sobota, 20 lutego 2016

Rozdział 26

"Słońce świeci, szkoła wreszcie się kończy
Nic się nie liczy więc jest dobrze" ~ Avril Lavigne - Bitchin’ Summer


Kilka tygodni później, po wielu sprawdzianach i zaliczeniach, wychodziliśmy ze szkoły ze świadectwem. Wakacje. Nadszedł ten piękny czas. Brak zakuwania, nauczycieli i wstawania z rana, by zdążyć na lekcje. Skończyły się projekty, wypracowania, sprawdziany i pytania. Koniec męki jaką jest szkoła.
Wolność. W końcu wolność.
Za rękę z Justinem wsiedliśmy do auta. Na tyle siedzenia położyliśmy świadectwa. Chłopak ściągnął krawat i marynarkę, w którą kazała wbić mu się mama. Był niezadowolony, ale gdy powiedziałam mu, że wygląda gorąco, poprawił mu się humor i już tak nie narzekał. Ja byłam w zwiewnej, koronkowej sukience w miętowym kolorze i czarnych szpilkach.
Pojechaliśmy do kawiarni. Justin przepuścił mnie w drzwiach. Zajęliśmy wolny stolik i czekaliśmy aż ktoś przyjmie nasze zamówienie. Po chwili podeszła do nas czarnowłosa dziewczyna, która zdecydowanie przesadziła z makijażem. Jeśli zacznie podrywać Justina obiecuję, że poświęcę swój sok, który zamówię i wyleję go jej na głowę. Nie żartuję.
- Poproszę szarlotkę i kawę - powiedział Justin.
- A ja ciasto czekoladowe i sok pomarańczowy - uśmiechnęłam się, gdy szatyn zachichotał, jak tylko usłyszał drugą część zamówienia.
Kocham sok pomarańczowy i jestem od niego uzależniona. Zabijcie mnie.
- Kaloryczne... - usłyszałam głos kelnerki.
Głupia pipa.
- Spalę w łóżku z moim chłopakiem - syknęłam do czarnej, nie obdarzając jej nawet jednym spojrzeniem.
Gdy nasze zamówienie stanęło przed nami, zaczęliśmy jeść. W między czasie omawialiśmy plany na wakacje. Jutro wyjeżdżamy do ojca Justina, wracamy w sobotę, a w niedzielę przyjeżdża Ana. Przez dwa tygodnie mieszka u mnie, później jedzie do dziadków. Po jej wyjeździe nie mamy nic zaplanowane. Na pewno coś wymyślimy. To będzie jeszcze miesiąc wolnego czasu i trzeba skorzystać zanim pójdziemy na studia.
Właśnie. Studia. Myślałam nad tym. Nie byłam pewna czy wybrać Akademię Artystyczną na wydziale tanecznym czy psychologię. To był ważny wybór i musiałam go dokładnie przemyśleć. Taniec kocham ponad życie. Towarzyszy mi od wielu lat i cokolwiek by się stało, zawsze będę tańczyć. Psychologia zawsze mnie fascynowała i podobała mi się idea pomagania ludziom. Od tego wyboru zależy moja przyszłość. Wcześniej, gdy myślałam o swojej przyszłości nie mogłam wyobrazić sobie nic konkretnego. Żadnej pracy, domu, męża, rodziny. Nic. Teraz widzę Justina i mnie razem.
- Musisz się spakować, bo wyjeżdżamy rano - powiedział, gdy zatrzymał się pod moim domem.
Po tym jak obiecałam, że będę gotowa na czas, pożegnałam się z nim i poszłam do domu. Od razu zabrałam się za pakowanie, bo spędzę pół godziny wpatrując się w otwartą szafę, zastanawiając się co spakować do walizki. Byłam sama w domu więc postanowiłam zadzwonić do ciotki Megan. Dawno z nią nie rozmawiałam. Wzięłam telefon i wybrałam jej numer. Po kilku sekundach połączenie zostało odebrane i usłyszałam melodyjny głos ciotki.
- Lucia skarbie - powiedziała na wstępie - Co u ciebie słychać?
- Właśnie pakuje się, bo wyjeżdżam na tydzień z chłopakiem - włączyłam tryb głośnomówiący, by wygodniej układało mi się rzeczy w walizce.
- Ah, Justin tak? - usłyszałam, że zatrzymuje auto - Muszę go kiedyś poznać.
- Przyjeżdżaj kiedy chcesz - zaśmiałam się - Gdzie teraz jesteś? - zapytałam zaciekawiona jej obecnym pobytem.
- W drodze do Atlanty - westchnęła.
- Atlanta? Czego tam szukasz?
- Szczęścia - odparła - Ale na pewno nie mam gorzej, niż ty z Oliverem.
- Taty i tak nigdy nie ma - prychnęłam - Mama jest nie lepsza, choć ostatnio częściej zagląda do domu - przyznałam.
- Niech ten twój Justin jak najszybciej cię stamtąd zabierze - poradziła - Nie mówię tu o wyjeździe, tylko o mieszkaniu razem - tym to mnie zaskoczyła.
Justin wspominał, że jeśli nasze uczelnie będą blisko siebie lub jeśli pójdziemy na te same, wynajmiemy mieszkanie, by się nie rozdzielać i nie gnieździć w akademiku ze współlokatorami.
- We własnym mieszkaniu będzie ci o wiele lepiej, uwierz mi - powiedziała spokojnie - Nie wiem jak wytrzymujesz ze swoim ojcem. Jest taki sam jak twój dziadek - westchnęła zrezygnowana - Czasami myślę, że podmienili mnie w szpitalu - zaśmiała się smutno - Ale później mama mówi, że mnie pilnowała i nie ma mowy o podmianie. Doszłam do wniosku, że dostałam lepsze geny. Tak jak ty i Daniel. Takie szczęście w nieszczęściu - może i racja.
Dziadek zdecydował o studiach taty i reszty jego rodzeństwa. Tylko ciotka Megan wyłamała się z tej reguły. Ja też. Daniel jest na prawie, ale dlatego, że interesuje się tym. Nie spędza całych dni z nosem w książkach, tak jakby chcieli tego rodzice. Ma zespół, dziewczynę, imprezuje. Nie zliczę ile razy słyszałam ich kłótnie. Nie jest posłusznym synem i sam powtarza mi, abym robiła to czego pragnę. Walczyła o cele, które sama sobie wyznaczę, a nie rodzice. Ma rację. To moje życie i ode mnie zależy jak je przeżyję.
- Pójdę teraz na studia więc tak czy inaczej nie będę mieszkać w domu - wzruszyłam ramionami, choć po chwili dotarło do mnie, że nie może tego zobaczyć.
- Zdecydowałaś się w końcu na coś?
- Nie - mruknęłam, wrzucając kolejne bluzki do walizki - Rozmawiałam dzisiaj o tym z Justinem. On bardziej skłania się ku psychologii - zaczęłam składać koszulę - Powiedział, że gdy skończy psychologię równie dobrze może pójść do akademii. Myślę, że zrobię tak samo - westchnęłam, gdy po raz kolejny nie udało złożyć mi się koszuli, więc zostawiłam ją nieposkładaną - Wiesz... Po psychologii zawsze znajdziemy jakąś pracę, a jeśli chodzi o muzykę i taniec to jest szansa jak jedna na milion, że ci się uda - wyciągnęłam z szafy kolejne ubrania.
- Tobie mogłoby się udać - wtrąciła.
- Może tak, może nie - bąknęłam - Nie chce się również rozstawać z Justinem, a on ze mną. Nic nie mówi, bo nie chce na mnie naciskać.
- Jakkolwiek postąpisz, zawsze będę po twojej stronie - jeden z wielu powodów, dla których kocham ciotkę Megan.
Po skończonej rozmowie z ciotką, byłam prawie spakowana. Brakuje tylko kosmetyków i koszulki Justina, w której śpię, ale to spakuje jutro. Zostawiłam sobie ubrania na podróż i byłam przygotowana. Wyjeżdżamy o ósmej, by wcześniej być na miejscu, co dla mnie jest męką, bo lubię sobie pospać. W moim przypadku ustawianie budzika w wakacje skutkuje włączaniem drzemki, aż za czwartym razem całkowite wyłączenie telefonu i spaniem, aż osoba, z którą się umówiłam zacznie dobijać się do moich drzwi. To żadna tajemnica, tym bardziej dla Justina, który ma mnie obudzić. Oszczędzimy tym sobie ponad godzinę czasu. Praktyczne, pożyteczne i miłe. Trzy w jednym.

***

Następnego ranka obudził mnie pocałunek. Nie otwierając oczu, przyciągnęłam do siebie Justina za głowę. Nie przerywając pocałunku, zarzuciłam ręce na jego kark.
- Kotku, musimy wstawać - oderwał się ode mnie lecz ponownie przyciągnęłam go do siebie.
- Yhymm - wymruczałam przez pocałunek.
Kocham jego usta. Kocham je całować i mogłabym robić to dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. Justin jedną rękę wsunął pod moje plecy, a drugą pod kolana i podniósł mnie jednym ruchem. Zaniósł mnie do łazienki i posadził na rogu wanny.
- Ty idziesz pod prysznic, a ja w tym czasie zaniosę twój bagaż - powiedział, gdy odsunął się ode mnie.
- Zostaw tą małą walizkę, muszę spakować jeszcze kosmetyki - wymamrotałam, nadal na wpół śpiąc.
Gdy wyszedł z pomieszczenia, zamknęłam drzwi i  rozebrałam się do naga. Weszłam do kabiny prysznicowej i odkręciłam kurek z ciepłą wodą.
Po szybkim umyciu się, owinęłam się ręcznikiem. Wytarłam się do sucha i rozejrzałam za ubraniami. No tak. Zaniósł mnie do łazienki, ale bielizny, spodenek oraz bluzki nie. Cwaniak. Upewniając się, że ręcznik nie spadnie weszłam do pokoju. Na łóżku leżał Justin, który automatycznie podniósł głowę, gdy mnie usłyszał. Usiadł, wpatrując się we mnie. Oblizał usta, gdy podeszłam do szafy. Stanęłam na palcach, by dosięgnąć ubrań. Pomogła mi w tym wytatuowana ręka. Dotknęłam plecami jego klatki piersiowej, gdy podał mi moje ubrania. Przycisnęłam je mocno do piersi. Mój oddech przyśpieszył, Justina również co czułam na nagim ramieniu. Gdy chciałam ruszyć, zatrzymały mnie duże dłonie na moich biodrach. Całkowicie przylgnęłam do jego ciała. Na dole pleców poczułam jego twardą męskość. Przytulił głowę do mojej szyi, wciągając mój zapach. Zadrżałam, gdy złożył pocałunek w jej zagłębieniu. Zjechał dłońmi pod ręcznik, na moje uda. Położyłam na nich swoje dłonie, zatrzymując je, gdy zaczął przesuwać je ku górze.
- Justin - mruknęłam - Muszę się ubrać - wyjąkałam po chwili, zaczynając racjonalnie myśleć. Nie mogłam do tego dopuścić. Nie teraz.
Justin bez słowa puścił mnie i zrobił krok do tyłu. Szybko weszłam do łazienki i zamknęłam drzwi na klucz. Ubrałam się i zrobiłam delikatny makijaż. Włożyłam do kosmetyczki potrzebne rzeczy i zasunęłam ją. Westchnęłam patrząc na swoje odbicie w lustrze i wróciłam do pokoju. Wrzuciłam kosmetyczkę do mniejszej torby, którą Justin zostawił. Po raz ostatni sprawdziłam czy wszystko mam i zasunęłam bagaż. Weszliśmy z Justinem z domu. Włożył torbę do bagażnika i wsiedliśmy do auta, ruszając w drogę.

-------------------------------- 
Aye!
Zacznę od najważniejszej sprawy czyli Z A W I E S Z E N I E.  
Yep. Zawieszam to opowiadanie. Nie chcę tego robić, ale jestem zmuszona. Już od kilku miesięcy staram się coś tutaj napisać i nie wychodzi mi to. Co za tym idzie, nie wiem kiedy coś tutaj dodam. Jeśli przez dłuższy czas nic się tutaj nie pojawi, możliwe, że usunę to. 
Ale, ale, ale pojawię się jeszcze - to na pewno - z nowym ff, tyle, że nie na blogu tylko na wattpadzie. Jeśli ktoś chce przeczytać co wychodzi ode mnie tutaj jest mój profil, który możecie śledzić i być na bieżąco. Możecie również się ze mną kontaktować poprzez aska
Przepraszam i mam nadzieję, że do zobaczenia niedługo.