"Ile razy przypadek podsuwa nam przyjaciela, którego potrzebujemy, albo kogoś, kogo wcale nie chcielibyśmy widzieć?
A może to nie przypadek tylko przeznaczenie, którego nie rozumiemy?"
Cholera.
Świetnie.
Pierwszy dzień szkoły, a
ja już jestem spóźniona. Jednak tym razem to nie moja wina. Gdybym nie
jechała z tatą i babcią, dla której trzydzieści kilometrów na godzinę to
zawrotna prędkość, byłabym na czas. Za każdym razem, gdy tata
przyśpieszał, zaczynała krzyczeć, że nas zabije. Teraz biegnę przez
pusty już korytarz do sali od matematyki.
Nie ma to jak zaczynać
dzień od porcji pierwiastków i równań, które do niczego mi się nie
przydadzą. Bo kogo obchodzi ile wynosi "x" czy "y"? Matma jest jak:
Skylar ma pięć bransoletek, a Charlie ma dwóch starszych braci. Ile
krasnoludków było na plaży? Naleśniki, bo rowery nie latają.
Złapałam za klamkę od
drzwi i pchnęłam je. Wpadłam do klasy lekko zdyszana. Wzrok wszystkich
spoczął na mnie. Nawet nie chciałam wiedzieć jak wyglądam.
Rozejrzałam się po
klasie, a mój wzrok zatrzymał się na dyrektorze. Zamknęłam za sobą drzwi
i wyprostowałam się. Ciekawe co mnie czeka.
- Panienka Anderson -
mruknął mężczyzna w garniturze - Jakie masz wytłumaczenie na swoje
spóźnienie? Twoja mama znowu rodziła? - po klasie rozniósł się chichot
niektórych osób, ale szybko ucichł pod wzrokiem dyrektora.
Pewnego dnia, kiedy
dostałam ważną wiadomość, musiałam szybko wrócić do domu. Nie chciałam
się zrywać, bo miałabym dodatkowe kłopoty, a rodzicie nie zwolniliby
mnie z lekcji, bez ważnego - dla nich - powodu. Skorzystałam z
pierwszego pomysłu jaki wpadł mi do głowy. Pobiegłam do dyrektora i
powiedziałam, że moja mama rodzi i muszę wyjść. Przez wiadomość, którą
dostałam byłam szczęśliwa, więc łatwo było udawać zadowoloną z narodzin
mojego młodszego rodzeństwa. Było bezproblemowo do czasu, gdy spotkał
mojego tatę w jakimś sklepie i zapytał o mojego nowego braciszka. Dalej
był szlaban i zostawanie po lekcjach.
- Kiedy pan o tym
zapomni? - jęknęłam, podnosząc oczy ku niebu. Ten facet przypominał mi o
tym za każdym razem, gdy coś przeskrobałam. Nie, żeby zdarzało się to
często - To była poważna sprawa. Mój idol robił twitcam, więc nie mogłam
tego opuścić - wzruszyłam ramionami.
- Tak, to z pewnością
sprawa życia i śmierci - zaśmiał się. Ogólnie jest wyluzowany, ale nie
toleruje kłamstw. Sama ich nie znoszę, ale idol to sprawa wyższa.
- W końcu się rozumiemy
panie dyrektorze - klasnęłam w ręce, szczerząc się do niego. Zrobiłam
krok w stronę wolnej ławki, ale zatrzymał mnie jego głos:
- Ale powinnaś
odpokutować to, że spóźniłaś się już pierwszego dnia - chciałam się
odezwać, ale podniósł dłoń, nie dając mi dojść do słowa - Oprowadzisz
teraz nowego ucznia po szkole - wskazał głową, na szatyna, stojącego
obok niego.
Wysoki, karmelowe oczy,
które miały idealny odcień. Wysoki, duże, malinowe usta. Zauważyłam
tatuaże, wystające spod bluzy. Postawa mówiąca "mam gdzieś co o mnie
myślicie i tak nie chce tu być". Nie jest w tym osamotniony. Ja też nie
chce tu być. Ogólnie jest przystojny.
- Teraz? - zapytałam, próbując ukryć uśmiech.
- Będzie teraz spokój na
korytarzach, a na pierwszej lekcji na pewno nie będziecie uczyć się
czegoś nowego - dla kogo nowe, dla tego nowe jeśli nie ogarnąłeś
jakiegoś tematu - Więc tak, teraz - odparł, a moje kąciki ust
powędrowały do góry, czego nie próbowałam już zatrzymać.
- Oh, dzięki Bogu -
krzyknęłam - Choć nowy, ominie nas matma - złapałam za rękę nieznajomego
ciągnąc go za sobą. Nie fatygowałam się pożegnaniem z dyrektorem czy
nauczycielką.
Zamknęłam za nami drzwi i
puściłam jego nadgarstek. Poprawiłam torbę na ramieniu i spojrzałam w
górę. Wow, on serio jest wysoki. A może to ja jestem niska? Nieważne.
Ważne, że dzięki nowemu ominie mnie czarna magia z czarownicą, która
mnie nie znosi. Ze wzajemnością, tak nawiasem mówiąc.
- Justin Bieber - przedstawił się szatyn.
Przeszedł do konkretów. Lubię to.
- Lucia Anderson -
ścisnęłam jego wyciągniętą dłoń - Chodź, wyjaśnię ci co gdzie i jak -
odwróciłam się na pięcie, nie patrząc czy chłopak podąża za mną.
Mówiłam mu co, gdzie się
znajduje. Sala od chemii, biologii, fizyki, geografii, angielskiego,
historii, basen, hala sportowa, szatnie i tak dalej i tak dalej. Nie
narzekałam. On mi nie przerywał, a ja nie byłam na matmie.
Gdy przemierzaliśmy korytarz, w drodze na stołówkę, zastanawiałam się jak będzie wyglądał ten rok.
Moja przyjaciółka Ana,
wyprowadziła się stąd, bo jej mama dostała lepszą propozycje pracy. Nie
byłam na nią zła, nie mogła nic z tym zrobić, a sama była smutna z
powodu tego, iż się rozstajemy. Znałyśmy się od pieluch i byłyśmy
nierozłączne, a teraz? Jesteśmy na dwóch innych końcach kraju. Pozostały
nam tylko sms-y, rozmowy przez telefon i skype'a. Nie za fajnie.
Przyjaźń na odległość nie jest fajna, bo nie możesz przytulić tej
drugiej osoby, gdy tego potrzebuje. To uczucie jest cholernie do dupy.
Miałam też tutaj kuzyna
Scott'a i jego dziewczynę, ale skończyli już edukację w tej szkole.
Zostałam tutaj całkiem sama, a na pewno nie zaprzyjaźnię się z grupką
tlenionych blondynek, której szefem jest mój wróg. Wróg jak wróg, ale
nie pałamy do siebie sympatią.
- Mówię do ciebie - usłyszałam lekko ochrypły głos. Potrząsnęłam głową wybudzając się z zamyśleń.
- Przepraszam, myślami
byłam gdzieś indziej - odparła wchodząc na stołówkę - Co mówiłeś? -
zapytałam, ruszając do stolika, który zwykle zajmowałam z przyjaciółmi.
- Pytałem ile jeszcze będziemy tak chodzić - Justin zajął miejsce obok mnie, wpatrując się we mnie.
- Chcesz wracać na
lekcje? - podniosłam brew do góry. Pokręcił przecząco głową - No to
długo - położyłam się na ławce - Poza tym, gdy wszyscy wyjdą z klas,
pokaże ci, od kogo należy się trzymać z daleka. Jeśli wpakujesz się w
kłopoty, to będzie to moja wina, bo nie pokazałam ci wszystkiego -
wywróciłam oczami - A teraz słuchaj o tych stolikach - poklepałam mebel i
zamknęłam oczy.
Zaczęłam tłumaczyć mu,
gdzie kto siedzi. Niby nic, ale to jednak bardzo ważne. Jeśli w pierwszy
dzień usiądziesz z nieodpowiednią osobą, jesteś skreślony na starcie
przez elitę szkoły. A jeśli przez tych najważniejszych, to przez resztę
uczniów też. Wyjątek zawsze stanowiłam ja z przyjaciółmi. Mieliśmy
gdzieś to czy ktoś siada z kujonami czy szkolnymi gwiazdkami. Nie
wyrabialiśmy opinii innych w taki sposób. Żeby kogoś ocenić, trzeba
najpierw poznać. Niestety teraz większość ludzi ocenia wszystkich przez
prymat wyglądu. To głupie. Na podstawie tego jak się ubierają czy
układają włosy mamy wiedzieć to co przeszli w życiu? Każdy z nas ma
jakąś przeszłość. Dobrą czy złą, ale ma. Jednak nie chwalimy się nią, bo
boimy się odrzucenia czy współczucia. Każdy z nas chce tylko
zrozumienia. Nie ważne od kogo. Czasami lepiej zrobią to osoby, których
nie znamy niż te, które są z nami przez całe życie. Łatwiej nam
powiedzieć prawdę komuś obcemu niż przyjaciołom. Nie mamy tyle zaufania?
Nie. Zależy nam na naszych bliskich i nie chcemy być przez nich
oceniani, bo to może nas zaboleć. Boimy się tego co ktoś o nas pomyśli.
- Znam cię od jakiś
trzydziestu minut, ale zauważyłem, że często się wyłączasz - usłyszałam
głos Justin'a obok mnie. Zaśmiałam się cicho.
- Zazwyczaj tak nie mam -
usiadłam i popatrzyłam na niego - Po prostu zastanawiam się jak będzie
wyglądał ten rok - wzruszyłam ramionami i zaczęłam bawić się bransoletką
na moim nadgarstku.
- A jak ma wyglądać?
- Dla mnie zupełnie
inaczej. Tym razem jestem sama, a mam wroga, który za sobą ciągnie armie
pustaków - podniosłam na niego wzrok - Ty masz czystą kartę. Jesteś
nowy i nikt cię nie zna - gdy skończyłam mówić, zadzwonił dzwonek
informujący o rozpoczęciu się przerwy - Idziemy - wstałam na równe nogi -
Poznasz resztę szkoły.
Tym razem poczekałam na Justin'a i razem wyszliśmy ze stołówki. Korytarz zdążył już zapełnić się przez uczniów. Pójdzie gładko.
Na pierwszy ogień poszły
szkolne geniusze. Wszyscy zmierzali do starej sali od fizyki, gdzie
spędzali przerwy rozmawiając na naukowe tematy.
Następnie drużyna
sportowa czyli szkolne mięśniaki. Aktualnie prężyli się przed
dziewczynami, które chichotały jak słodkie idiotki. Zaśmiałam się na ich
podryw, a Justin dołączył do mnie. Nie jestem jedyną, która uważa to za
idiotyczne.
Później pokazałam mu dilerów, ludzi z kołkiem w dupie i całą resztę.
- Najlepsze zostawiłam na koniec - zwróciłam się do chłopaka, a następnie odwróciłam się w stronę Faith.
- Kto to? - Justin zmarszczył brwi przyglądając się dziewczynie.
- Moje nemezis - i jak
na zawołanie, razem ze swoją świtą ruszyła w naszą stronę - Już ci
współczuję - mruknęłam do szatyna, widząc jak brązowowłosa mierzy go
pożądliwym wzrokiem.
- Cześć. Justin, prawda?
- zapytała swoim słodziutkim głosikiem, na co skinął tylko głową -
Zostałeś oprowadzony już po szkole? Mogę się tobą zająć. Jestem
popularna i ja rządzę tą szkołą - zatrzepotała rzęsami, a mi zebrało się
na wymiony.
Mruknęłam ciche
"niedobrze mi" tak by nikt nie słyszał, ale po uśmiechu Bieber'a, który
wkradał mu się na usta stwierdziłam, że doskonale to słyszał.
- Raczej twoja wagina jest popularna - wtrąciłam swoje trzy grosze.
- Lucia ze wszystkim
doskonale sobie poradziła - odparł szybko chłopak, by Faith nie wszczęła
kłótni na pół szkoły - Jest świetna - dodał, a mi zachciało się śmiać.
To musiał być dla niej
cios. Nowy chłopak - a jej następna ofiara - który, nie ukrywajmy jest
przystojny, powiedział jej wprost, że jestem lepsza i jej nie
potrzebuje. Auć. To musiało ją zaboleć.
- Pokazałaś mu już toalety? - zwróciła się do mnie.
- Raczej składzik woźnego, który często odwiedzasz - uśmiechnęłam się sztucznie.
- Sugerujesz coś? - zmarszczyła brwi, podchodząc bliżej mnie,
- To nie była sugestia, skarbie - odparłam spokojnie, a Faith niewiele brakowało od wybuchu.
- Odszczekaj to - syknęła przez zaciśnięte zęby.
- To nie ja tu jestem
psem - zmierzyłam ją wzrokiem - A teraz - odchrząknęłam - Justin, musimy
iść, bo chcę ci pokazać jeszcze jedno miejsce - przegryzłam wnętrze
policzka - Poza tym śmierdzi tu szmatą - złapałam go za rękę i
ruszyliśmy przed siebie, zostawiając za sobą dziewczynę.
Gdy znaleźliśmy się
przed szkoła, poza zasięgiem Faith i jej przyjaciółek, wybuchłam
śmiechem nie mogąc się dłużej powstrzymać. Zawsze bawiły mnie nasze
starcia.
Z całą pewnością jest
wściekła. Nowy chłopak olał ją dla mnie, a dodatkowo obraziłam ją przy
nim. Normalnie ubliżamy sobie dopóki, ktoś nie postanowi nas rozdzielić
przez wzgląd na bezpieczeństwo, nasze jak i otoczenia. Nikt by się nie
zdziwił, gdybyśmy zaczęły się bić. Cała szkoła wie, ze nie znosimy
siebie nawzajem. Nawet nauczyciele, na lekcjach, rozdzielają nas,
żebyśmy nie były razem w grupie. Oprócz wychowania fizycznego. Tam są
piłki, które zostałby użyte w nieodpowiedni sposób.
Teraz może wyjaśnię czemu się tak nie znosimy.
W podstawówce Faith
spotykała się z chłopakiem o imieniu Vincent. Była w nim zakochana do
szaleństwa. To była "złota para szkoły". Każdy im zazdrościł i chciał
być jak oni.
Do czasu, aż Vincent z
nią nie zerwał. I tutaj pojawiam się ja. Kiedyś przyszedł do mnie po
szkole i wyznał, że podobam mu się i jeśli czuje to samo, to dla mnie
zerwie z Faith. Ja nic do niego nie czułam, ale on mimo wszystko
zakończył związek z nią, bo miał nadzieje, że będziemy razem. Powiedział
jej, że czuje coś do mnie i od tego czasu mnie znienawidziła za odbicie
jej chłopaka. Biegał za mną jak zagubiony szczeniak, ale po jakimś
czasie dał sobie w końcu spokój. Moja nienawiść do niej przyszła z
czasem. Po tych wszystkich świństwach, które robiła mi przez lata.
Vincent jest winny
mojego konfliktu z Faith, ale muszę przyznać, że nasze kłótnie mnie
bawią. Bądź co bądź, czasami potrafi poprawić mi humor.
Oparłam się plecami o
ścianę, łapiąc za brzuch. Odgarnęłam włosy do tyłu i zaczęłam się
uspokajać. Justin również to robił. Gdy skończyłam się śmiać, zerknęłam
na szatyna. On również na mnie patrzył.
- Lubię cię Bieber - mruknęłam uśmiechając się niego.
- Też cię lubię Anderson - odwzajemnił mój gest.
---------------------------------------------------------------------------------------------------
Nudny, jak flaki z olejem, ale praktycznie zawsze jest tak na początku.
Nie lubię tego rozdziału, ale nie będę zaczynać na ten temat wywodu, bo na dobrą sprawę, nie podoba mi się żaden.
Za jakiekolwiek błędy przepraszam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz