niedziela, 27 września 2015

Rozdział 4

"Przyjaźń łączy nas z tymi z którymi, znajdujemy wspólny język.
Ale prawdziwa przyjaźń to akceptacja tego co nas różni."


Dni mijały.
Ze środy stał się czwartek, a z czwartku piątek.
Większość swojego wolnego czasu spędzałam z Justin'em. Szybko złapaliśmy ze sobą dobry kontakt. Oprowadzałam go po mieście, pokazując różne fajne miejsca. Chodził ze mną na spacery z psem. Słuchał moich żali na temat tego, iż główna para fanfiction się rozstała, a następnie pocieszał, że wszystko się ułoży.
Naszym rytułałem stało się siedzenie wieczorami na środku drogi i patrzenie w gwiazdy. No i uciekanie przed nadjeżdżającymi samochodami, których w sumie było mało. Wybraliśmy spokojną ulicę.
Codziennie o dziewiętnastej wychodziłam z domu i szłam w to miejsce. Sama. Justin zawsze już tam był i czekał na mnie. Nogi miał wyprostowane przed sobą, z tyłu podbierał się rękoma, a głowę miał zadartą do góry. Gdy słyszał, że się zbliżam uśmiechał się lekko, mówiąc zwykłe "Cześć Lu" i klepał miejsce obok siebie.
Zdrabniał moje imię. Jest pierwszą osobą, która to robi. Szczerze sama nie miałam pojęcia jak można je zdrobnić. Każdy po prostu mówił do mnie "Lucia". To krótkie imię i nikt nigdy nie skracał go.
Poznawaliśmy siebie nawzajem. Opowiadaliśmy o naszych najbardziej żenujących momentach, o pierwszym zauroczeniu, o pierwszym złamanym sercu, o najszczęśliwszych chwilach, o rodzinie i przyjaciołach, o marzeniach. Co lubimy jeść a czego nie, za kim tęsknimy, jakiej muzyki słuchamy, czego nie lubimy w ludziach. Wiedzieliśmy jaki jest nasz ulubiony kolor, książka, film.
Znaliśmy się pięć dni, ale jak na ten krótki czas wiedzieliśmy o sobie bardzo wiele. To dziwne. Nie lubię o sobie opowiadać ani o swoich uczuciach. Zawsze staram się zmienić temat tak, by uniknąć rozmowy o mnie. Jednak z Justin'em było inaczej. Otworzyłam się przed nim i rozmawiałam z nim tak jakbyśmy znali się od lat. Gdy mu o tym powiedziałam, odparł tylko, że jest wspaniały i działa na ludzi odurzająco.
Dla wielu ludzi przyjaźń damsko-męska nie istnieje, bo kończy się zakochaniem, którejś ze stron. Ja jednak zaprzyjaźniłam się z nim. Wiele osób nie potrafi tego zrozumieć. Na przykład Ana.
Pewnego dnia rozmawiałam z nią przez telefon i opowiedziałam jej o nim. Od razu zaczęła fangirlować, wymyślając dla nas połączone imię i snuć wizje naszego idealnego związku. Pół godziny tłumaczyłam jej, że to tylko przyjaciel, ale do niej i tak to nie dotarło. Jak grochem o ścianę.
Kolejnym przykładem są ludzie w szkole.
Ktoś puścił plotkę, że jesteśmy razem i tak zaczęło się bycie pod odstrzałem setki spojrzeń i pytań. Nikt nie wierzył w nasze zaprzeczenia. Dziewczyny były zazdrosne, co Justina bardzo cieszyło. Sam stwierdził, że chłopaki chcą go zabić, a Dom znajduje się na pierwszym miejscu tej listy. Wiedziałam, że Mabley nie przyjmie tej plotki spokojnie. Sprawę pogarszało to, że za każdym razem, gdy gdzieś mnie zapraszał, odmawiałam mu. Liczyłam na to, że w końcu sobie odpuści. On jednak był zawzięty i nie dawał za wygarnął. Miałam nadzieję, że nie będę musiała z nim rozmawiać na ten temat i pozostawić naszą znajomość na niezręcznym "hej" na korytarzu, ale chyba nie mam wyboru. Postawię przed nim sprawę jasno.
Plotki o mnie i Justin'ie jako parze były idiotycznie, ponieważ znamy się tylko pięć dni, a nie jestem dziewczyną, która rzuca się na chłopaka po tak krótkim czasie znajomości. Cóż, ja to wiem, Justin to wie, ale społeczeństwo nie.
Faith była ciekawym zjawiskiem do obserwacji. Wcześniej też nim była, ale teraz tym bardziej. Zielenieje z zazdrości za każdym razem, gdy widzi mnie i szatyna razem. To naprawdę zabawne. Upatrzyła go sobie, ale jej wróg, czyli ja sprzątnął jej go z przed nosa. Mówię tu o czysto przyjacielskim podłożu, ale do nikogo to nie dociera. Okazała już swoją zazdrość, ale nie wyszła na tym dobrze.

- Co zrobiłaś pustaku?! Mózg ci już kompletnie wywiało?! - krzyknęłam, gdy dziewczyna wylała na moją bluzkę czekoladowego szejka.
- Ups - powiedziała sztucznie i wzruszyła ramionami, podając pusty kubek jednej ze swojej "przyjaciółek".
- Twoje "ups" - powiedziałam tym samym tonem co ona - zamieni się w "auć", gdy pozbędę się twoich włosów idiotko - zrobiłam krok ku niej.
Automatycznie zrobiła krok w tył wpadając na swoją świtę. Ludzie zatrzymywali się, przechodząc obok nas i obserwowali sytuację. Jak na razie nie zapowiadało się na żadną interwencję, bo dzięki Bogu, Justin miał lekcje w drugiej części budynku.
- Wiesz brązowy to twój kolor - powiedziałam zbijając ją z tropu.
- Serio? - zmarszczyła brwi.
- Tak - kiwnęłam głową - Popatrz sama - podeszłam do niej i zmusiłam się do przytulenia jej.
Dzięki temu zostawiłam brązowe plamy po napoju na jej białej bluzce. Odsunęłam się od niej, gdy mocno ją objęłam, by pozostawić po sobie szejk.
Z ust uformowała wielkie "o" patrząc w dół na swoją górną część garderoby. Wyglądała gorzej niż ja.
- Zapłacisz mi za to suko - krzyknęła odrzucając włosy w tył.
- Mów dalej, ale to ty wyjdziesz na tym gorzej - prychnęłam - Popatrz na siebie. Nie mogłaś znieść, że Justin cię olał? Jak mi przykro - mruknęłam sarkastycznie - Nic co zrobisz mnie, nie zmieni jego zdania o tobie, a tylko pogrążasz samą siebie. I pamiętaj, że nie jestem jak większość dziewczyn z tej szkoły i nic ci nie zrobię. Oddam i to z podwójną siłą.
- Myślisz, że się ciebie boję? - parsknęła.
- Nie musisz, wystarczy, że Justin ma cię za dziwkę, tu boli cię bardziej - zaśmiałam się.
W ostatniej chwili złapałam jej rękę, gdy zamachnęła się by wymierzyć mi policzek. Wykręciłam ją do tyłu tak jak uczył mnie Daniel, gdy byłam młodsza.
- Już nie jest ci tak wesoło, co? - wyszeptałam jej do ucha.
- Lu! - dobrze wiedziałam do kogo należy ten głos.
Po chwili Justin złapał mnie za ramiona i uwolnił Faith od mojego uścisku. Zaczęła masować swój nadgarstek.
Zmierzyłam ją pogardliwym spojrzeniem, chcą do niej podejść, ale Justin skutecznie mnie od niej odciągnął. Dosłownie. Złapał mnie w talii i niosąc mnie tak przez korytarz, wyniósł na parking.
Po drodze nie obeszło się bez kazania na temat mojego temperamentu i nerwów, które powinnam trzymać na wodzy.
Ściągnął swoją bluzę, zostając w białym podkoszulku. Podał mi część swojej garderoby i wepchnął na tył swojego auta, bym mogła ściągnąć brudną bluzkę i ubrać jego o wiele za dużą bluzę. Sięgała mi do kolan, jednak była ciepła i nieźle pachniała.

Taaak, wyszłam z tego o wiele lepiej niż Faith, bo do końca dnia paradowała w zniszczonej bluzce, gdy ja mogłam jej posyłać uśmiech zwycięstwa z bluzie Justin'a.
Otwierałam właśnie szkolną szafkę, by zostawić w niej niepotrzebne książki, gdy wypadła z niej biała kartka złożona na pół. Podniosłam ją i rozejrzałam się na boki. Każdy był zajęty sobą. Rozłożyłam papier i zaczęłam czytać dobrze znane mi już pismo.
"Piątek 17:30. To już dzisiaj - kolacja z moją mamą, która będzie chciała nas zeswatać, pamiętasz? :)"
Przez ostatnie dni Justin przypominał mi o piątkowej kolacji, za co byłam mu wdzięczna. Cieszyłam się na tą kolację. Jego mama wydawała się być wspaniałą kobietą. Od razu ją polubiłam. Widać, że Justin ma z nią dobry kontakt.
- Cześć Lu - usłyszałam za swoimi plecami.
- Hej - przywitałam się z nim, gdy podszedł bliżej mnie i oparł się o szafkę obok - Dzięki za przypomnienie - uśmiechnął się, gdy pomachałam mu kartką, którą następnie włożyłam do tylnej kieszeni spodni - Nie wiem w co się ubrać - westchnęłam, zamykając szafkę.
- W to co chcesz - wzruszył ramionami.
- Facet - prychnęłam.
- Moja mama i tak cię uwielbia, więc nawet jeśli założysz worek po kartoflach uzna, że wyglądasz wspaniale - ponownie wzruszył ramionami - Z resztą ładnemu we wszystkim ładnie - dodał, gdy przemierzaliśmy korytarz, by dotrzeć do sali od języka angielskiego.
- Ugh... - jęknęłam, zastanawiając się co zrobić - Nie wiem czy coś znajdę - sapnęłam, w głowie przeglądając moją szafę.
- Ty już coś wybierzesz - odpowiedział szybko - I jestem pewny, że nie będziesz musiała jechać na zakupy, na których musiałbym ci towarzyszyć - otworzył przede mną drzwi do sali.
- Cwaniak - mruknęłam, gdy przechodziłam obok niego.
Usiadłam w wolnej ławce, a Justin zajął miejsce obok mnie. Większość lekcji mamy wspólnie i siedzieliśmy na nich razem. Jestem ciekawa kiedy jakiś nauczyciel wyśle nas do dyrektora za wspólne rozmowy i przeszkadzanie na lekcji. Wolałabym nie, ponieważ nadal pamięta numer z porodem i raczej szybko go nie zapomni. Nie żeby nie było czego.
Lekcje mijały dość szybko.
Angielski.
Biologia.
Historia.
Plastyka.
Fizyka.
Matematyka.
Wychowanie fizyczne.
Mimo wszystko miałam dość. Dziękowałam Bogu, że nie muszę dzisiaj jechać do studia, bo nie wiem jak dałabym radę tańczyć. Ten tydzień mnie wykończył, a to dopiero początek roku szkolnego. Życia. Wszystkiego.
Czasami chciałabym po prostu spakować plecak, zabrać oszczędności, wsiąść w autobus i zostawić to wszystko w tyle, za sobą. Uciec. Uwolnić się od wszystkiego. Nie przejmować się nikim ani niczym. Łapałabym dorywczą pracę, by mieć pieniądze na jedzenie, jakiś nocleg i dalszą podróż. To byłoby moje jedyne zmartwienie. Nie przejmowałabym się szkołą, ocenami ani tym co pomyślą rodzice. Robiłabym co chciała. Byłabym wolna. Nie żyłabym w klatce zwanej ograniczeniami. W teorii wygląda to fajnie, niestety w praktyce nie wyszłoby to tak jak zaplanowaliśmy.
Musimy nauczyć się dostrzegać pozytywy w tym co nas otacza. Czasami przychodzi nam to ciężko, ale musimy. Skupiając się na negatywach, nigdy nie spotka nas coś dobrego. Każdy z nas jest wojownikiem, więc musimy walczyć.
***

Stałam przed szafą dobrą godzinę patrząc na wszystko co się w niej znajduje. Od sukienek, po spodnie dresowe, jeansy i szorty. Różnego rodzaju koszule, bluzki i topy, a ja nadal nie wiedziałam w co się ubrać. Popatrzyłam w sufit prosząc o jakiś znak, interwencję Boga. Cokolwiek co pomoże dokonać mi wyboru. Niestety nie doczekałam się niczego.
Popatrzyłam na zegarek i z przerażeniem stwierdziłam, że mam jeszcze piętnaście. Złapałam czarne rurki, białą bokserkę i czarno-czerwoną koszulę w kratę. Zastanawiałam się nad moim ubiorem godzinę, a wystarczyło mi pięć sekund, gdy zobaczyłam godzinę. Brawo dla mnie.
Zdjęłam z siebie szlafrok i włożyłam wybrane rzeczy. Spięłam włosy w kok, by mi nie przeszkadzały. Na szczęście, wcześniej zrobiłam sobie delikatny makijaż. Poprawiłam bransoletkę na prawym nadgarstku, którą zawsze noszę i spojrzałam w lustro. Jest okej, mogło być przecież gorzej.
Wytarłam spocone dłonie w ręcznik. Nie wiem czym się tak stresuje. To zwykła kolacja z moim przyjacielem i jego mamą w ramach podziękować za pomoc Justinowi. Do cholery, to nie jakiś obiad z królową Anglii. Nie mam żadnych powodów żeby się denerwować. Justin mnie lubi. Jego mama też. Z resztą ze wzajemnością, a ja boję się sama konkretnie nie wiem z jakiego powodu.
Spokojnie Anderson. Wdech. Wydech. Wdech. Wydech. To nie teściowa, której chcesz się przypodobać i pokazać z jak najlepszej strony - mówiłam w myślach.
Mam ochotę się teraz uderzyć. Zachowuję się jak panikara, którą nie jestem i nie zamierzam być. Nie stresowałam się tak nawet na konkursach tanecznych, które były dla mnie bardzo ważne.
- Weź się w garść Lucia - szepnęłam do siebie.
Wzięłam głęboki wdech i wyszłam z łazienki gasząc światło. Sprawdziłam jeszcze godzinę i zeszłam schodami na dół. Ubrałam buty i jeszcze raz przejrzałam się w lusterku. W końcu wyszłam z domu zamykając za sobą drzwi, a klucze chowając do kwiatka.
Uwaga.
Nadchodzę.
 ---------------------------------------------------------------------------------------

Cześć i czołem!
Miałam drobne problemy z edycją, ale myślę, że jest okej.
Chciałam podziękować za wszystkie komentarze i głosy (głosy akurat na wattpadzie). Anyway, gdy je czytam jest mi baaaaardzo miło i nie spodziewałam się tego, ale zostałam mile zaskoczona. Jestem też bardzo zaskoczona wyświetleniami.
Rozdziały są krótkie, mogłabym je dodawać jeszcze w którymś dniu w tygodniu, ale jeszcze nie wiem. Wracam późno do domu (technikum ssie) a potrzeba na to troszkę czasu. Just saying.
Jeśli macie jakieś pytania piszcie do mnie na wattpadzie lub:
e-mail: zawszeinazawsze@wp.pl
twitter: @ZiNZinfo
Obserwujcie to konto, możecie pisać również pod hashtagiem #zinzff swoje opinie. Polecajcie to ff i do zobaczenia w niedzielę (lub gdzieś w tygodniu, who know?)
Za jakiekolwiek błędy przepraszam.
Dzięki xx

poniedziałek, 21 września 2015

Rozdział 3

"Ktoś wkracza w twój świat,
I nagle odmienia go raz na zawsze." - Demi Lovato - Heart By Heart


Wstałam dzisiaj dużo wcześniej niż zawsze, co dla mnie jest bardzo trudne. Nie jest tajemnicą, że lubię spać. Jeśli ktoś dałby mi coś do jedzenia, wi-fi i ciepłe łóżko nie potrafiłabym się oprzeć. To moja pierwsza definicja szczęścia.
Powodem mojej wczesnej pobudki było odwiedzenie studia tanecznego niedaleko szkoły. Trwały nowe zapisy. Tańczę już od kilku lat. Jestem tylko ja i muzyka. Żadnych problemów i zmartwień. Z każdym ruchem staję się coraz bardziej wolna. Nic mnie wtedy nie ogranicza, nie muszę nikogo słuchać. Tańczę, bo to kocham. Robię to prosto z serca.
Zaczęło się zupełnie przez przypadek. Razem z przyjaciółmi zaczęliśmy się wygłupiać i tańczyć przy muzyce ulicznego grajka. Mieliśmy niezłą zabawę. Nawet nie zauważyliśmy kiedy wokół nas zebrał się tłum ludzi. Wtedy parę osób powiedziało mi, żebym zapisała się na jakieś zajęcia. Namawiała mnie również do tego ciocia. Na początku ich wyśmiałam, ale później postanowiłam posłuchać ich rady. Znalazłam wtedy swoją drugą definicję szczęścia. I sposób na wyładowanie złości i energii.
Cieszę się, że jednak ich posłuchałam. Gdyby nie oni, teraz pewnie spełniałabym wymagania rodziców, a tańcem trochę ich denerwuję. Nie popierają mojej pasji i twierdzą, że to marnowanie czasu, choć nigdy nie widzieli mnie tańczącej. Dla nich świetnie pasuję do roli lekarza lub prawnika. Ja jednak nie podzielam ich zdania. Ale to nieważne, bo oni w końcu lepiej wiedzą co jest dla mnie dobre, a co nie.
- Moja mama. Kolacja u nas. Pamiętasz? - usłyszałam głos za sobą, przez co aż podskoczyłam ze strachu.
Szybko załatwiłam sprawę w studiu. Zwykłe formalności, ale bardzo ważne. I od razu dowiedziałam się, że niedługo odbędzie się konkurs co od razu poprawiło mi humor. Siedziałam przed szkołą już dobrze dwadzieścia minut. Tutaj punkt dla mnie. Nauczyciele zawsze narzekają, że się spóźniam, a teraz ich zaskoczę. To nie tak, że robię to specjalnie. Po prostu łóżko z samego rana jest bardzo pociągające.
- Znam cię kilka dni, a już mam ochotę cię zabić - powiedziałam, odwracając się twarzą w stronę chłopaka.
- Nie wiem czy ktoś ci to mówił, ale jesteś bardzo miła - mruknął sarkastycznie.
- Coś obiło mi się o uszy - zaśmiałam się cicho pod nosem.
- Do tego skromna - dodał.
- I tak mnie lubisz - wzruszyłam ramionami.
- Kto to? - Justin zmarszczył brwi, wpatrując się w kogoś. Odwróciłam głowę w tamtą stronę i zauważyłam Dominic'a idącego w naszą stronę, na co wewnętrznie jęknęłam.
- Cześć Lucia - brunet obdarzył mnie uśmiechem, kompletnie ignorując obecność szatyna - Masz jakieś plany dziś po szkole? - zapytał, kucając przede mną.
- Tak - wymusiłam uśmiech - Idę do studia, a później pokazuję Justin'owi miasto - uśmiechnęłam się porozumiewawczo w jego stronę, by poparł moją wersję, gdyby było to konieczne.
- Rozumiem - Mabley kiwnął głową rozczarowany - Gdy znajdziesz czas, daj mi znać okej? - wstał na równe nogi.
- Jasne - odparłam - Pa Dominic - pomachałam mu, gdy odchodził od nas - Będę musiała się tym zająć - mruknęłam do siebie.
- Jeszcze raz, kto to?
- Dom Mabley. Mój ex - wyjaśniłam - Pewnego lata moi genialni przyjaciele stwierdzili, że brakuje mi chłopaka i nas ze sobą umówili - sapnęłam. Teraz żałuję, że Daniel i Scott akurat wyjechali z miasta i musiałam zostać z Aną i Victorią - dziewczyną mojego kuzyna - Było w porządku. Zaczęliśmy się spotykać i tak dalej, ale później stwierdziłam, że to nie to i zakończyłam nasz związek. Chciał żebyśmy do siebie wrócili. Następnie zaczęły się wakacje. On wyjechał, ja wyjechałam. Miałam święty spokój, ale teraz widzę, że znowu rozpoczął swoje starania - zakończyłam swoją przemowę, głośnym westchnięciem.
- Nie martw sie Anderson - wstaliśmy z ławki ruszając na lekcję. Objął mnie przyjacielsko ramieniem - W razie czego mogę udawać twojego chłopaka - zaśmiał się.
- Uważaj co mówisz, bo wykorzystam to przeciwko tobie Bieber - zmrużyłam oczy udając groźną.
Miałam teraz chemię razem z Justin'em. Weszliśmy do klasy i zajęłam miejsce przy jednym ze stanowisk. Blondyn usiadł obok mnie rzucając torbę na podłogę. Do sali zaczęli wchodzić kolejni uczniowie w tym i Dom, rzucając złowrogie spojrzenie szatynowi.
- Ktoś tu mnie nie lubi - Justin wyszeptał mi do ucha. Zaśmiałam się widząc jego rozbawioną minę.
Umilkłam, gdy do sali wszedł nauczyciel. Rozpoczął tłumaczenie na temat jakiś reakcji, których kompletnie nie rozumiałam. Chemia to nie jest moja mocna strona. Na tej lekcji zawsze siedziałam z Aną lub kimś kto jest równie dobry co ona. Brała udział w różnych konkursach i zdobywała pierwsze miejsce. Byłam z niej cholernie dumna. Pewnie teraz na tych zajęciach będzie pomagała komuś innemu.

***
Po skończonych lekcjach, gdy wychodzimy ze szkoły na szkolnym boisku trwa trening cheerleaderek. Zgadnijcie kto jest kapitanem. Brawo. Faith.
Kiedyś z Aną byłyśmy w drużynie przez rok. Później się wypisałam, bo zaczęło to kolidować z moimi treningami tańca. Ana rzuciła to jakiś czas po mnie, bo stwierdziła, iż beze mnie to nie to samo.
Pożegnałam się z Justin'em przy moim samochodzie i wrzuciłam torbę z książkami na tylne siedzenie. Zajęłam miejsce kierowcy i odpaliłam pojazd. Wyjechałam ze szkolnego parkingu, ruszając przed siebie.
Włączyłam radio i akurat trafiłam na piosenkę Demi Lovato "Heart Attack". Jadąc spokojnie stukałam palcami rytm utworu. Śpiewałam cicho z piosenkarką.
W końcu zatrzymałam się przed pomalowanym na różne kolory budynkiem. Wysiadłam z auta, idąc od razu do bagażnika. Wyciągnęłam z niego czarną, sportową torbę. Rzuciłam ją obok moich stóp i zamknęłam auto. Kluczyki schowałam do kieszeni, przewieszając sobie torbę na ramieniu.
Pchnęłam duże szklane drzwi i znalazłam się wewnątrz studia. Ściślej mówiąc, w jego recepcji. Na podłodze były położone dębowe panele. Z tego samego materiału był wykonany blat. Ściany pomalowane na biało, na których wisiały zdjęcia różnych tancerzy podczas występów. Na jednym z nich byłam nawet ja. Pod ścianą były ułożone krzesła.
- Hej - przywitałam się z recepcjonistką.
- Cześć skarbie - uśmiechnęła się do mnie ciepło.
Helen to wspaniała kobieta. Ma trzydzieści osiem lat, trójkę dzieci i wspaniałego męża. Pracuje tutaj odkąd zaczęłam tutaj przychodzić. Daje wspaniałe rady. Nie raz przychodziłam na treningi, dużo przed czasem tylko po ty, by jej się zwierzyć. Dokładnie wiedziała co powiedzieć w danej sytuacji. Miałam parę momentów, gdy chciałam zrezygnować z tańca, ale szybko wyrzucała mi ten pomysł z głowy. Była zawsze wtedy, kiedy tego potrzebowałam.
- Nie spóźniłam się? - zapytałam, poprawiając torbę.
- Masz pięć minut - odparła, a ja odetchnęłam z ulgą.
Ruszyłam korytarzem do szatni, by tam spokojnie się przebrać i zostawić swoje rzeczy. Zrzuciłam z siebie ubrania, szybko ubierając czarne spodenki, bokserkę w granatowo-białe paski niebieską koszulkę odsłaniającą moje jedno ramię. Na stopy ubrałam wygodne adidasy, a włosy związałam w koński ogon. Wzięłam kilka łyków zimnej wody i wyszłam z szatni.
Szłam uśmiechnięta od ucha do ucha do sali, gdzie czekała na mnie reszta grupy, która składała się z dziesięciu osób. Ja, Austin, Camille, Mark, Sarah, Sean, Elena, Roy, Isabella i Robert. Nasza trenerka - Nicole - zebrała nas razem i stworzyła ekipę. Od razu się polubiliśmy i dogadujemy się bez problemu. Znamy się i tańczymy od jakiś trzech lat.
- Cześć wszystkim! - krzyknęłam, gdy weszłam do sali.
- Nasza spóźnialska - gdzieś z końca pomieszczenia odezwała się Nicole.
- Tym razem jestem punktualnie - wystawiłam im język.
Tak bardzo dorosłe.
Zaczęliśmy wykonywać podstawowe rozciągające ćwiczenia. Po szybkiej, ale intensywnej rozgrzewce, ustawiliśmy się przed lustrem zajmującym cała ścianę.
Nikki włączyła muzykę i zaczęliśmy uczyć się nowego układu. Skupieni, powtarzaliśmy każdy ruch trenerki, starając się idealnie go odzwierciedlić.
Każdy z nas bardzo szybko to załapał. Układ nie był taki trudny. Mogliśmy już bez większych problemów go zatańczyć. Wystarczyłby tylko dopracować małe niedociągnięcia i wyszłoby idealnie.
- Świetnie - Nicole klasnęła w ręce - Teraz zatańczycie to bez żadnych przerw i jesteście wolni.
Blondynka podeszła do głośników od nowa włączając piosenkę. Po pierwszych brzmieniach zaczęliśmy wykonywać układ. Nikki obserwowała nas uważnie, starając się wychwycić wszystko co należało poprawić. Nikt nie był zły na nią za jej uwagi. Wręcz przeciwnie. Dzięki nim mogliśmy stawać się lepsi. Pomagały nam.
Gdy ostatni dźwięki piosenki wydostały się z głośników, skończyliśmy tańczyć.
Byliśmy spoceni, zmęczeni i wyczerpani.
Poszłam do szatni biorąc od razu butelkę wody. Wypiłam jej większą zawartość. Spakowałam swoje rzeczy do torby, stwierdzając, że umyję się w domu. Wezmę długą i odprężającą kąpiel. Szybko przemyłam twarz zimną wodą i wytarłam ją.
Przewiesiłam torbę przez ramię i wyszłam z szatni żegnając się z dziewczynami. Przechodząc obok szatni chłopaków zapukałam do drzwi i krzyknęłam im "cześć". Pożegnałam się również z Helen, gdy mijałam recepcję. Szybko przeszłam dystans między studiem a moim samochodem. Wrzuciłam torbę na tylne siedzenie i zajęłam miejsce kierowcy.
Po piętnastu minutach byłam już w domu przygotowując sobie kąpiel. Zakręciłam kurek i zaczęłam się rozbierać. Naga weszłam do wanny wypełnionej po brzegi wodą i pianą. Przeszły mnie przyjemne dreszcze. Założyłam wcześniej przygotowane słuchawki i włączyłam kojący głos Ed'a Sheeran'a. Ubóstwiałam go. Dałabym wiele, żeby pójść na jego koncert. Zamknęłam oczy, przenosząc się w świat marzeń.
Tam jest idealnie.





Rozdział 2

"Uciekinierzy, jesteśmy dawno zagubionymi dzieciakami,
Biegnącymi na kraniec świata"
~ 5 Seconds of Summer - Safety Pin


Lekcje minęły dość szybko. Kilka z nich miałam z Justin'em. Lunch również spędziłam w jego towarzystwie. Pewnie po wysłuchaniu tych historii o hierarchii stolików, uznał, iż mój będzie najlepszy. Nie narzekałam, przynajmniej nie siedziałam sama, a wiedziałam, że teraz będę skazana na samotność.
Choć szczerze samotność nie jest taka zła. Każdy z nas jej czasami potrzebuje. Potrzebuje zostać sam na sam ze sobą. Popłakać w poduszkę, krzyczeć ze złości czy śmiać się z byle powodu. Przychodzi czas, że powinniśmy się zatrzymać i pomyśleć nad wszystkim dookoła. Wyciągnąć nauki z popełnionych przez nas błędów w przeszłości i wykorzystać je w przyszłości. Zastanowić się nad celem naszego życia. Nad tym co chcemy robić, z kim i gdzie. Czasami możemy dojść do naprawdę śmiesznych wniosków. To co jeszcze przed chwilą miało dla nas sens i było ważne już takie nie jest. Musimy znaleźć coś co daje nam radość i mocno się tego trzymać.
- Hej! - usłyszałam koło ucha.
Na ramionach poczułam lekki uścisk. Przyłożyłam rękę do klatki piersiowej, w miejsce, gdzie moje serce biło w przyśpieszonym tempie. Wzięłam kilka głębszych wdechów i odwróciłam się w stronę chłopaka.
- Czy ty jesteś normalny?! - krzyknęłam i uderzyłam Justin'a w tors.
- Nie - odparł z głupkowatym uśmiechem, po czym zajął miejsce obok mnie na ławce - Gdzie byłaś po lekcjach? Szukałem cię - usiadłam wygodniej, wystawiając twarz ku promieniom słonecznym.
- Musiałam coś załatwić i chciałam zrobić to jak najszybciej - wymamrotałam - Co tutaj robisz? -  zadałam mu pytanie.
- Zwiedzam okolicę - wzruszył ramionami - A ty?
- Jestem na spacerze z psem.
- A gdzie pies?
- Jest... - zawahałam się - Gdzieś tutaj - wstałam i zaczęłam rozglądać się za moją zgubą - Tak sądzę - mruknęłam bardziej do siebie niż do niego - Rambo! - zaczęłam nawoływać psa.
- Serio? Rambo? - parsknął Justin.
- Nie czepiaj się. Nie ja to wymyśliłam, a zamiast się śmiać mógłbyś mi pomóc - pociągnęłam go w górę, za rękę.
Szatyn zaczął pomagać mi w przywołaniu psa. Niektórzy ludzie patrzyli na nas jak na idiotów, gdy na zmianę krzyczeliśmy "Rambo".
Okej, wiem, że mój pupil ma na imię jak ten wojownik, ale to nie wymyśliłam mu to imię. Nazwał go tak mój brat Daniel, kiedy przez jakiś czas miał zajawkę na filmy z tej serii. Inna bajka, że później mu się znudziły i stwierdził, że to był głupi pomysł. Jednak muszę przyznać, że to dość oryginalne imię dla psa.
W końcu zauważyłam brązową kulkę z czarnymi i białymi łatkami, biegnącą w naszą stronę. Ktoś mógłby się spodziewać, że z takim imieniem, pies będzie duży i groźny. Prawda była taka, że nie sięgał mi nawet do kolan i był najsłodszym zwierzęciem jakiego widziałam. Po minie Justina stwierdziłam, iż on też tak sądził. Cóż, niespodzianka!
Zapięłam Rambo smycz do obroży i ruszyliśmy w stronę wyjścia z parku. Mijaliśmy matki z wózkami i piszczące dzieci umazane lodami z pobliskiej budki.
Były takie beztroskie. Bez żadnych problemów. O nic nie musiały się martwić. Dla nich najważniejsza była zabawa. Czasami chciałabym wrócić do czasów, gdy mój świat kręcił się wokół lalek. Często znajdywałam je bez kończyn, które pozbawił je mój brat. Obrażałam się wtedy na niego, ale szybko je naprawiał i znowu byłam zadowolona, iż mogłam wrócić do zabawy.
Chciałabym wrócić do świata lalek, słodkich różowych ubrań i marzeniem o byciu księżniczką. Chyba każda dziewczynka chciała nią być i znaleźć księcia, który ją uratuje, będzie ją chronił, kochał i sprawi, że będzie bezpieczna. Dopiero z czasem zrozumie, że oni nie istnieją i zderzy się z okrutną rzeczywistością. W końcu zda sobie sprawę, że książę to tak na prawdę dupek bez uczuć.
Trwaliśmy w niezręcznej ciszy. Zastanawiałam się jakie pytanie mu zadać. Nie chciałam wypalić z czymś przez co byłoby jeszcze bardziej niezręcznie. Nie zamierzałam też bombardować go serią pytań i wyjść na ciekawską, bo taka nie jestem. Okej, może odrobinkę, ale kto nie jest?
Nie ma osoby, która ma wszystko w dupie, a jeśli tak jest to gra, ukrywając prawdziwego siebie. Szczerze? Nie dziwię się. W dzisiejszym świecie, trudno jest być sobą. Na każdym kroku spotykasz ludzi, którzy będą cię oceniać i krytykować. Ludzi, którzy nie będą akceptować twoich wyborów. Pytanie tylko, co im do tego? To twoje życie, które jest zbyt krótkie, by przejmować się opinią innych. Żyj jak chcesz. Ciesz się z tego co daje ci radość. Kochaj tych, którzy na to zasługują. Ale prawda jest taka, że trzeba mieć wielką odwagę, by pomimo wszystko być sobą. By nie zagubić się pośród tej szarości, fałszu i kłamstw.
- Jak ci się tutaj podoba? - odważyłam się przerwać w końcu tą ciszę.
- Jest fajnie. Spokojnie - wzruszył ramionami.
- Nie będzie tak spokojnie, gdy zobaczysz mnie i Faith w akcji - zaśmiałam się.
- To raczej będzie zabawne - trącił mnie lekko łokciem.
- Racja - przytaknęłam - Ale już tak nie będzie, gdy zaczniesz mnie od niej odciągać.
To niewykluczone, a raczej bardzo prawdopodobne.
- Współczuję tej biednej dziewczynie - mruknął pod nosem.
- Ej! - pisnęłam - Nie jestem straszna! - pacnęłam go wolną ręką w ramię - Po prostu się bronię. Ona zawsze wszystko zaczyna - zatrzymałam się i przykucnęłam przy Rambo, odpinając smycz, by mógł pobiec swobodnie. Byliśmy blisko mojego domu, więc zaczął się wyrywać - Nie odbiłam jej tego chłopaka - sapnęłam - To nie moja wina, że jestem piękna, wspaniała i olśniewająca, a chłopaki lecą na mnie jak pszczoły do miodu - przerzuciłam włosy do tyłu, idąc chodem modelki.
Wcale tak nie uważałam. Nie jestem piękna. I wspaniała. I olśniewająca. I chłopaki na mnie nie lecą.
- Jesteś brzydka i beznadziejna - odparł Justin w odpowiedzi na moje przechwałki.
- Justin'ie Bieber! - odwróciliśmy głowy w lewą stronę, gdy usłyszeliśmy srogi głos dochodzący z tamtej strony.
- Mamo, ale ja żartowałem. Wcale tak nie uważam - szatyn odpowiedział automatycznie.
- Cóż... W takim razie masz szczęście - kobieta uśmiechnęła się ciepło - Przedstawisz mnie?
- Mamo to Lucia, Lucia to moja mama.
- Miło mi panią poznać - zwróciłam się do mamy Justin'a, ściskając jej wyciągniętą rękę.
- Mówi mi Renee, dobrze? - pokiwałam głową zgadzając się na jej propozycję, choć to może być nieco niezręczne i mogę się zapominać - A więc ty jesteś Lucia. Justin opowiadał mi o tobie. Miał rację, że jesteś śliczna - zagryzłam wargę, żeby się nie uśmiechnąć. Pochyliłam głowę w dół próbując ukryć zaróżowiałe policzki.
- Mamo - jęknął Justin.
- Och... Miałam tego nie mówić? - kątem oka zerknęłam, że chłopak kiwa głową na tak - Okej, przepraszam - zaśmiała się - Może przyjdziesz do nas w piątek na kolacje? - zwróciła się do mnie - W ramach podziękowań, za pomoc Justin'owi.
- Z chęcią - przyjęłam zaproszenie i uśmiechnęłam się lekko.
- Twoi rodzice też mogą wpaść - dodała Renee, a kąciki moich ust zaczęły opadać w dół.
- Wątpię, żeby się pojawili - skrzywiłam się trochę.
Nie lubiłam rozmawiać o swoich rodzicach. Mama była chirurgiem, która spędzała więcej czasu w szpitalu niż we własnym domu, a tata odnoszącym wielkie sukcesy prawnikiem, ze swoją własną kancelarią. Jeśli nie siedział w swoim biurze to w gabinecie w domu, nad stertą papierów. Wiem, że w ten sposób chcieli zapewnić mi i bratu wszystko co najlepsze, żeby niczego nam nie zabrakło. Nie zauważają jednak tego, że brakuje mi ich teraz. I już nie zdążą nadrobić tego straconego czasu. Niestety.
- Przyjdź o siedemnastej trzydzieści, w porządku? - pokiwałam twierdząco głową - Bardzo miło było mi cię poznać Lucio.
- Mnie również - odparłam - Do widzenia.
- Justin, odprowadź koleżankę - zarządziła jego mama, a ja stłumiłam śmiech widząc zażenowaną minę chłopaka.
- Umm... Nie trzeba. Mieszkam obok - wskazałam ręką na budynek.
- Trzeba, trzeba - upierała się jego mama.
- Chodź, bo i tak nie wygrasz - Justin pokręcił głową z porażką, a ja się zaśmiałam - Przepraszam za moją mamę - mruknął cicho - Jest...
- Jest świetna. Już ją lubię - przerwałam mu - Poza tym, dzięki niej wiem, że uważasz, iż jestem śliczna - dałam mu kuksańca w bok.
- Śmiej się, śmiej, ale będzie chciała nas zeswatać. Jak wrócę do domu, da mi wykład na temat tego, jak pięknie razem wyglądamy - westchnął ciężko.
- To będzie straszne - udałam przerażenie - Od razu mówię, że ciężko jest zostać moim chłopakiem - Justin posłał mi pytające spojrzenie - Mam nadopiekuńczego brata i kuzyna.
Z jednej strony to fajnie, bo żaden dupek się do mnie nie zbliży, ale często Scott i Daniel przesadzają. Najchętniej zamknęliby mnie w klasztorze do trzydziestki z pasem cnoty. Nie raz spotkała mnie sytuacja, że flirtowałam z jakimś chłopakiem, a nagle pojawiał się Scott czy Daniel, zwracając się do mnie "misiu" bądź "słońce" i udając mojego chłopaka. Takich dwóch, zabić to za mało.
- Cóż, dziękuję za odprowadzenie - powiedziałam, gdy zatrzymaliśmy się przed moim domem - Tylko proszę, przypominaj mi codziennie o tej kolacji, bo mogę zapomnieć - uprzedziłam.
- Nie ma sprawy - wzruszył ramionami - Do jutra.
- Pa - pożegnałam się. Justin odwrócił się i zaczął iść do swojego domu - I powodzenia z mamą! - krzyknęłam za nim.
- Dzięki! - odkrzyknął bez odwracania się.
Zaśmiałam się pod nosem i odwróciłam na pięcie. Zawołałam psa i weszliśmy razem do domu. Zostawiłam smycz na komodzie, a pies pobiegł do swojego koszyka. Zamknęłam drzwi i ściągnęłam buty. Związałam włosy gumką, którą miałam na nadgarstku. Poszłam do salonu i włączyłam telewizor, wybierając jakiś kanał muzyczny. Leciała właśnie Tinashe i SchoolBoy Q z piosenką 2 On. Dałam głośniej, ponieważ uwielbiałam tą piosenkę. Ruszyłam do kuchni w celu zrobienia sobie jakiś kanapek, bo umierałam z głodu. Wyciągałam potrzebne składniki czyli chleb i nutella, tańcząc przy tym do piosenki. To jest to co kocham.

----------------------------------------------------------------------------------------------------
N U D Y




Rozdział 1

"Ile razy przypadek podsuwa nam przyjaciela, którego potrzebujemy, albo kogoś, kogo wcale nie chcielibyśmy widzieć?
A może to nie przypadek tylko przeznaczenie, którego nie rozumiemy?"


Cholera.
Świetnie.
Pierwszy dzień szkoły, a ja już jestem spóźniona. Jednak tym razem to nie moja wina. Gdybym nie jechała z tatą i babcią, dla której trzydzieści kilometrów na godzinę to zawrotna prędkość, byłabym na czas. Za każdym razem, gdy tata przyśpieszał, zaczynała krzyczeć, że nas zabije. Teraz biegnę przez pusty już korytarz do sali od matematyki.
Nie ma to jak zaczynać dzień od porcji pierwiastków i równań, które do niczego mi się nie przydadzą. Bo kogo obchodzi ile wynosi "x" czy "y"? Matma jest jak: Skylar ma pięć bransoletek, a Charlie ma dwóch starszych braci. Ile krasnoludków było na plaży? Naleśniki, bo rowery nie latają.
Złapałam za klamkę od drzwi i pchnęłam je. Wpadłam do klasy lekko zdyszana. Wzrok wszystkich spoczął na mnie. Nawet nie chciałam wiedzieć jak wyglądam.
Rozejrzałam się po klasie, a mój wzrok zatrzymał się na dyrektorze. Zamknęłam za sobą drzwi i wyprostowałam się. Ciekawe co mnie czeka.
- Panienka Anderson - mruknął mężczyzna w garniturze - Jakie masz wytłumaczenie na swoje spóźnienie? Twoja mama znowu rodziła? - po klasie rozniósł się chichot niektórych osób, ale szybko ucichł pod wzrokiem dyrektora.
Pewnego dnia, kiedy dostałam ważną wiadomość, musiałam szybko wrócić do domu. Nie chciałam się zrywać, bo miałabym dodatkowe kłopoty, a rodzicie nie zwolniliby mnie z lekcji, bez ważnego - dla nich - powodu. Skorzystałam z pierwszego pomysłu jaki wpadł mi do głowy. Pobiegłam do dyrektora i powiedziałam, że moja mama rodzi i muszę wyjść. Przez wiadomość, którą dostałam byłam szczęśliwa, więc łatwo było udawać zadowoloną z narodzin mojego młodszego rodzeństwa. Było bezproblemowo do czasu, gdy spotkał mojego tatę w jakimś sklepie i zapytał o mojego nowego braciszka. Dalej był szlaban i zostawanie po lekcjach.
- Kiedy pan o tym zapomni? - jęknęłam, podnosząc oczy ku niebu. Ten facet przypominał mi o tym za każdym razem, gdy coś przeskrobałam. Nie, żeby zdarzało się to często - To była poważna sprawa. Mój idol robił twitcam, więc nie mogłam tego opuścić - wzruszyłam ramionami.
- Tak, to z pewnością sprawa życia i śmierci - zaśmiał się. Ogólnie jest wyluzowany, ale nie toleruje kłamstw. Sama ich nie znoszę, ale idol to sprawa wyższa.
- W końcu się rozumiemy panie dyrektorze - klasnęłam w ręce, szczerząc się do niego. Zrobiłam krok w stronę wolnej ławki, ale zatrzymał mnie jego głos:
- Ale powinnaś odpokutować to, że spóźniłaś się już pierwszego dnia - chciałam się odezwać, ale podniósł dłoń, nie dając mi dojść do słowa - Oprowadzisz teraz nowego ucznia po szkole - wskazał głową, na szatyna, stojącego obok niego.
Wysoki, karmelowe oczy, które miały idealny odcień. Wysoki, duże, malinowe usta. Zauważyłam tatuaże, wystające spod bluzy. Postawa mówiąca "mam gdzieś co o mnie myślicie i tak nie chce tu być". Nie jest w tym osamotniony. Ja też nie chce tu być. Ogólnie jest przystojny.
- Teraz? - zapytałam, próbując ukryć uśmiech.
- Będzie teraz spokój na korytarzach, a na pierwszej lekcji na pewno nie będziecie uczyć się czegoś nowego - dla kogo nowe, dla tego nowe jeśli nie ogarnąłeś jakiegoś tematu - Więc tak, teraz - odparł, a moje kąciki ust powędrowały do góry, czego nie próbowałam już zatrzymać.
- Oh, dzięki Bogu - krzyknęłam - Choć nowy, ominie nas matma - złapałam za rękę nieznajomego ciągnąc go za sobą. Nie fatygowałam się pożegnaniem z dyrektorem czy nauczycielką.
Zamknęłam za nami drzwi i puściłam jego nadgarstek. Poprawiłam torbę na ramieniu i spojrzałam w górę. Wow, on serio jest wysoki. A może to ja jestem niska? Nieważne. Ważne, że dzięki nowemu ominie mnie czarna magia z czarownicą, która mnie nie znosi. Ze wzajemnością, tak nawiasem mówiąc.
- Justin Bieber - przedstawił się szatyn.
Przeszedł do konkretów. Lubię to.
- Lucia Anderson - ścisnęłam jego wyciągniętą dłoń - Chodź, wyjaśnię ci co gdzie i jak - odwróciłam się na pięcie, nie patrząc czy chłopak podąża za mną.
Mówiłam mu co, gdzie się znajduje. Sala od chemii, biologii, fizyki, geografii, angielskiego, historii, basen, hala sportowa, szatnie i tak dalej i tak dalej. Nie narzekałam. On mi nie przerywał, a ja nie byłam na matmie.
Gdy przemierzaliśmy korytarz, w drodze na stołówkę, zastanawiałam się jak będzie wyglądał ten rok.
Moja przyjaciółka Ana, wyprowadziła się stąd, bo jej mama dostała lepszą propozycje pracy. Nie byłam na nią zła, nie mogła nic z tym zrobić, a sama była smutna z powodu tego, iż się rozstajemy. Znałyśmy się od pieluch i byłyśmy nierozłączne, a teraz? Jesteśmy na dwóch innych końcach kraju. Pozostały nam tylko sms-y, rozmowy przez telefon i skype'a. Nie za fajnie. Przyjaźń na odległość nie jest fajna, bo nie możesz przytulić tej drugiej osoby, gdy tego potrzebuje. To uczucie jest cholernie do dupy.
Miałam też tutaj kuzyna Scott'a i jego dziewczynę, ale skończyli już edukację w tej szkole. Zostałam tutaj całkiem sama, a na pewno nie zaprzyjaźnię się z grupką tlenionych blondynek, której szefem jest mój wróg. Wróg jak wróg, ale nie pałamy do siebie sympatią.
- Mówię do ciebie - usłyszałam lekko ochrypły głos. Potrząsnęłam głową wybudzając się z zamyśleń.
- Przepraszam, myślami byłam gdzieś indziej - odparła wchodząc na stołówkę - Co mówiłeś? - zapytałam, ruszając do stolika, który zwykle zajmowałam z przyjaciółmi.
- Pytałem ile jeszcze będziemy tak chodzić - Justin zajął miejsce obok mnie, wpatrując się we mnie.
- Chcesz wracać na lekcje? - podniosłam brew do góry. Pokręcił przecząco głową - No to długo - położyłam się na ławce - Poza tym, gdy wszyscy wyjdą z klas, pokaże ci, od kogo należy się trzymać z daleka. Jeśli wpakujesz się w kłopoty, to będzie to moja wina, bo nie pokazałam ci wszystkiego - wywróciłam oczami - A teraz słuchaj o tych stolikach - poklepałam mebel i zamknęłam oczy.
Zaczęłam tłumaczyć mu, gdzie kto siedzi. Niby nic, ale to jednak bardzo ważne. Jeśli w pierwszy dzień usiądziesz z nieodpowiednią osobą, jesteś skreślony na starcie przez elitę szkoły. A jeśli przez tych najważniejszych, to przez resztę uczniów też. Wyjątek zawsze stanowiłam ja z przyjaciółmi. Mieliśmy gdzieś to czy ktoś siada z kujonami czy szkolnymi gwiazdkami. Nie wyrabialiśmy opinii innych w taki sposób. Żeby kogoś ocenić, trzeba najpierw poznać. Niestety teraz większość ludzi ocenia wszystkich przez prymat wyglądu. To głupie. Na podstawie tego jak się ubierają czy układają włosy mamy wiedzieć to co przeszli w życiu? Każdy z nas ma jakąś przeszłość. Dobrą czy złą, ale ma. Jednak nie chwalimy się nią, bo boimy się odrzucenia czy współczucia. Każdy z nas chce tylko zrozumienia. Nie ważne od kogo. Czasami lepiej zrobią to osoby, których nie znamy niż te, które są z nami przez całe życie. Łatwiej nam powiedzieć prawdę komuś obcemu niż przyjaciołom. Nie mamy tyle zaufania? Nie. Zależy nam na naszych bliskich i nie chcemy być przez nich oceniani, bo to może nas zaboleć. Boimy się tego co ktoś o nas pomyśli.
- Znam cię od jakiś trzydziestu minut, ale zauważyłem, że często się wyłączasz - usłyszałam głos Justin'a obok mnie. Zaśmiałam się cicho.
- Zazwyczaj tak nie mam - usiadłam i popatrzyłam na niego - Po prostu zastanawiam się jak będzie wyglądał ten rok - wzruszyłam ramionami i zaczęłam bawić się bransoletką na moim nadgarstku.
- A jak ma wyglądać?
- Dla mnie zupełnie inaczej. Tym razem jestem sama, a mam wroga, który za sobą ciągnie armie pustaków - podniosłam na niego wzrok - Ty masz czystą kartę. Jesteś nowy i nikt cię nie zna - gdy skończyłam mówić, zadzwonił dzwonek informujący o rozpoczęciu się przerwy - Idziemy - wstałam na równe nogi - Poznasz resztę szkoły.
Tym razem poczekałam na Justin'a i razem wyszliśmy ze stołówki. Korytarz zdążył już zapełnić się przez uczniów. Pójdzie gładko.
Na pierwszy ogień poszły szkolne geniusze. Wszyscy zmierzali do starej sali od fizyki, gdzie spędzali przerwy rozmawiając na naukowe tematy.
Następnie drużyna sportowa czyli szkolne mięśniaki. Aktualnie prężyli się przed dziewczynami, które chichotały jak słodkie idiotki. Zaśmiałam się na ich podryw, a Justin dołączył do mnie. Nie jestem jedyną, która uważa to za idiotyczne.
Później pokazałam mu dilerów, ludzi z kołkiem w dupie i całą resztę.
- Najlepsze zostawiłam na koniec - zwróciłam się do chłopaka, a następnie odwróciłam się w stronę Faith.
- Kto to? - Justin zmarszczył brwi przyglądając się dziewczynie.
- Moje nemezis - i jak na zawołanie, razem ze swoją świtą ruszyła w naszą stronę - Już ci współczuję - mruknęłam do szatyna, widząc jak brązowowłosa mierzy go pożądliwym wzrokiem.
- Cześć. Justin, prawda? - zapytała swoim słodziutkim głosikiem, na co skinął tylko głową - Zostałeś oprowadzony już po szkole? Mogę się tobą zająć. Jestem popularna i ja rządzę tą szkołą - zatrzepotała rzęsami, a mi zebrało się na wymiony.
Mruknęłam ciche "niedobrze mi" tak by nikt nie słyszał, ale po uśmiechu Bieber'a, który wkradał mu się na usta stwierdziłam, że doskonale to słyszał.
- Raczej twoja wagina jest popularna - wtrąciłam swoje trzy grosze.
- Lucia ze wszystkim doskonale sobie poradziła - odparł szybko chłopak, by Faith nie wszczęła kłótni na pół szkoły - Jest świetna - dodał, a mi zachciało się śmiać.
To musiał być dla niej cios. Nowy chłopak - a jej następna ofiara - który, nie ukrywajmy jest przystojny, powiedział jej wprost, że jestem lepsza i jej nie potrzebuje. Auć. To musiało ją zaboleć.
- Pokazałaś mu już toalety? - zwróciła się do mnie.
- Raczej składzik woźnego, który często odwiedzasz - uśmiechnęłam się sztucznie.
- Sugerujesz coś? - zmarszczyła brwi, podchodząc bliżej mnie,
- To nie była sugestia, skarbie - odparłam spokojnie, a Faith niewiele brakowało od wybuchu.
- Odszczekaj to - syknęła przez zaciśnięte zęby.
- To nie ja tu jestem psem - zmierzyłam ją wzrokiem - A teraz - odchrząknęłam - Justin, musimy iść, bo chcę ci pokazać jeszcze jedno miejsce - przegryzłam wnętrze policzka - Poza tym śmierdzi tu szmatą - złapałam go za rękę i ruszyliśmy przed siebie, zostawiając za sobą dziewczynę.
Gdy znaleźliśmy się przed szkoła, poza zasięgiem Faith i jej przyjaciółek, wybuchłam śmiechem nie mogąc się dłużej powstrzymać. Zawsze bawiły mnie nasze starcia.
Z całą pewnością jest wściekła. Nowy chłopak olał ją dla mnie, a dodatkowo obraziłam ją przy nim. Normalnie ubliżamy sobie dopóki, ktoś nie postanowi nas rozdzielić przez wzgląd na bezpieczeństwo, nasze jak i otoczenia. Nikt by się nie zdziwił, gdybyśmy zaczęły się bić. Cała szkoła wie, ze nie znosimy siebie nawzajem. Nawet nauczyciele, na lekcjach, rozdzielają nas, żebyśmy nie były razem w grupie. Oprócz wychowania fizycznego. Tam są piłki, które zostałby użyte w nieodpowiedni sposób.
Teraz może wyjaśnię czemu się tak nie znosimy.
W podstawówce Faith spotykała się z chłopakiem o imieniu Vincent. Była w nim zakochana do szaleństwa. To była "złota para szkoły". Każdy im zazdrościł i chciał być jak oni.
Do czasu, aż Vincent z nią nie zerwał. I tutaj pojawiam się ja. Kiedyś przyszedł do mnie po szkole i wyznał, że podobam mu się i jeśli czuje to samo, to dla mnie zerwie z Faith. Ja nic do niego nie czułam, ale on mimo wszystko zakończył związek z nią, bo miał nadzieje, że będziemy razem. Powiedział jej, że czuje coś do mnie i od tego czasu mnie znienawidziła za odbicie jej chłopaka. Biegał za mną jak zagubiony szczeniak, ale po jakimś czasie dał sobie w końcu spokój. Moja nienawiść do niej przyszła z czasem. Po tych wszystkich świństwach, które robiła mi przez lata.
Vincent jest winny mojego konfliktu z Faith, ale muszę przyznać, że nasze kłótnie mnie bawią. Bądź co bądź, czasami potrafi poprawić mi humor.
Oparłam się plecami o ścianę, łapiąc za brzuch. Odgarnęłam włosy do tyłu i zaczęłam się uspokajać. Justin również to robił. Gdy skończyłam się śmiać, zerknęłam na szatyna. On również na mnie patrzył.
- Lubię cię Bieber - mruknęłam uśmiechając się niego.
- Też cię lubię Anderson - odwzajemnił mój gest.


---------------------------------------------------------------------------------------------------
Nudny, jak flaki z olejem, ale praktycznie zawsze jest tak na początku.
Nie lubię tego rozdziału, ale nie będę zaczynać na ten temat wywodu, bo na dobrą sprawę, nie podoba mi się żaden.
Za jakiekolwiek błędy przepraszam.



Prolog

Justin i Lucia.
Lucia i Justin.
Poznaliśmy się w szkole. Typowe, prawda? Wiele filmów i książek tak się zaczyna. Ale czy to ważne? Nie. Cóż, przynajmniej dla mnie i dla Justin'a, nie.
Teraz czujemy się dziwnie bez siebie nawzajem.
To też brzmi jak z filmu? Pewnie tak. Jednak to bez znaczenia. Ważne, że jest prawdziwe. Jeśli mam być szczera, nigdy nie myślałam, że tak to się wszystko potoczy. Mimo wszystko jestem zadowolona z efektów.
Zacznijmy lepiej od początku.
Jestem Lucia Anderson, a to początek mojej historii.
Mojej i Justin'a Bieber'a.


----------------------------------------------------------------------------------------
Witam wszystkich, którzy zabłądzili w internetach i trafili tutaj.
To moje pierwsze fanfiction i dedykuję je mojej najlepszej przyjaciółce Magdzie. Właśnie dzięki niej, postanowiłam to tutaj opublikować.
Mój styl pisania na pewno nie będzie zachwycał, ale jak mówiłam - to mój początek.
Od razu uprzedzam, że Justin nie jest tutaj gangsterem czy coś takiego. Mimo to mam nadzieję, że spodoba się wam to co napisałam.
Dziękuje za uwagę i widzimy się w pierwszym rozdziale :)



sobota, 5 września 2015

Wstęp

"To jest nasza rzeczywistość,
Szalona, głupia, ty i ja." ~ 5 Seconds of Summer - Long Way Home

"Znasz miliony sposobów by mnie rozbawić,
Opiekujesz się mną,
Masz we mnie oparcie,
Dobrze jest mieć Ciebie przy sobie." ~ Hannah Montana - True Friend

"Kiedy mnie wołasz, zawsze cię odnajdę, 
Kiedy będziesz mnie potrzebował, przybędę do ciebie, 
I kiedy będziesz samotny znajdę drogę by, 
Zaprowadzić cię do mnie do domu, przybędę do ciebie." ~ Cher Lloyd - Bind Your Love

"Jednym zakochanym spojrzeniem mówimy więcej niż słowami.
Nawet jeśli próbujemy ukryć uczucia zawsze w końcu wychodzą na jaw."