niedziela, 24 stycznia 2016

Rozdział 22

"Ale przynajmniej oboje pozostaniemy piękni i wiecznie młodzi
Tego jestem pewien, yeah, wiem to" ~ The Weeknd - Can't feel my face



Piątek. Ostatni dzień szkoły w tym tygodniu. Nie zapominając o tym, że dzisiaj jadę z Justinem do San Diego. Po tym jak opowiedział swoją historię i wróciliśmy do domu, nie spałam pół nocy, tylko rozmyślałam o tym czego się dowiedziałam. Skutki były takie, że mam wory pod oczami, które z powodzeniem zatuszowałam podkładem.
Ludzie w szkole nadal wytrzeszczają oczy, gdy widzą, że ja i Justin trzymamy się za rękę. Uważam to za śmieszne, ponieważ dużo wcześniej, każdy uważał nas za parę i gdy stało się to prawdą są w wielkim szoku. W każdym bądź razie jesteśmy numerem jeden rozmów w szkole. Pocieszam się tylko tym, że już niedługo się przyzwyczają i nie będę musiała znosić tych szeptów i ukradkowych spojrzeń. Mam ich serdecznie dość.
- Kotku, jedziemy tam na weekend, a nie na miesiąc - powiedział Justin, gdy zobaczył mnie ciągnącą za sobą wielką walizkę.
- Wolę być przygotowana na każdą możliwość - bąknęłam stając przed nim - Hej - stanęłam na palcach i cmoknęłam go w usta.
- Cześć - uśmiechnął się i pochylił kładąc swoje usta na moich - Nie wiem, jak ja z tobą wytrzymam - westchnął, a ja wzruszyłam ramionami.
- Jeśli ci coś nie pasuje, to Dom chętnie skorzysta... - mruknęłam i zrobiłam krok do tyłu.
- Nie. Stop - złapał mnie za ramiona - Dom z niczego nie skorzysta. No chyba, że liczy się moja pięść uderzająca go w twarz jeśli cię dotknie - objął mnie w talii.
- Zazdrośnik - zaśmiałam się.
- Ale twój.
- Mój - przegryzłam wargę, starając się powstrzymać uśmiech.
Po kilku minutach obściskiwania, w końcu moja walizka znalazła się w bagażniku. Justin zajął miejsce kierowcy, a ja pasażera, po tym jak otworzył mi drzwi.

***

- To tutaj - mruknął Justin, a ja ścisnęłam mocnej jego dłoń, która była spleciona z moją.
To miejsce, w którym spoczywa Eva - przyjaciółka, prawie siostra Justin'a. Widziałam po szatynie, że jest mu ciężko i nigdy nie pogodzi się ze śmiercią Evy. Nie można się dziwić. Strata bliskiej osoby boli i nic nie jest wstanie naprawić serca po takich przeżyciach. Blizna pozostanie na zawsze, przypominając nam o tym ile przeszliśmy.
"Eva Smith
23 VIII 1998 - 17 V 2013
Niech spoczywa w pokoju"
Na jej nagrobku znajdowały się świeże kwiaty. Białe lilie. Jej ulubione. Justin w ręce trzymał takie same. Nie wiem od kogo mogły one być, ale to mógł być ojciec chłopaka, matka dziewczyny lub jakiś mieszkaniec tego miasta, dla którego śmierć Evy była czymś tragicznym. I była. Śmierć młodej osoby, która nic nie zrobiła, zakochała się tylko w niewłaściwej osobie, jest tragedią. Ona na pewno miała marzenia i plany, ale nie było jej dane ich zrealizować.
Wiedziałam, że Justin obwinia się w pewnym stopniu o jej śmierć. Wierzy, że jeśli wtedy wybiegłby za nią, a nie bił Cameron'a mógłby ją powstrzymać i Eva by żyła. To nie była jego wina, ale on tego nie widzi. Starałam się mu to jakoś wytłumaczyć, ale nie chciał mnie słuchać. Uparciuch.
Położyliśmy kwiaty na jej nagrobku i wpatrywaliśmy się w płytę. W kieszeni Justin'a zaczął dzwonić telefon. Wyjął go, a ja zdążyłam przeczytać napis "Tata".
- Muszę odebrać - pocałował mnie w skroń i podążył alejkami by się oddalić.
Wpatrywałam się w niego przez chwilę, ale zniknął za drzewem więc przeniosłam wzrok na grób przede mną. Zastanawiałam się co by było gdybyśmy się poznały. Justin mówił, że na pewno by mnie polubiła, ale co innego miałby powiedzieć?
- Kim jesteś? - z zamyśleń wyrwał mnie głos jakiegoś chłopaka.
Wysoki blondyn z grzywką postawioną do góry. Niebieskie oczy, mały nos i malinowe usta. W prawym uchu miał mały kolczyk. Ubrany był w zwykły czarną koszulkę i spodenki do kolan. Na stopach miał vansy.
- A ty? - zapytałam.
- Cameron - odpowiedział, przypatrując mi się, a ja zamarłam.
- Ten Cameron?
- Niestety - skinął głow - Kim jesteś? - ponownie zapytał.
- Lucia, dziewczyna Justin'a - odparłam pewnie.
- On tu jest? - jego oczy się rozszerzyły.
- Jestem ty mały gnoju - znikąd pojawił się Justin.
Nim zdążyłam zareagować szatyn rzucił się na niego, uderzając w twarz. Pod wpływem mocnego ciosu, Cameron upadł na ziemię, a Justin usiadł na nim zaczynają okładać go pięściami.
- Justin! - krzyczałam, mając nadzieje, że zwróci swoją uwagę na mnie, ale tak się nie stało.
Nie chciałam by to skończyło się tak jak wtedy i podeszłam do nich. Złapałam Justin'a za ramiona ciągnąc, na tyle ile zdołałam, do tyłu. Musiałam ich jakoś rozdzielić, a jak na złość nie byłoby nikogo w pobliżu, kto mógłby mi pomóc. Cameron próbował osłaniać się rękami, ale niewiele mu to dało. Po wielu próbach w końcu udało mi się odciągnąć Justin'a od Camron'a. Chłopak jęczał z bólu jaki zadał mu mój chłopak.
Justin wstał ciężko dysząc. Był zmęczony po takim wysiłku. Szatyn złapał mnie w talii i pociągnął za siebie. Oczywiście, że nie chciał bym miała cokolwiek wspólnego z Cameron'em. Nie chciał bym go poznawała. Ja podzielałam jego zdanie, ale już na to za późno. Stało się.
- Po co tu przylazłeś? - wysapał Justin.
- Przyszedłem na grób Evy - odpowiedział niepewnie, zerkając to na niego to na mnie, jakbym miała mu w czymś pomóc.
- Nie masz tu czego szukać, nie chciała mieć z tobą nic wspólnego! To przez ciebie ona nie żyje! - oplatałam go ramionami w pasie, żeby znowu nie rzucił się na chłopaka - Jesteś mordercą! Może i ty nie podciąłeś jej żył, ale to ty jesteś winny! Będziesz żył ze świadomością, że ktoś przez ciebie nie żyje, póki sam nie zgnijesz! - mówił, a raczej krzyczał Justin, ale Cameron zdawał się o tym doskonale wiedzieć. Przynajmniej miał tą świadomość. I może to okrutne, ale zgadzałam się ze słowami mojego chłopaka.
- Przychodzę tu za każdym razem, gdy jestem w mieście - powiedział blondyn, wycierając wargę z krwi - Nawet nie wiesz jak żałuję tego co zrobiłem. Jest mi wstyd. Gdybym wiedział...
- Twój żal nie przywróci jej życia - mruknął Justin, gdy unormował oddech - To ty powinieneś tu leżeć, nie ona!
- Przepraszam, ja... - chciał coś powiedzieć, ale Justin ponownie chciał na niego ruszyć. Zaparłam się nogami i nie pozwoliłam mu się ruszyć.
 - Uspokój się, proszę - wymamrotałam cicho do jego ucha.
Pokiwał głową przenosząc swój wzrok z Camerona na mnie. Jego wzrok złagodniał, a ciało powoli zaczęło się rozluźniać. Nigdy nie widziałam Justina tak wściekłego. I nie chcę go takiego oglądać ponownie. Jeden raz w zupełności mi wystarczy. W Los Angeles był spokojny i nie wściekał się tak bardzo. W drodze tutaj Justin wytłumaczył mi, że w LA trzymał się z daleka od kłopotów i często przebywał w moim towarzystwie co samo w sobie działało na niego uspokajająco. To dziwne, nawet sama pani psycholog, do której jeździ Justin stwierdziła, że to interesujące i ma się ode mnie nie oddalać dla własnego dobra. Tutaj często pakował się w bójki w szkole czy w klubach, gdy więcej wypił.
 - Pojedziemy do twojego taty. Czeka na nas, prawda? - chłopak mruknął ciche "tak" i odwrócił się w stronę wyjścia z cmentarza, posyłając Cameron'owi spojrzenie pełne pogardy.
Po pożegnaniu z Evą i obietnicy, że jeszcze do niej wrócę złapałam Justin'a za rękę i zaczęliśmy iść do samochodu. Wystarczy wrażeń Za sobą usłyszeliśmy jeszcze krzyk Cameron'a:
- Trzymaj tą dziewczynę przy sobie i nie pozwól jej nigdy odejść.
Justin wymamrotał pod nosem coś w stylu "Jakbym tego kurwa nie wiedział" i mocniej ścisnął moją dłoń.
Po wyjściu z cmentarza, wsiedliśmy do auta. Chłopak jedną ręką kierował, a drugą trzymał na moim udzie. Zaczęliśmy jechać do taty Justina, który już na nas czekał. A ja miałam go poznać. Nie powiem, że się nie stresowałam, bo bym skłamała. Im bliżej jego domu jesteśmy tym bardziej się denerwuję.  Justin chyba to zauważył, bo zaczął kreślić na moim udzie różne wzorki. Odciągnął tym moje myśli, ale tylko trochę.
Nim się spostrzegłam byliśmy na miejscu. Zatrzymaliśmy się przed dużym jednorodzinnym domem. Był cały biały. Na werandzie stał średniej wielkości stół, a wokół niego cztery dopasowane krzesła. Było pełno kwiatów. Na ich widok Justin zmarszczył brwi. Spojrzałam na niego a on wyjaśnił, że ostatnim razem, gdy tu był, nie było żadnych roślin.
W momencie, gdy Justin otworzył mi drzwi, z domu wyszedł jego ojciec. Już wiem po kim Justin odziedziczył kolor włosów. Oczy były posobne, ale Justina bardziej karmelowe. Wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna podszedł do nas i wymienił z moim chłopakiem męski uścisk. Gdy się przywitali, wzrok starszego Bieber'a spoczął na mnie.
- Przedstawisz nas, synu? - zapytał, a ja poczułam jak moje policzki, nie wiedzieć czemu zmieniły kolor.
Justin uśmiechnął się i objął mnie ramieniem w talii. Pocałował mnie w skroń i w końcu popatrzył na swojego ojca.
- Tato, to Lucia, moja dziewczyna - powiedział -  Lu, to mój tata.
- Miło mi pana poznać - powiedziałam nieśmiało i uścisnęłam jego wyciągniętą dłoń.
- Proszę mów mi Paul, nie jestem chyba, aż taki stary - zaśmiał się, a ja wraz z nim - Justin bierz torby i pokaż Lucii pokój. Przyjdźcie później do kuchni - poklepał go ramieniu, a mi posłał uśmiech.
Justin sam wyciągnął nasz bagaż, bo mi na to nie pozwolił. I w taki sposób chłopak ciągnął za sobą moją dużą walizkę, a swoją mniejszą torbę sportową przewiesił na ramieniu.. Weszliśmy do domu i korytarzem skierowaliśmy się ku schodom. Szłam za Justinem, aż za zatrzymał się przed pokojem, w którym jak sądzę będziemy spać. Okazało się, że to stara sypialnia chłopaka. Po remoncie oczywiście. Ściany są koloru czerwonego. Pod jedną z nich wielkie dwuosobowe łóżko. Drzwi balkonowe, szafa, dywan i biurko. Justin odłożył walizki przed łóżkiem i złapał mnie za rękę.
Gdy byliśmy już w kuchni, chłopak zamarł na widok blondynki obok jego ojca. Nie wiedziałam kto to i on chyba też nie. Jak się okazało to dziewczyna Paul'a. Na oko, była młodsza od niego o kilka lat. Na twarzy mojego chłopaka widziałam jedynie szok i zaskoczenie. Szczypnęłam go lekko w rękę by się ocknął. Przywitaliśmy się z kobietą, która jak się okazało, miała na imię Suzanne. Sprawa pojawienia się kwiatów na werandzie, chyba została wyjaśniona. Porozmawialiśmy trochę, a następnie z Justin'em opuściliśmy kuchnię, ponieważ chłopak chciał pokazać mi dom.
Po obejrzeniu całego domu, usiedliśmy na huśtawce za domem. Justin pociągnął mnie tak, że siedziałam na jego kolanach okrakiem. Chyba lubi tę pozycję, bo często w taki sposób siedzę, gdy jesteśmy razem.
- Mój tata cię lubi - powiedział, gdy bawiłam się jego włosami.
- Serio?
- Yhym - mruknął.
- Bieberowie chyba mają do mnie słabość - zaśmiałam się.
- Zdecydowanie. Ale nie znasz jeszcze mojego dziadka.
- Jeszcze? - zapytałam.
- Jeszcze - przytaknął - Zabiorę cię kiedyś do niego.
Uśmiechnęłam się do siebie. Chce żebym poznała nawet jego dziadków. To wiele dla mnie znaczy. Ze swojej strony też muszę coś zorganizować, ponieważ tak na dobrą sprawę on nie zna nawet moich rodziców. To trochę nie fair.
Justin skorzystał z mojego rozkojarzenia i przycisnął swoje usta do moich. Naparł na nie delikatnie czekając, aż zacznę kontaktować. Odwzajemniłam pocałunek, przez co się uśmiechnął. Przyciągnął mnie do siebie jeszcze bliżej. Przejechał językiem po mojej wardze, prosząc o dostęp. Postanowiłam się z nim trochę podroczyć i nie rozchyliłam warg. Chłopak zaczął sunąć dłońmi w dół, przez moje plecy, do bioder, aż zatrzymał się na moim tyłku. Ścisnął go, przez co rozchyliłam wargi, a on wsunął swój język do moich ust. Teraz zaczęliśmy walczyć o dominację. Nasze języki ocierały się o siebie. Wplotłam swoje dłonie w jego włosy. Dokładnie poczułam wybrzuszenie w jego spodenkach, gdy przyciągnął mnie - o ile to możliwe - jeszcze bliżej siebie. Jedną rękę wsunął pod moją koszulkę, sunąc nią do góry, aż do biustu. Jęknęłam mu w usta, gdy ścisnął lekko moją pierś. Uśmiechnął się zadowolony ze swoich poczynań. Otarłam się o jego krocze, dzięki czemu teraz ja zyskałam od niego cichy jęk. Drugą ręką, którą trzymał na moim tyłku poruszył moimi biodrami przez co ponownie się o niego otarłam. Podobało mu się. Justin przeniósł się z pocałunkami na moją szyję. Kocham, gdy ktoś całuje mnie po szyi. Jedno z najlepszych uczuć, a Justin jest w tym mistrzem. Pociągnęłam go lekko za włosy. W odpowiedzi na to uzyskałam warknięcie.
- Kurwa - przeklęłam, gdy znalazł mój czuły punkt i zaczął go ssać. Z pewnością będzie malinka.
Zacisnęłam usta, by powstrzymać jęk. Justin dokładnie wiedział co robię, dlatego ponownie ścisnął moją pierś. Justin jęknął, gdy niekontrolowanie otarłam się o wybrzuszenie w jego spodniach. Było mi gorąco.
- Dzieciaki kolacja! - nasze czułości przerwał nam tata Justina.
- Nieee - jęknął niezadowolony Justin, chowając twarz w zagłębieniu mojej szyi i zamykając mnie w uścisku.
- Synu, najpierw skończ szkołę i znajdź pracę, a później bierz się za potomstwo! - krzyknął Paul, na co się zaśmialiśmy.
- Spokojnie tato, wiem do czego służą prezerwatywy! - odparł Justin, a my usłyszeliśmy tylko śmiech.
Szatyn złapał mnie pod udami i wstał z huśtawki. Zaskoczona jego ruchem pisnęłam i objęłam mocno chłopaka. Przed drzwiami Justin postawił mnie na nogi i kazał iść przed nim. Gdy zapytałam czemu, spojrzał wymownie na swoje krocze, a ja wciągnęłam powietrze. Nie dało się nie zauważyć sporego wybrzuszenia w jego spodniach. Sam to zaczął.
- Przepraszam?
- Nie masz za co przepraszać kotku, po prostu działasz na mnie - przyciągnął mnie do siebie - Kiedyś to dokończymy - wyszeptał mi do ucha i przegryzł jego płatek.
Nie byłam pewna jak zareagować więc cmoknęłam lekko jego usta i odwróciłam się, by przylgnąć plecami do jego klatki piersiowej. Nie zaprzeczę, podobała mi się sytuacja na huśtawce, ale nie wiem czy jestem gotowa na więcej. Nigdy nie wykraczałam poza całowanie, a dzisiaj było coś oprócz tego. Wszystko co związane z seksem jest dla mnie nowe. Mam nadzieję, że on o tym wie. Jeśli nie to mu powiem i po sprawie. Częściowo.
Justin zostawił jeszcze pocałunek na mojej szyi i weszliśmy do domu. W drzwiach minęliśmy Paul'a i Suzanne. Uśmiechnęliśmy się grzecznie i poszliśmy na górę "by umyć dłonie".
Justin poszedł do jednej łazienki, żeby "jakoś zająć się tym problemem", a ja skorzystałam z drugiej. Załatwiłam potrzebę, poprawiłam włosy i wyszłam z ubikacji. Nie myliłam się. Justin pozostawił po sobie malinkę. W tej samej chwili co i ja, z łazienki wyszedł Justin. Spojrzałam na jego spodenki, gdzie ten "problem" był już mniejszych rozmiarów. Ze splecionymi dłońmi, poszliśmy na taras, gdzie czekali na nas Paul, Suzanne i kolacja.

------------------------------------------- 

I jak rozdział?
Powoli będę pisać zakończenie! Ale spoko, mam kilka rozdziałów "na zapas" więc nie będzie to tak szybko. Może na feriach coś napiszę do ZINZ, bo teraz jestem skupiona na innym ff, w które bardzo się wkręciłam (za jakiś czas mi to przejdzie), ale to ff będę chciała opublikować.
Nie zanudzam was, piszcie co sądzicie i życzę powodzenia tym, którzy jutro idą do szkoły!
Bye xx

4 komentarze:

  1. Zajebioza!! Awww sexsiaki!! Hahaha napalony Just uwielbiam ❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny czekam na nexta i życzę weny cóż zapraszam cię do mnie dukwiat.blogspot.com mam nadzieje ze wpadniesz i zostawisz opinie co by mnie bardzo ucieszyło bo dopiero zaczynam przygodę z ff

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialny ;3 czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialny ;3 czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń