niedziela, 8 listopada 2015

Rozdział 11

"Z tobą czuję, że żyję,
Tak jak wszystkie brakujące kawałki mojego serca w końcu składają się w całość" 
~ We The Kings - Sad Sond ft. Elena Coats


Justin przerwał ich kontakt wzrokowy i położył się na moim łóżku, jak gdyby nigdy nic. Wziął do ręki mój telefon i zaczął obracać go w każdą stronę, jakby widział go po raz pierwszy.
Co do cholery?
- My się chyba już pożegnamy - zwróciłam się do Any i położyłam laptopa na biurku.
- Bóg się opuścił? - wykrzyknęła - Nie mogę tego przegapić - wywróciłam oczami, ale nie przerwałam rozmowy.
Odwróciłam się przodem do Dom'a chcąc z nim porozmawiać. Zerknęłam szybko na Justin'a, który nie przerywał swojego, jakże interesującego zajęcia.
- Pomyślałem, że moglibyśmy zacząć pracować w sobotę. Pasuje ci od siedemnastej do jakiejś dziewiętnastej czy dwudziestej? - zapytał, skupiając swoją uwagę na mnie.
Miałam już otworzyć usta by odpowiedzieć, ale uprzedził mnie ostry głos Justin'a:
- Jest zajęta - przynajmniej powiedział prawdę.
Po części. Jestem zajęta od dziewiętnastej, chyba, że on miał jakieś plany, które uwzględniały mnie, a nie widziałam o nich.
Dominic kompletnie go zignorował. Jakby w ogóle go tam nie było. Dziwne, bo przed chwilą zabijali się wzrokiem. W żaden sposób nie zareagował na jego słowa, czekając na to co ja mam do powiedzenia.
- Jestem zajęta - powtórzyłam.
- To może w niedzielę?
- Dla ciebie jest zajęta przez następne dziewięćdziesiąt lat - znowu odezwał się Justin, który odłożył mój telefon na szafkę nocną.
- Czy mógłbyś się do cholery nie wtrącać koleś? Nie rozmawiam z tobą - rzucił rozdrażniony Mabley, przenosząc swój wzrok na szatyna.
Bieber wstał na równe nogi i przeczesał ręką włosy. Miał świetne włosy. Są bardzo miękkie. Kiedyś pozwolił mi ich dotknąć, czego nie pozwala praktycznie nikomu. Tylko on i fryzjer, który podcina mu włosy. No i ja.
Boże, o czym ja myślę w tej chwili.
- Nie, nie mógłbym - stanął za mną tak, że plecami dotykałam jego klatki piersiowej.
- To nawet nie chodzi o ciebie, tylko o mnie i Lucię - warknął w jego stronę.
- Mylisz się - odpowiedział spokojnie, robiąc kilka kroków do przodu i stając tym razem przede mną. Miałam piękny widok na jego plecy - To co dotyczy Lu, dotyczy też mnie - syknął.
Nie widziałam jego twarzy, ale byłam pewna, że jest zdenerwowany. Widziałam jego spięte mięśnie na ramionach i plecach.
Dominic przybliżył się do niego. Wyglądał jakby miał zaraz uderzyć Justin'a. Dałabym sobie rękę uciąć, za to, że Bieber też o tym myśli. Chce mu przywalić. Od dawna chce, ale dopiero teraz pojawiła się taka okazja.
Popatrzyłam na ekran laptopa i zobaczyłam wpatrzoną w nich Anę. Była podniecona tym co się właśnie dzieje. Nie wiem jak ona mogła się tak czuć w obecnej chwili. Ja byłam spanikowana, bo za moment oni mogą zacząć się bić w moim pokoju.
- Nie jesteście razem - podkreślił to - Więc mogę się z nią spotykać, a tobie nic do tego - zobaczyłam, że Justin zaczyna szybciej oddychać, a jego dłonie formują się w pięści.
Zareagowałam automatycznie. Wcisnęłam się miedzy nich, ale nadal patrzyli tylko na siebie. Ich wzrok przepełniony był wściekłością i nienawiścią. Nozdrza Dom'a były rozszerzone, tak samo jak Justin'a, który był o krok przed uderzeniem go.
- Nawet ją pocałuję, jeśli najdzie mnie taka ochota - powiedział Mabley.
Szatyn wydał z siebie bliżej nie znany mi dźwięk i zrobił krok w jego stronę. Napotkał na swojej drodze przeszkodę, czyli mnie. Przytuliłam się do niego, oplatając rękami jego talię i wtulając twarz w jego klatkę piersiową. Szatyn znieruchomiał. Wiedziałam, że teraz byłam jedyną osobą, która go zatrzyma i uspokoi. To był impuls.
Chciałam żeby się uspokoił. Czekałam na jakiś ruch z jego strony. Doczekałam się, gdy położył dłoń na mojej talii. Schylił głowę i zaciągnął się zapachem moich włosów. Głaskałam jego plecy moimi małymi dłońmi. Oderwałam się niego, jednak pozostałam z nim w stałym kontakcie fizycznym. Trzymałam go za rękę, gdy odwróciłam twarz do bruneta.
- Dam ci znać kiedy będę miała czas na ten projekt - Justin władczo przyciągnął mnie do sobie. Spokojnie kolego, wygrałeś tę rundę - Teraz myślę, że będzie lepiej, jeśli wyjdziesz - mruknęłam, zataczając kciukiem małe okręgi na dłoni szatyna.
- Ale...
Wyjdź, nie chcę żadnej burdy tym bardziej w moim pokoju, a ty go tylko prowokujesz.
To nie tylko wina Dominic'a, bo Justin też mógłby zachować się spokojnie. Musi nauczyć się panować nad nerwami. On od razu się wściekł, jakby ktoś zabrał mu łopatkę z piaskownicy i stanął do wali by ją odzyskać. Tak, porównuję tutaj siebie do łopatki, a Justin'a i Dominic'a do dwójki dzieci. W tej sytuacji jest to bardzo trafne.
- Proszę - przerwałam mu i posłałam przepraszające spojrzenie.
- Okej - zrobił krok w moją stronę, ale Justin stanął bokiem, zasłaniając mnie częściowo i blokując mu dostęp do mnie. Jego zachowanie mówiło "to moja łopatka i piaskownica, znajdź sobie inną".
Wycofał się, gdy zauważył jego zachowanie. Zacisnął przy tym wargi i popatrzył na niego wrogo. Powiedział ciche "cześć", gdy zamykał za sobą drzwi.
Odprowadziłabym go do wyjścia, ale wątpię, by Justin spokojnie na to zareagował. Prędzej zamknąłby mnie w szafie niż na to pozwolił. Justin to jaskiniowiec.
Nie rozumiem jego zachowania. Jesteśmy przyjaciółmi, a on jest zazdrosny jak diabli o Dominic'a. Mabley'a jeszcze rozumie. Podobam mu się i chce żebyśmy do siebie wrócili, ale Justin? Nie jesteśmy parą, tylko przyjaciółmi. P r z y j a c i ó ł m i. Zwykłymi, bez żadnych bonusów. 
Wiem, nie lubią się. Chyba tylko ślepy nie zauważyłby tego. Nie wiem czemu Justin za nim nie przepada, ale to nieważne w tej chwili. Ta dwójka ma na siebie jakąś alergię i lepiej nie zostawiać ich samych w jednym pomieszczeniu, bo wtedy wyjdzie z niego tylko jeden. Drugi zostanie wyniesiony na noszach lub w plastikowym worku. Każdy i tak pewnie interesowałby się tym, za kogo będę trzymać kciuki.
Staliśmy tak jeszcze przez chwilę. Pocierałam uspokajająco jego ramię, czekając aż całkowicie się rozluźni. Patrzył tylko w moje oczy jakby chciał coś z nich wyczytać. 
- To było lepsze niż jakaś telenowela, gdzie co dwa odcinki kogoś porywają i zabijają - ciszę przerwała Ana. Zapomniałam o tym, że jest tu w jakiś sposób obecna.
Posłałam jej wrogie spojrzenie. Podniosła ręce w geście obrony. Pokazała mi jeszcze znak telefonu i powiedziała nieme "zadzwonię" i rozłączyła się. I dobrze. Będę mogła swobodnie porozmawiać z Justin'em.
- Wszystko okej? - pociągnęłam go na moje łóżko, gdzie usiedliśmy.
- Taaa - wymamrotał cicho - Przepraszam - szepnął ze skruchą w głosie - Nie powinienem był tak zareagować - westchnął - Po prostu nie trawię go. Gdy tylko go widzę mam ochotę zrobić mu krzywdę, a gdy zaczął mówić, że... - urwał i pokręcił głową - Przepraszam - powtórzył.
- Najważniejsze, że nie doszło do rękoczynów i uspokoiłeś się - uśmiechnęłam się do niego.
Nie mam pojęcia co bym zrobiła, gdyby zaczęli się bić. Nie dałabym rady ich rozdzielić. Są więksi ode mnie o kilka głów, a o tym ile razy są silniejsi ode mnie już nie wspomnę. Wystarczy spojrzeć na ich mięśnie. Musiałabym coś wymyślić. Może udałabym omdlenie i jakimś cudem, któryś z nich by to zauważył i przerwał bijatykę. Mogłaby to zauważyć również Ana i zacząć krzyczeć.
- Dzięki tobie - wtrącił - Gdyby nie ty, pewnie wywlókłbym go z tego domu i wpierdolił na ulicy - spuścił głowę i ponownie zacisnął pięści.
- Hej - złapałam za jego dłonie - Przejdziemy się na plaże? - pochyliłam się tak, by móc patrzeć na jego prawy profil.
Pokiwał głową i wstał ciągnąc mnie za sobą. Zamknęłam dom, biorąc ze sobą klucze.
Musiałam odciągnąć jego myśli od incydentu w moim pokoju. Chciałam sprawić, żeby znowu się zrelaksował i wyrzucił z głowy wszystkie niepotrzebne myśli. Ramię w ramię kroczyliśmy po plaży. W pewnym momencie zatrzymaliśmy się i usiedliśmy na piasku. Odchyliłam lekko głowę do tyłu, wystawiając twarz ku promieniom słonecznym. Mimowolnie uśmiechnęłam się do siebie.
- Wyobraź sobie siebie za, no nie wiem... Dwadzieścia, dwadzieścia pięć lat? - powiedziałam cicho. Chciałam, żeby pomyślał o czym innym i to było pierwsze co przyszło mi do głowy - Zaplanuj sobie idealne życie u boku kobiety, którą będziesz kochał do szaleństwa, z waszymi dziećmi i psem - przerwałam moją wypowiedź - Widzisz to? - zapytałam po chwili.
- Widzę - odpowiedział.
Odwróciłam głowę w jego stronę i spojrzałam na niego. Patrzył na mnie z lekkim uśmiechem i błyszczącymi od słońca oczami. Również się do niego uśmiechnęłam, a następnie przerwałam nasz kontakt wzrokowy. Wróciłam do poprzedniej pozycji i zamknęłam oczy.
Nie odzywaliśmy się już do siebie. Słuchaliśmy szumu morza, relaksując się i delektując tym spokojem, który teraz otaczał nas z każdej strony.

--------------------------------------------------------------------------- 

Heeeeeeeej!
Na początek chciałam podziękować za wszystkie komentarze, głosy i wyświetlenia. Nie spodziewałam się, że ktokolwiek będzie chciał to czytać.
Zbliża się drama. O co może chodzić, jak sądzicie?
Pomyślałam, że jeśli macie jakieś pytania możecie pisać na asku.
Przepraszam za wszystkie błędy i do następnego!

2 komentarze: