - Boże, jesteś cudowna - ścisnął mój tyłek.
Wykonałam jeszcze kilka ruchów i oboje doszliśmy z jękiem, który stłumiliśmy pocałunkiem. Czułam mokry materiał jego bokserek na moim udzie.
Oddychaliśmy głęboko, uspokajając się po właśnie przeżytym orgazmie. Dwa orgazmy w ciągu dwóch dni. Nieźle. Przytuliłam się do niego. Czułam, że to właściwe miejsce. Nie chciałabym być w innym miejscu. Tylko tutaj. W ramionach Justina.
Usłyszeliśmy pukanie, a następnie dźwięk otwieranych drzwi. Justin szybko narzucił na nas kołdrę, ukrywając nas przed jego ojcem.
- Wstawajcie i bierzcie prysznic. Za chwilę śniadanie - poinformował nas - A ty, jedziesz dzisiaj do pani Robens - zwrócił się do Justina, a  ja domyśliłam się, że chodzi o jego psychologa.
Nawet nie chce sobie wyobrażać, co by było, gdyby wszedł tutaj parę minut wcześniej. Chyba spaliłabym się ze wstydu i nigdy więcej tutaj nie przyjechała. Po tym jak Paul wyszedł, zaczęliśmy się sprzeczać o prysznic. Ja mówiłam, że bierzemy go osobno przedstawiając swoje argumenty. Justin chciał wziąć go razem, mówiąc, że już mnie widział nago, a moje powody są bez sensu.
Wyrwałam się z jego objęć, biegnąc do łazienki. Zamknęłam za sobą drzwi i spojrzałam w lustro.
Na ustach miałam uśmiech, lekko zaróżowione policzki i błyszczące oczy. Zrzuciłam z siebie koszulkę i bieliznę i weszłam pod prysznic odkręcając wodę. Zaczęłam się myć. Przestraszona podskoczyłam, gdy poczułam owijające się ramiona wokół mojej talii.
- Co ty tu robisz? - zapytałam, zakrywając się. Jestem pewna, że zamknęłam drzwi.
- Kiedyś zatrzasnąłem drzwi i nie mogłem ich otworzyć. Tata musiał zepsuć zamek, żebym mógł wyjść - powiedział mi do ucha - Teraz wystarczy jeden odpowiedni ruch i drzwi się otwierają - złapał mnie za ramiona i odwrócił mnie przodem do siebie - A ty - chwycił mnie za ręce i odciągną je od mojej klatki piersiowej - Nie musisz się zakrywać. Widziałem cię już i wiesz co? - zapytał, jednak nie oczekiwał ode mnie odpowiedzi - Jesteś dla mnie idealna - spojrzał mi głęboko w oczy, przyciągając mnie do siebie.
Czym zasłużyłam sobie na Justina?

***

Po prysznicu i zjedzonym śniadaniu, Justin pożegnał się ze mną, ponieważ musiał jechać do pani psycholog. Suzanne również szybko wyszła,  gdyż śpieszyła się do pracy.
Pomogłam Paul'owi w posprzątaniu po posiłku. Ja zajęłam się myciem naczyń, a on ich wycieraniem. Przy tych porządkach rozmawialiśmy. Pytał mnie o różne rzeczy starając się bliżej poznać. Ja również dowiedziałam się o nim paru nowych rzeczy. Na przykład teraz wiem, że pracuje jako architekt wnętrz. Suzanne poznał właśnie w pracy. Była jego klientką. Ona i jej rodzeństwo, które remontowało dom swoich rodziców. Z Renee, mimo rozwodu, nadał łączą go dobre relacje. Opowiedział mi parę historii z dzieciństwa Justina. Parę z nich słyszałam od mamy szatyna, a niektóre pasowały mi do zdjęć, które widziałam.
- Powiesz mi gdyby Justin zachował się tak jak nie powinien? - zapytał mnie, gdy siedzieliśmy na werandzie.
Czy dwa orgazmy poprzez język i ocieranie się oraz wspólny prysznic się do tego zalicza?
- Na pewno nie będzie takiej potrzeby - uśmiechnęłam się.
Pierwszą rzeczą, którą zrobi Justin będzie upewnienie się, czy czuję się dobrze i czy na pewno tego chcę. Jeśli powiem "nie" po prostu się wycofa. Powtarzał mi to kilkakrotnie i wiem, że jeszcze to usłyszę.
- Pewnie sama dobrze wiesz, że Justin bywa porywczy - powiedział,  a mi przed oczami stanął moment, gdy chłopak był gotów rzucić się na Dom'a w moim pokoju - Stracił Evę i nigdy się z tym nie pogodzi. Nie wybaczyłby sobie, gdyby zrobił coś głupiego i stracił przez to ciebie. Widzę, że jest przy tobie na prawdę szczęśliwy - oh, jest?
- Proszę się nie martwić - powiedziałam i w tym samym momencie przyjechał Justin - Również nie chcę go stracić - odpowiedziałam szczerze, patrząc na Justina.
Nie wiem co by się stało, gdyby zabrakło go w moim życiu. Przez ten czas, przywiązałam się do niego i nie chcę puszczać. Nawet ten czas, gdy byliśmy skłóceni uświadomił mi jak bardzo Justin jest dla mnie ważny.
- Urządzacie sobie spiski przeciwko mnie? - Justin podszedł do nas, obejmując mnie od tyłu i cmokając w policzek.
- Ależ skąd, po prostu rozmawiamy - Paul popatrzył na nas i uśmiechnął się ciepło.
- Okej staruszku, a teraz wybacz, ale porywam Lu na spacer - oświadczył, łapiąc mnie za rękę. Odstawiłam kubek z kawą na stół.
Poszliśmy w kierunku centrum miasta. Przez całą drogę rozmawialiśmy na mniej ważne tematy. Opowiadał o mieście, jak mu się tu mieszkało. Mówił co się zmieniło przez ten czas, gdy tu nie mieszka. Pokazywał mi swoje rodzinne miasto. Mijaliśmy wiele osób. Z niektórymi Justin się witał, a na nas patrzyli z uśmiechem. To było miłe.
Usiedliśmy na ławce w parku, patrząc na grupkę bawiących się dzieci. Po chwili Justin wstał i powiedział, że idzie kupić nam lody. Zostałam na ławce i czekałam na niego. Było tak spokojnie. Było, bo dosiadło się do mnie jakiś dwóch typków, na oko w moim wieku. Jeden z nich był brunetem, a drugi blondynem. Obejrzałam się szukając wzrokiem mojego chłopaka. Stał przy budce z lodami, odwrócony do mnie plecami.
- Co robisz tutaj sama? - zapytał jeden z nich.
- A kto powiedział, że jestem tutaj sama? - tryb suki włączony.
- Nikogo przy tobie nie widzę - odezwał się drugi.
- I?
- Możemy dotrzymać ci towarzystwa - przysunął się bliżej mnie - Jeśli chcesz.
- Nie chce - odezwał się nie kto inny jak Justin - A teraz wypierdalać od mojej dziewczyny, albo wam pomogę frajerzy - wstałam z ławki i podeszłam do niego.
Chłopaki zaczęli przeklinać pod nosem, ale w końcu się ruszyli i zniknęli nam z oczu. Podał mi loda - czekoladowego, mojego ulubionego.
- Nawet na chwilę nie mogę zostawić cię samą - burknął, ale wyczułam w jego głosie rozbawienie.
- Więc nie zostawiaj - stanęłam przed nim - Nigdy.
- Nigdy.

 ------------------------------------------- 

Rozdział znowu pojawia się dzień przed planowanym dniem, ale chyba nie narzekacie, co?
W następnym rozdziale nie macie co liczyć na gorącą scenkę. Dwie pod rząd chyba wam wystarczą, prawda? Piszcie co sądzicie o rozdziale, czekam na wasze opinie.
Jeszcze tydzień i zaczynam ferie. Postaram się napisać coś do tego ff w innym wypadku będę musiała je zawiesić. Mam tu jakąś blokadę, za to w nowym fanfiction mam pomysły i się rozpisuję, ale zobaczymy. Mam nadzieję, że nie będę musiała tego robić.
Trzymajcie się ciepło xx