"Uciekinierzy, jesteśmy dawno zagubionymi dzieciakami,
Biegnącymi na kraniec świata" ~ 5 Seconds of Summer - Safety Pin
Biegnącymi na kraniec świata" ~ 5 Seconds of Summer - Safety Pin
Lekcje minęły dość
szybko. Kilka z nich miałam z Justin'em. Lunch również spędziłam w jego
towarzystwie. Pewnie po wysłuchaniu tych historii o hierarchii stolików,
uznał, iż mój będzie najlepszy. Nie narzekałam, przynajmniej nie
siedziałam sama, a wiedziałam, że teraz będę skazana na samotność.
Choć szczerze samotność
nie jest taka zła. Każdy z nas jej czasami potrzebuje. Potrzebuje zostać
sam na sam ze sobą. Popłakać w poduszkę, krzyczeć ze złości czy śmiać
się z byle powodu. Przychodzi czas, że powinniśmy się zatrzymać i
pomyśleć nad wszystkim dookoła. Wyciągnąć nauki z popełnionych przez nas
błędów w przeszłości i wykorzystać je w przyszłości. Zastanowić się nad
celem naszego życia. Nad tym co chcemy robić, z kim i gdzie. Czasami
możemy dojść do naprawdę śmiesznych wniosków. To co jeszcze przed chwilą
miało dla nas sens i było ważne już takie nie jest. Musimy znaleźć coś
co daje nam radość i mocno się tego trzymać.
- Hej! - usłyszałam koło ucha.
Na ramionach poczułam
lekki uścisk. Przyłożyłam rękę do klatki piersiowej, w miejsce, gdzie
moje serce biło w przyśpieszonym tempie. Wzięłam kilka głębszych wdechów
i odwróciłam się w stronę chłopaka.
- Czy ty jesteś normalny?! - krzyknęłam i uderzyłam Justin'a w tors.
- Nie - odparł z
głupkowatym uśmiechem, po czym zajął miejsce obok mnie na ławce - Gdzie
byłaś po lekcjach? Szukałem cię - usiadłam wygodniej, wystawiając twarz
ku promieniom słonecznym.
- Musiałam coś załatwić i chciałam zrobić to jak najszybciej - wymamrotałam - Co tutaj robisz? - zadałam mu pytanie.
- Zwiedzam okolicę - wzruszył ramionami - A ty?
- Jestem na spacerze z psem.
- A gdzie pies?
- Jest... - zawahałam
się - Gdzieś tutaj - wstałam i zaczęłam rozglądać się za moją zgubą -
Tak sądzę - mruknęłam bardziej do siebie niż do niego - Rambo! -
zaczęłam nawoływać psa.
- Serio? Rambo? - parsknął Justin.
- Nie czepiaj się. Nie ja to wymyśliłam, a zamiast się śmiać mógłbyś mi pomóc - pociągnęłam go w górę, za rękę.
Szatyn zaczął pomagać mi
w przywołaniu psa. Niektórzy ludzie patrzyli na nas jak na idiotów, gdy
na zmianę krzyczeliśmy "Rambo".
Okej, wiem, że mój pupil
ma na imię jak ten wojownik, ale to nie wymyśliłam mu to imię. Nazwał
go tak mój brat Daniel, kiedy przez jakiś czas miał zajawkę na filmy z
tej serii. Inna bajka, że później mu się znudziły i stwierdził, że to
był głupi pomysł. Jednak muszę przyznać, że to dość oryginalne imię dla
psa.
W końcu zauważyłam
brązową kulkę z czarnymi i białymi łatkami, biegnącą w naszą stronę.
Ktoś mógłby się spodziewać, że z takim imieniem, pies będzie duży i
groźny. Prawda była taka, że nie sięgał mi nawet do kolan i był
najsłodszym zwierzęciem jakiego widziałam. Po minie Justina
stwierdziłam, iż on też tak sądził. Cóż, niespodzianka!
Zapięłam Rambo smycz do
obroży i ruszyliśmy w stronę wyjścia z parku. Mijaliśmy matki z wózkami i
piszczące dzieci umazane lodami z pobliskiej budki.
Były takie beztroskie.
Bez żadnych problemów. O nic nie musiały się martwić. Dla nich
najważniejsza była zabawa. Czasami chciałabym wrócić do czasów, gdy mój
świat kręcił się wokół lalek. Często znajdywałam je bez kończyn, które
pozbawił je mój brat. Obrażałam się wtedy na niego, ale szybko je
naprawiał i znowu byłam zadowolona, iż mogłam wrócić do zabawy.
Chciałabym wrócić do
świata lalek, słodkich różowych ubrań i marzeniem o byciu księżniczką.
Chyba każda dziewczynka chciała nią być i znaleźć księcia, który ją
uratuje, będzie ją chronił, kochał i sprawi, że będzie bezpieczna.
Dopiero z czasem zrozumie, że oni nie istnieją i zderzy się z okrutną
rzeczywistością. W końcu zda sobie sprawę, że książę to tak na prawdę
dupek bez uczuć.
Trwaliśmy w niezręcznej
ciszy. Zastanawiałam się jakie pytanie mu zadać. Nie chciałam wypalić z
czymś przez co byłoby jeszcze bardziej niezręcznie. Nie zamierzałam też
bombardować go serią pytań i wyjść na ciekawską, bo taka nie jestem.
Okej, może odrobinkę, ale kto nie jest?
Nie ma osoby, która ma
wszystko w dupie, a jeśli tak jest to gra, ukrywając prawdziwego siebie.
Szczerze? Nie dziwię się. W dzisiejszym świecie, trudno jest być sobą.
Na każdym kroku spotykasz ludzi, którzy będą cię oceniać i krytykować.
Ludzi, którzy nie będą akceptować twoich wyborów. Pytanie tylko, co im
do tego? To twoje życie, które jest zbyt krótkie, by przejmować się
opinią innych. Żyj jak chcesz. Ciesz się z tego co daje ci radość.
Kochaj tych, którzy na to zasługują. Ale prawda jest taka, że trzeba
mieć wielką odwagę, by pomimo wszystko być sobą. By nie zagubić się
pośród tej szarości, fałszu i kłamstw.
- Jak ci się tutaj podoba? - odważyłam się przerwać w końcu tą ciszę.
- Jest fajnie. Spokojnie - wzruszył ramionami.
- Nie będzie tak spokojnie, gdy zobaczysz mnie i Faith w akcji - zaśmiałam się.
- To raczej będzie zabawne - trącił mnie lekko łokciem.
- Racja - przytaknęłam - Ale już tak nie będzie, gdy zaczniesz mnie od niej odciągać.
To niewykluczone, a raczej bardzo prawdopodobne.
- Współczuję tej biednej dziewczynie - mruknął pod nosem.
- Ej! - pisnęłam - Nie
jestem straszna! - pacnęłam go wolną ręką w ramię - Po prostu się
bronię. Ona zawsze wszystko zaczyna - zatrzymałam się i przykucnęłam
przy Rambo, odpinając smycz, by mógł pobiec swobodnie. Byliśmy blisko
mojego domu, więc zaczął się wyrywać - Nie odbiłam jej tego chłopaka -
sapnęłam - To nie moja wina, że jestem piękna, wspaniała i olśniewająca,
a chłopaki lecą na mnie jak pszczoły do miodu - przerzuciłam włosy do
tyłu, idąc chodem modelki.
Wcale tak nie uważałam. Nie jestem piękna. I wspaniała. I olśniewająca. I chłopaki na mnie nie lecą.
- Jesteś brzydka i beznadziejna - odparł Justin w odpowiedzi na moje przechwałki.
- Justin'ie Bieber! - odwróciliśmy głowy w lewą stronę, gdy usłyszeliśmy srogi głos dochodzący z tamtej strony.
- Mamo, ale ja żartowałem. Wcale tak nie uważam - szatyn odpowiedział automatycznie.
- Cóż... W takim razie masz szczęście - kobieta uśmiechnęła się ciepło - Przedstawisz mnie?
- Mamo to Lucia, Lucia to moja mama.
- Miło mi panią poznać - zwróciłam się do mamy Justin'a, ściskając jej wyciągniętą rękę.
- Mówi mi Renee, dobrze?
- pokiwałam głową zgadzając się na jej propozycję, choć to może być
nieco niezręczne i mogę się zapominać - A więc ty jesteś Lucia. Justin
opowiadał mi o tobie. Miał rację, że jesteś śliczna - zagryzłam wargę,
żeby się nie uśmiechnąć. Pochyliłam głowę w dół próbując ukryć
zaróżowiałe policzki.
- Mamo - jęknął Justin.
- Och... Miałam tego nie
mówić? - kątem oka zerknęłam, że chłopak kiwa głową na tak - Okej,
przepraszam - zaśmiała się - Może przyjdziesz do nas w piątek na
kolacje? - zwróciła się do mnie - W ramach podziękowań, za pomoc
Justin'owi.
- Z chęcią - przyjęłam zaproszenie i uśmiechnęłam się lekko.
- Twoi rodzice też mogą wpaść - dodała Renee, a kąciki moich ust zaczęły opadać w dół.
- Wątpię, żeby się pojawili - skrzywiłam się trochę.
Nie lubiłam rozmawiać o
swoich rodzicach. Mama była chirurgiem, która spędzała więcej czasu w
szpitalu niż we własnym domu, a tata odnoszącym wielkie sukcesy
prawnikiem, ze swoją własną kancelarią. Jeśli nie siedział w swoim
biurze to w gabinecie w domu, nad stertą papierów. Wiem, że w ten sposób
chcieli zapewnić mi i bratu wszystko co najlepsze, żeby niczego nam nie
zabrakło. Nie zauważają jednak tego, że brakuje mi ich teraz. I już nie
zdążą nadrobić tego straconego czasu. Niestety.
- Przyjdź o siedemnastej trzydzieści, w porządku? - pokiwałam twierdząco głową - Bardzo miło było mi cię poznać Lucio.
- Mnie również - odparłam - Do widzenia.
- Justin, odprowadź koleżankę - zarządziła jego mama, a ja stłumiłam śmiech widząc zażenowaną minę chłopaka.
- Umm... Nie trzeba. Mieszkam obok - wskazałam ręką na budynek.
- Trzeba, trzeba - upierała się jego mama.
- Chodź, bo i tak nie
wygrasz - Justin pokręcił głową z porażką, a ja się zaśmiałam -
Przepraszam za moją mamę - mruknął cicho - Jest...
- Jest świetna. Już ją
lubię - przerwałam mu - Poza tym, dzięki niej wiem, że uważasz, iż
jestem śliczna - dałam mu kuksańca w bok.
- Śmiej się, śmiej, ale
będzie chciała nas zeswatać. Jak wrócę do domu, da mi wykład na temat
tego, jak pięknie razem wyglądamy - westchnął ciężko.
- To będzie straszne -
udałam przerażenie - Od razu mówię, że ciężko jest zostać moim
chłopakiem - Justin posłał mi pytające spojrzenie - Mam nadopiekuńczego
brata i kuzyna.
Z jednej strony to
fajnie, bo żaden dupek się do mnie nie zbliży, ale często Scott i Daniel
przesadzają. Najchętniej zamknęliby mnie w klasztorze do trzydziestki z
pasem cnoty. Nie raz spotkała mnie sytuacja, że flirtowałam z jakimś
chłopakiem, a nagle pojawiał się Scott czy Daniel, zwracając się do mnie
"misiu" bądź "słońce" i udając mojego chłopaka. Takich dwóch, zabić to
za mało.
- Cóż, dziękuję za
odprowadzenie - powiedziałam, gdy zatrzymaliśmy się przed moim domem -
Tylko proszę, przypominaj mi codziennie o tej kolacji, bo mogę zapomnieć
- uprzedziłam.
- Nie ma sprawy - wzruszył ramionami - Do jutra.
- Pa - pożegnałam się. Justin odwrócił się i zaczął iść do swojego domu - I powodzenia z mamą! - krzyknęłam za nim.
- Dzięki! - odkrzyknął bez odwracania się.
Zaśmiałam się pod nosem i
odwróciłam na pięcie. Zawołałam psa i weszliśmy razem do domu.
Zostawiłam smycz na komodzie, a pies pobiegł do swojego koszyka.
Zamknęłam drzwi i ściągnęłam buty. Związałam włosy gumką, którą miałam
na nadgarstku. Poszłam do salonu i włączyłam telewizor, wybierając jakiś
kanał muzyczny. Leciała właśnie Tinashe i SchoolBoy Q z piosenką 2 On.
Dałam głośniej, ponieważ uwielbiałam tą piosenkę. Ruszyłam do kuchni w
celu zrobienia sobie jakiś kanapek, bo umierałam z głodu. Wyciągałam
potrzebne składniki czyli chleb i nutella, tańcząc przy tym do piosenki.
To jest to co kocham.
----------------------------------------------------------------------------------------------------
N U D Y
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz