środa, 21 października 2015

Rozdział 9

"I tak ciężko jest oddychać,
Jest wyraźna granica między tym co chcesz,
A tym czego potrzebujesz" ~ Fun. - Harsh Lights


Niedziela.
Na moje szczęście i nieszczęście jest już niedziela.
Po obiedzie pomogłam spakować się Daniel'owi, który za kilka godzin miał wyjeżdżać. Wolny czas wykorzystaliśmy na przejażdżkę na rowerach. Nie odbyło się bez wyścigów, które oczywiście wygrał mój brat. W ramach nagrody miałam kupić mu lody.
Nim się obejrzeliśmy było już po osiemnastej, a on pakował już swoją torbę do samochodu. Z rodzicami pożegnał się już wewnątrz domu. Teraz przyszedł czas na mnie.
Nie lubię pożegnań. Są dołujące. Mimo iż wiesz, że jeszcze spotkasz się z tą osobą nie jeden raz, jest ci smutno. Dla niektórych to taki wyciskacz łez. Przy pożegnaniu z Aną płakałam jak bóbr. Ona nie postąpiła inaczej. To było silniejsze od nas.
- Trzymaj się młoda - Daniel zagarnął mnie w swoje ramiona.
Jestem młodsza o dwa lata, ale zawsze jestem "młoda".
Śmieszne. Czemu do pewnych rzeczy jestem już wystarczająco dojrzała, a do niektórych nie mam prawa się wtrącać, bo jestem jeszcze dzieckiem, które nic nie wie o świecie. Jakby wiek miał definiować dojrzałość człowieka. Są nastolatkowie, którzy przeszli więcej niż nie jeden dorosły.
To samo jest z pełnoletnością. Dzień przed osiągnięciem pełnoletności nie możesz pić alkoholu i robić wielu innych rzeczy, jakby w te dwadzieścia cztery godziny twój mózg w magiczny sposób się zmienił będąc gotowym na picie, palenie czy oglądanie porno. Gdzie tu sens?
- Ty też - mruknęłam, przytulając się do niego.
- Gdybyś czegoś potrzebowała to dzwoń - pokiwałam lekko głową - Mówię serio. Cokolwiek. Jeden telefon i jestem - pocałował mnie w czoło.
Wiedziałam o tym. Mogę liczyć na niego w każdej sytuacji.
- Pozdrów chłopaków i Natalie - powiedziałam, gdy wsiadał już do samochodu.
- Jasne - wstawił kciuk w górę - A ty przekaż swojemu Bieber'owi, żeby pamiętał o czym rozmawialiśmy - zmarszczyłam brwi, zastanawiając się o co chodzi, ale nawet nie liczyłam na wyjaśnienia - Kocham cię - powiedział przez okno auta.
- Ja ciebie też - uśmiechnęłam się - Daj znać jak dojedziesz na miejsce - pomachałam do niego.
Odpalił silnik i ruszył. Zostawił po sobie tylko dym spalinowy. Skrzywiłam się na ten zapach.
Co takiego Daniel mógł powiedzieć Justinowi?
Jestem pewna, że nie dowiem się tego ani od brata ani od przyjaciela. Będą trzymać język za zębami. Cholerna solidarność plemników.
Westchnęłam głośno, a moje ramiona opadły w dół. Odwróciłam się na pięcie, chcąc wejść do domu, ale zatrzymał mnie jego głos:
- Gdzie uciekasz? - popatrzyłam na niego - Nie przywitasz się ze mną? - uśmiechnął się i rozłożył ramiona.
Nie czekałam na nic więcej. Rzuciłam się biegiem w jego stronę i skoczyłam na niego. Objęłam go rękami wokół szyi, a nogami wokół bioder. Położyłam głowę z zagłębieniu jego szyi, a on położył swoje dłonie na mojej talii.
- Justin - szepnęłam i uśmiechnęłam się szeroko.
- Lu - ścisnął mnie mocno, ale rozluźnił uścisk tak, abym mogła swobodnie oddychać - Tęskniłaś? - wymruczał mi do ucha.
- Tylko tyle - pokazałam mu mały odstęp między kciukiem a palcem wskazującym.
Powstrzymywał śmiech. Czułam tylko wibrację jego klatki piersiowej, do której wciąż przylegałam.
Nic już nie powiedział, tylko zaczął iść wzdłuż ulicy ze mną na rękach. Chciałam zeskoczyć, ale powstrzymywały mnie jego silne ramiona ciasno owinięte wokół mnie.
- Mogę iść - mruknęłam podnosząc głowę i patrząc w jego karmelowe oczy.
- Wiem - wzruszył ramionami - Ale chcę cię nieść. Jesteś lekka. Czy ty w ogóle coś jesz? - zmarszczył brwi, przyglądając się uważnie mojej twarzy.
- Tak - wywróciłam oczami - Aaa, Daniel kazał ci przekazać, żebyś pamiętał o rozmowie, którą przeprowadziliście - zmieniłam temat.
Nie lubiłam rozmawiać na temat mojej wagi. Jestem szczupła i wysportowana, ale to dlatego, że tańczę. Jem normalnie, a spalam to szybko na treningach. Nie zliczę ile razy ludzie martwili się czy nie mam anoreksji czy bulimii.
- Pamiętam - kąciki jego ust podniosły się lekko ku górze.
- Nie powiesz mi o co chodzi, prawda? - mimo wszystko postanowiłam spróbować.
- Dowiesz się w swoim czasie - a to nowość. Dowiem się, ale nie teraz. Tylko kiedy?
Westchnęłam i ponowie położyłam głowę na jego piersi. Patrzyłam przed siebie, przyglądając się ludziom, których mijaliśmy. Gdy położyli na nas swój wzrok, uśmiechali się lekko. Dla nich pewnie wyglądamy jak zakochana para, która nie widzi poza sobą świata. Nawet nie wiedzą jak bardzo się mylą. Teraz im się nie dziwię, bo bardziej zachowujemy się jak para a nie przyjaciele.
Nie wiedziałam dokąd się kierowaliśmy, aż dotarliśmy do "naszej ulicy". Justin ostrożnie usiadł na drodze, ze mną na swoich udach. Moje nogi były po obu stronach jego bioder.
- Dziękuję za bezpieczny transport - zatrzepotałam rzęsami, ale gdy Justin zaczął się śmiać, sama nie mogłam się przed tym powstrzymać.
Zeszłam z jego nóg zajmując miejsce obok niego.
- Ej, tym razem nie musiałeś na mnie czekać - trąciłam jego ramię.
- I tak czekam - powiedział cicho, pewnie miałam tego nie słyszeć, ale i tak dotarło to do moich uszu.
Nie mogłam na to zareagować, bo nadjechał jakiś samochód, a my staliśmy - a właściwie siedzieliśmy - mu na drodze.
- Wstawaj! - krzyknęłam ze śmiechem i wstałam na równe nogi.
Justin odzwierciedlił moje działania. Jednak niespodziewanie złapał mnie pod kolanami i przerzucił sobie przez ramię. Pisnęłam zaskoczona jego ruchem. W ostatnim momencie uciekliśmy przed trąbiącym na nas pojazdem. Wbiegł na chodnik, gdy nadal śmiałam się jak opętana. Szatyn postawił mnie na nogi, łapiąc się za brzuch.
Ktoś patrzący na nas teraz z boku mógłby nas wziąć za wariatów, który właśnie zwiali ze szpitala psychiatrycznego i jak najszybciej należy przewieść ich do zakładu.
Zarzuciłam włosy do tyłu ponieważ zaczęły mi przeszkadzać. Podniosłam głowę i z uśmiechem od ucha do ucha popatrzyłam na Justina. Zrobił w moją stronę krok, mimo iż byliśmy i tak już blisko siebie. Przybliżył dłoń do mojego policzka i odgarnął włosy za ucho.
Poczułam, że na moich policzkach pojawił się róż, choć sama nie wiem czemu. Przecież nie pierwszy raz Justin dotknął mojej twarzy. Nie raz ściskał mnie za policzki jak robią to ciocie czy odgarniał grzywkę, by mi nie przeszkadzała.
Bieber jest bardziej się przybliżył i lekko pochylił. Cały czas patrzyłam mu w oczy. Utrzymywaliśmy kontakt wzrokowy. Chłopak coraz bardziej zbliżał się do moich ust. Tak ust. Chciał mnie pocałować, a co najlepsze ja też tego chciałam. Nie znałam powodu, ale chciałam tego. Zmniejszyłam dystans między nami. Jeszcze trochę. Troszeczkę. Już prawie.
- Umm... Przepraszam... - wymamrotałam, gdy zadzwonił mój telefon.
Odsunęliśmy się od siebie, a Justin przeczesał ręką swoje włosy. Przeniósł dłoń na kark i zaczął go pocierać. Oznaka, że jest zdenerwowany. Zacisnął usta w wąską kreskę.
Wyciągnęłam telefon z kieszeni i odwróciłam się do szatyna plecami. Spojrzałam na ekran, na którym migotało nazwisko "Dominic Mabley". 
Niech cię szlag Dom.
- Hej - odebrałam, zaciskając mocno powieki.
- Cześć Lucia - czułam, że się uśmiecha - Masz może dzisiaj czas? - zapytał z nadzieją.
Pomyślmy.
Mam do wyboru męczenie się z Dom'em na jakimś wyjściu, które okaże się kompletną klapą, a on zyska nadzieję na to, że się zejdziemy, co nie będzie miało miejsca. Druga opcja jest taka, że resztę czasu spędzę w miłym towarzystwie Justina. To proste co będzie moim wyborem. A dokładniej kto.
- Dzisiaj nie dam rady Dom - odpowiedziałam i za chwilę przeklęłam się w duchu za wypowiedzenie jego imienia przy Bieberze.
Cholera.
- Czemu?
- Wrócił Justin i mamy inne zajęcie - które tak nawiasem mówiąc nam przerwałeś i do którego już pewnie nie dojdzie. 
Niech cię szlag Dom, po raz drugi.
Stanęłam przodem do Justin'a, by móc go obserwować. Stał z pochyloną głową w dół i zaciskał pięści, które trzymał po bokach. Denerwował się.
Podeszłam nieśmiało do niego i położyłam swoją dłoń na jego ramieniu. Pod wpływem mojego dotyku rozluźnił wszystkie napięte mięśnie i spojrzał na mnie bokiem.
- Oczywiście, że Justin - prychnął i słyszałam, że coś spadło.
Nie martw się Dom, on też cię nie lubi. Nie żeby Justin'a to obchodziło. Jego interesuje tylko to, by Dom trzymał się ode mnie z daleka, zapewniając mi spokój od jego ciągłych propozycji spotkania.
- Muszę kończyć - powiedziałam do aparatu, masując lekko ramię chłopaka - Trzymaj się.
- Ty też - rzucił i zakończył rozmowę.
Zapewne nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Szczerze, ja też.
Podsumowując.
O mały włos za całowałabym się z moim przyjacielem. Nie chciałam zrujnować naszej przyjaźni, ale z drugiej strony potrzebowałam tego. Przeszkodził nam Dom, który zadzwonił do mnie z propozycją randki, którą oczywiście odrzuciłam. Justin się wkurzył, a ja go uspokoiłam.
Teraz myślę, że powinnam być wdzięczna Dominic'owi za ten telefon. Uratował przyjaźń moją i Justin'a. Nawet nie chcę sobie wyobrażać, jak zachowywalibyśmy się w swoim towarzystwie po tym pocałunku. Byłoby dziwnie i niezręcznie. Teraz też będzie, bo oboje jesteśmy świadomi dokąd to prowadziło. Tylko, że będzie mniej dziwnie i niezręcznie, ale przetrwamy to. Zapomnimy i będzie tak jakby ta sytuacja nie miała miejsca.
Chyba.
- Wracamy? - zapytałam cichutko, jakbym bała się, że głośniejszym dźwiękiem mogłabym go skrzywdzić.
- Taa... - wymamrotał i wyprostował się.
Resztę drogi spędziliśmy w niewygodnej ciszy, która trwała, aż do mojego domu, gdzie pożegnaliśmy się zwykłym "cześć". Zazwyczaj przytulaliśmy się albo dawaliśmy buziaki w policzek, ale teraz zachowywaliśmy się jakby jakakolwiek bliskość między nami, była zła.
Przynajmniej nie poruszaliśmy tematu "prawie pocałunku". Może on też nie chce o tym rozmawiać i chce o tym zapomnieć? Tak byłoby najlepiej. Dla mnie. Dla niego. Dla nas. Dla naszej przyjaźni. Za nic w świecie nie chciałabym jej stracić.
Męczy mnie pytanie: czemu chciał mnie pocałować? Czyżby Ana i Daniel mieli rację? Podobam się Justin'owi? On podoba się mnie? Przecież nie odepchnęłam go i nie miałam takiego zamiaru.
Teraz wszystko jest nie tak.

--------------------------------------------------------------------------------------- 

Tak jak pisałam ostatnio, lubię ten rozdział. Jednak jesteśmy jeszcze przed moim ulubionym, ale trzeba troszkę na niego poczekać. Yay, coś zaczyna się dziać, nie?
A jak tam szkoła? Ja mam dość, 1 technikum ssie. A wy do jakich szkół chodzicie?
Jeśli nic mi nie wypadnie to widzimy się w niedzielę.
Przepraszam za błędy!

niedziela, 18 października 2015

Rozdział 8

"Kto ma przyjaciela jest wybrankiem losu, bo prawdziwej przyjaźni nie zniszczy czas ani odległość." - Carlos Gerardo Herrera


- No Daniel, mam nadzieję, że dostanę zaproszenie na ślub - Ana zaśmiała się z ekranu laptopa.
- Nie, ty na pewno nie dostaniesz - zaprzeczył ze śmiechem.
Ana kiedyś podkochiwała się w moim bracie. On oczywiście o tym nie wie i ma tak pozostać w innym wypadku "zginę śmiercią tragiczną". Tylko ja wiem o tym fakcie. Daniel zawsze traktował ją jak młodszą siostrę, co wtedy bardzo nie podobało się dziewczynie. Chciała być kimś więcej. Później jej przeszło. Zrozumiała, że nic z tego nie będzie. Tak więc nowym obiektem jej westchnień stał się chłopak ze starszej klasy. Jedynym wyjątkiem jest Paul Wesley. Zawsze pozostanie w nim bez reszty zakochana.
- Trudno - wzruszyła ramionami - Pójdę z Lucią jako osoba towarzysząca - mrugnęła do mnie porozumiewawczo.
Ana i Lucia - para lesbijek na ślubie Daniela. Zrobiłoby to furorę.
- Myślę, że ona weźmie Justin'a - odparł mój brat, a ja od razu na niego popatrzyłam.
- Aaaaa - przeciągnęła przyjaciółka - Justin boski Bieber, tak? Pocałowaliście się już? - uśmiechnęła się, pokazując rząd białych zębów.
- Co? Nie! - wrzasnęłam - Dlaczego ubzdurało wam się, że jesteśmy czymś więcej niż przyjaciółmi? - patrzyłam raz na brata raz na przyjaciółkę.
- Skarbie, jesteś gorąca - odpowiedziała Ana - Może tego nie zauważasz, ale chłopaki marzą o tym, żebyś chociaż na nich popatrzyła - przybliżyła się do kamerki - Justin musiałby być ślepy, albo być gejem, żeby nie zwrócić na ciebie uwagi. On to chodzący bóg seksu, więc... - urwała.
Tak, wiem. Justin jest przystojny. Nawet bardzo. Doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Wiele dziewczyn robi do niego maślane oczy i chce zabić mnie za przebywanie w pobliżu niego. Wszystkie mają mnie za konkurencję. Nie jesteśmy razem, ale i tak jestem dla nich przeszkodą w drodze do serca Justina. Czy jego rozporka. Nieważne.
- Moje zdanie też znasz - obok mnie odezwał się Daniel - Leci na ciebie i ty na niego też, ale sami tego nie wiecie.
Co do cholery? Co oni najlepszego wygadują?
- Leczcie się na wątrobę, bo na głowę jest już za późno - prychnęłam.
- Jeszcze wspomnisz nasze słowa - powiedziała Ana, a brunet jej przytaknął - Później liczę na pikantne szczegóły - poruszyła brwiami do góry i na dół.
- Których nie będzie, bo na to nie pozwolę - wtrącił się Daniel, a blondynka wywróciła oczami.
- Skończyliście? - zapytałam retorycznie - A może teraz ty pochwalisz się czy masz kogoś na oku - zwróciłam się do dziewczyny, a jej oczy błysnęły.
- O nie - jęknął Daniel wiedząc co teraz będzie miało miejsce.
- Jeden ma na imię Jack...
I w ten oto sposób Ana zaczęła opowiadać o dwóch chłopakach, którzy jej się podobają. I nie wie, na którego się zdecydować, bo każdy ma coś co ją pociąga. Nawijała, nawijała i nie mogła skończyć. Mogłam przewidzieć, że tak będzie.
Blondynka nie jest cichą i spokojną osobą. Zacznij jakiś temat, a ona będzie potrafiła ciągnąć go przez następne dwie godziny, dopóki ktoś jej nie przerwie. Ma tysiąc pomysłów na minutę i co najmniej połowę musi wcielić w życie. Nigdy nie można się z nią nudzić. Jest pozytywnie nastawiona do wszystkiego. Tryska energią i zaraża nią każdego, kto znajdzie się w jej pobliżu. Nawet nie zliczę ile razy miałyśmy kłopoty przez jej genialne pomysły. Jednak nie narzekam. Dzięki temu mam wspaniałe wspomnienia, których nikt mi nie zabierze.
Przeżyłyśmy wspólnie bardzo wiele. Od nauki jazdy na rowerze po pierwszy pocałunek z chłopakiem i pierwsze złamane serce, które leczyłyśmy lodami czekoladowymi i tanimi romansami. W szkole dzieliłyśmy się po równo ciastkiem czy jabłkiem. Zawsze trzymałyśmy się razem.
Gdzie Lucia tam i Ana.
Gdzie Ana tam i Lucia.
Do czasu, aż musiała się wyprowadzić. Teraz żyjemy osobno kontaktując się przez telefon lub internet. Musi nam to wystarczać. Teraz mieszka w Phoenix, więc nie jest to tak blisko LA.
Przyjaciółka doszła do wniosku, że faceci są dziwni. Nie ważne, że to ona ma dylemat między dwoma chłopakami. To wina mężczyzn.
Rozmowę z Aną udało nam się skończyć pod pretekstem kolacji. W sumie to była prawda. Zbliżała się kolacja i trzeba było coś przygotować. Rodzice mieli jeść z nami, co było... zaskakujące. Rzadko jadaliśmy wspólnie. Mama i tata byli w pracy, Daniel nie mieszkał z nami. To była miła odmiana.
Mama zrobiła jakąś pieczeń. Nie wiem jaka dokładnie, ale nie interesuje mnie to. Pachnie i smakuje bosko. Rodzice popijali wino a ja z Daniel'em musiałam zadowolić się sokiem. Rambo przypadła karma i woda.
Przy posiłku rozmawialiśmy na neutralne tematy. Co u nas i jak w szkole. My zapytaliśmy jak u niech w pracy. Dzisiaj mama operowała jakieś faceta po postrzale, a tato zakończył kolejną w tym tygodniu sprawę rozwodową. Młode małżeństwo. Nie byli razem nawet roku.
Nim się obejrzeliśmy było po kolacji. Tato poszedł do gabinetu przeglądać jakieś papiery. Mama zajęła się sprzątaniem po posiłku, zabraniając tego Daniel'owi i mnie. Dlatego oboje postanowiliśmy pójść na plaże.
No i oto tutaj jesteśmy. Na jednej z plaż w wielkim Los Angeles. Między spacerującymi zakochanymi parami, które trzymały się za ręce, całymi rodzinami, które postanowiły zaczerpnąć świeżego Mijaliśmy zamki z piasku wykonane wcześniej przez dzieci.
Jutro przyjeżdżał Justin, ale wyjeżdżał Daniel. Chciałam żeby został, choć miałam całkowitą świadomość, że jest to niemożliwe. Gdybym mogła miałabym przy sobie Daniel'a, Justin'a, Anę, Scott'a i Victorię - jego dziewczynę. Mieszkalibyśmy obok siebie i byli zgraną paczką przyjaciół. Niestety nie można mieć wszystkiego i coraz częściej się o tym przekonuję.
- Pomyślałem, że mogłabyś kiedyś przyjechać do mnie na weekend - z zamyśleń wyrwał mnie głos brata.
To był świetny pomysł. Spędziłabym z nim trochę czasu. Spotkałabym się z jego kumplami z zespołu i na pewno poznała Natalie. Same plusy. Jedynym minusem jaki znalazłam był fakt, że znowu musiałabym żegnać się z Justinem. Mimo wszystko pomysł przypadł mi do gustu i chciałam go zrealizować przy najbliższej okazji.
- Jasne - uśmiechnęłam się szeroko - Niestety nie w najbliższym czasie, bo mamy konkurs i musimy więcej ćwiczyć - założyłam kosmyk włosów za ucho, który zaczął latać pod wpływem wiatru.
- Daj mi znać kiedy dokładnie jest, to przyjadę i popatrzę jak zgarniacie pierwsze miejsce - zachichotałam i obiecałam mu, że poinformuję go o dokładnym terminie.
Daniel, Ana, Scott i Victoria nigdy nie opuścili, żadnego mojego występu. Zawsze byli tuż obok mnie i wspierali. Wiele to dla mnie znaczy. Rodzice nie pojawili się na żadnym z pokazów. Mówiłam im o nich za każdym razem, ale później zrezygnowałam wiedząc, że i tak się nie pojawią. Dlatego tak bardzo ważna była dla mnie obecność tej czwórki. Nie mogłam w takich chwilach liczyć na rodziców, tylko na przyjaciół.
Żadnemu z nich nie podobał się stosunek rodziców do mojego tańca, ale tak jak ja, nie mogli nic z tym zrobić. Gdyby spojrzeli na to, tak jak na swoją pracę, zrozumieliby. Jestem tego pewna.
Gdy wróciliśmy ze spaceru, było przed dziewiętnastą. Od razu ruszyłam na balkon i czekałam na telefon od Justin'a. Gdy na zegarku wyświetliła się godzina 19:00 mój telefon zaczął grać "Give me love".
I tak jak wczoraj patrzyłam na niebo i rozmawiałam z szatynem. Opowiedzieliśmy jak minął nam dzień i co robiliśmy. Przekazałam mu pozdrowienia od Any, która przy najbliższej okazji chce z nim porozmawiać i poznać go. Szczerze, zaczynam obawiać ich spotkania. Znam blondynkę i wiem do czego jest zdolna. Zacznie wmawiać mu miłość do mnie, tak jak ona robi to mnie. Później tylko milczeliśmy. Co jakiś czas komentowaliśmy niebo, gdy coś się zmieniło.
Po rozmowie z Bieber'em poszłam do łazienki, biorąc szybki prysznic. Zmyłam makijaż. Rozczesałam mokre włosy, po czym je wysuszyłam. Założyłam czystą bieliznę, krótkie spodenki do spania i za dużą koszulkę.
W kuchni szybko zrobiłam zimne kakao. Z kubkiem w ręku, zapukałam do drzwi brata, który wpuścił mnie cichym słowem "proszę". Napój położyłam na szafce nocnej i położyłam się obok Daniela. Na laptopie włączył francuski film "Nietykalni". Wypiłam połowę czekoladowej cieczy, a drugą połówkę dałam bratu. Zawsze tak robiliśmy. Ja piłam jedną część, on drugą. W skupieniu oglądaliśmy film, od czasu do czasu wybuchając śmiechem. Wiele uczył, ale był również bardzo zabawny.
Gdy seans dobiegł końca, wróciłam do swojego pokoju i rzuciłam się na swoje łóżko, przytulając twarz do poduszki. Narzuciłam na siebie kołdrę i nawet nie wiem kiedy zasnęłam.

--------------------------------------------------------------------------------------------- 

Jeśli macie w planach dodać rozdział w środę nie dajcie namawiać się koledze (?) na przyjście do niego na 5 minut, bo spóźnisz się na autobus i te 5 minut zmieni się w 2 godziny. Tak tylko mówię.
Następny rozdział jest jednym z moich ulubionych. Postaram się dodać go w środę już na 100%
Rozdział nudny, jak zawsze ale tym razem musiałam taki zrobić. Następny powinien wam to zrekompensować.
Przepraszam za błędy!
Bye

niedziela, 11 października 2015

Rozdział 7

"To nie ważne gdzie jesteś
Bo nigdy nie będziemy osobno" ~ Faydee - Lullaby


Justin wyjechał, a ja nie wiem co ze sobą zrobić. To może brzmieć banalnie, idiotycznie, niedorzecznie czy jakkolwiek inaczej, ale taka jest prawda. Przede mną jeszcze sobota i pół niedzieli. Dlatego wyciągnęłam Daniela na spacer po parku. Zabraliśmy ze sobą Rambo. Wolałam to niż bezczynne siedzenie w domu i wgapianie się w telewizor. Są takie dni, gdy mogę robić tylko to, ale nie dziś.
Dziś spędzę czas z bratem, porozmawiam z nim i pociągnę trochę za język.
- Więc... - urwałam - Masz dziewczynę? - zerknęłam na niego, a on tylko spuścił głowę w dół i wymamrotał coś niezrozumiałego - Co? Nie słyszałam - zaśmiałam się.
- Mój związek to nie twoja sprawa - wystawił mi język. Dojrzałe braciszku, bardzo dojrzałe.
Nie ważne, że ja miałam osiemnaście lat, a on dwadzieścia. Potrafiliśmy zachowywać się jak dzieci. Jak pięciolatki, które kłócą się o wiaderko do piasku. I to było dobre, bo byliśmy razem. Cieszę się, że mam takie dobre kontakty z bratem. Wiem, że nie każde rodzeństwo takie jest. Kłócą się o mało istotne sprawy i traktują jak powietrze. Nie wyobrażam sobie mieć takie relacje z Daniel'em. To dla mnie kompletna abstrakcja.
- I kto to mówi - prychnęłam - Zaraz... - zatrzymałam się, a moją twarz rozświetlił wielki uśmiech - Masz kogoś! - krzyknęłam, no co on zareagował jęknięciem - Opowiedz mi coś o niej - wyrównałam z nim chód - Jak ma na imię? Jaka jest? Jak wygląda? Masz zdjęcie? Kiedy ją poznam? Gdzie się poznaliście? - zbombardowałam go pytaniami.
- Spokojnie - zaśmiał się - Ma na imię Natalie - zaczął - Jest piękna - uśmiechnął się - Inteligenta i zabawna. Uwielbiam jej śmiech. Poznałem ją, gdy grałem z chłopakami w jakimś klubie. Przyszła tam z kuzynką Thomas'a. Nie mogłem skupić się na niczym innym. Przez cały czas patrzyłem się tylko na nią, co mogło być nieco psychopatyczne z mojej strony. Ale na prawdę, nie mogłem oderwać od niej wzroku - westchnął cicho - Nie wiem kiedy ją poznasz, ale wiem, że polubiłabyś ją. Opowiadałem jej o tobie i ona już cię lubi. Jest wspaniała.
- Zakochałeś się - stwierdziłam, obserwując jego twarz, gdy mówił o Natalie.
- Chyba tak - wzruszył ramionami - A Justin?
- Co z nim? - zmarszczyłam brwi.
- Jakoś nie wierzę, że tylko się przyjaźnicie - przejął ode mnie smycz - Gdy dzisiaj usłyszeliśmy twój krzyk, był już przy drzwiach, zanim ja zdążyłem wstać z kanapy. Zależy mu na tobie, troszczy i martwi się o ciebie. I to bardzo. I patrzy też na ciebie inaczej - co? - Ty też jesteś inna od czasy, gdy się pożegnaliście.
Skąd mu się to wzięło? Justin nic do mnie nie czuje. Owszem martwi się, bo się przyjaźnimy. Ja też tak mam. To normalne. Przyjaciele tak właśnie się zachowują. Martwią się o siebie i troszczą. Zależy im na sobie. Nie chcą, by tą drugą osobę spotkało cokolwiek złego. Nie chcą stracić tak bliskiej sobie osoby, z którą dzielą się różnymi sekretami, zmartwieniami i troskami. Utrata przyjaciela to coś bardzo bolesnego.
Po prostu przyjaciel to skarb, którego nie chcemy nikomu oddać.
W jednym mój brat ma rację. Jestem inna odkąd pożegnałam się z Justin'em. Znamy się krótko, ale zdążyłam się do niego przywiązać. Dziwnie jest, mieć świadomość, że nie zobaczę go jutro, tylko dopiero w niedzielę.
- Wydaje ci się - powiedziałam - Z Justin'em nic więcej nas nie łączy. Nie czuje do mnie nic co wykracza poza granice przyjaźni. Raczej bym to zauważyła - stwierdziłam.
- A mówią, że faceci to idioci - westchnął głośno.
- Bo jesteście idiotami - zachowałam poważny wyraz twarzy, ale po chwili zaśmiałam się, widząc minę Daniel'a.
Jeśli nie powiesz mężczyźnie, czego chcesz to chyba sam się nie domyśli.
- W każdym bądź razie lubię tego twojego Justin'a - dodał - Mam nadzieję, że tego nie spieprzy - wymamrotał, patrząc na psa.
Zatrzymaliśmy się przy budce z lodami. Ja wzięłam czekoladowe, a Daniel jagodowe. Co prawda jest już listopad, ale w Los Angeles jest jeszcze ciepło. Za to kocham to miasto, tutaj nie jest zimno. Zdecydowanie wolę słońce i gorące plaże od minusowej temperatury. Jedynym wyjątkiem jest śnieg na święta Bożego Narodzenia. Wyjeżdżamy wtedy do Kanady, do wujka Roberta. Tylko w tym przypadku toleruję zimno i biały puch.

***

Sporą część soboty spędziłam w studiu. Ćwiczymy nowe układy na konkurs, który jest za miesiąc. Jeśli chcemy wygrać - a chcemy - wszystko musi wyjść idealnie.
W czasie przerw zawsze wygłupiamy się i śmiejemy. Ale, gdy zaczynamy ćwiczyć jest zupełnie inaczej. Każdy z nas daje z siebie sto procent i koncentruje się na treningach.
Dzisiaj skończyliśmy zajęcia na piosence MII "Celebrate Your Life". Jak chyba nigdy dotąd nie byliśmy tak zmęczeni. Marzyliśmy jedynie o zimnym prysznicu i miękkim łóżku.
Pod studio przyjechał po mnie Daniel. Zaczął się śmiać na widok mojej umęczonej twarzy, ale nie miałam siły, by mu się jakoś odgryźć. Mój mózg wołał tylko "jeść" i "pić" po mimo wypitej całej butelki wody. Włączyłam radio i wsłuchałam się w niesamowity głos Beyoncé. Oparłam głowę na szybie i zamknęłam oczy.
- Jesteśmy na miejscu - usłyszałam koło ucha.
- Zanieś mnie - jęknęłam, a w odpowiedzi usłyszałam śmiech.
- Czy mam gdzieś napisane "tragarz"?
- Tak - westchnęłam, ale otworzyłam drzwi i położyłam nogi na podjeździe - A dokładniej osioł. Zanieś mnie, dam ci marchewkę - wyszczerzyłam się do niego - Pyszną, chrupiącą marchewkę.
Daniel parsknął śmiechem i skrzyżował ręce na piersi, czekając aż w końcu się podniosę, a on będzie mógł zamknąć auto. Westchnęłam głośno i wysiadłam z auta. Zabrałam jeszcze torbę z tylnego siedzenia i zatrzasnęłam za sobą drzwi.
Weszliśmy do domu, ściągając buty. Poszłam szybko do swojego pokoju i zostawiłam w nim torbę. Chwilę potem byłam już w kuchni z Daniel'em zastanawiając się co zrobić na obiad. Padło na pizze z naszej ulubionej pizzerii. Brat szybko wykonał do nich telefon i zamówił jedzenie.
Pół godziny później leżeliśmy na kanapie w salonie, jedząc nasz posiłek i pijąc sok pomarańczowy. Oglądaliśmy powtórki "Pamiętników wampirów". W tym odcinku Elena z pomocą Alaric'a, wymazała wspomnienia dotyczące Damon'a i tego co do niego czuła. Nie wiem czy na jej miejscu postąpiłabym tak samo. To bardzo odważny krok. Egoistyczny, ale odważny.
Daniel się gdzieś zmył, gdy tylko zadzwonił jego telefon i uśmiechnął się niczym psychopata. Obstawiam, że to Natalie. Cieszyłam się, że mój brat jest szczęśliwy i znalazł sobie jakąś fajną dziewczynę. W pełni na to zasługuje i zawsze będę mu kibicować. I wiem, że to działa w dwie strony.
Gdy zbliżała się dziewiętnasta miałam zbierać się do wyjścia, ale po chwili przypomniałam sobie, że Justin'a nie będzie na naszej ulicy. Wyciągnęłam telefon i napisałam do "Najseksowniejszy chłopak na świecie". Cóż, Bieber musiał jakoś dobrać się do mojego telefonu i zmienić swoją nazwę kontaktu, co zdarzyło się już kilka razy. Pokręciłam rozbawiona głową. Skromny ani niepewny siebie, to on na pewno nie jest. Pasuje do niego wiele przymiotników, ale zdecydowanie nie te.

Miałam właśnie wychodzić, ale przypomniałam sobie, że wyjechałeś, najseksowniejszy chłopaku na świecie.

Kliknęłam "wyślij" i czekałam na wiadomość, którą dostałam błyskawicznie.

W końcu to przyznałaś Lu :)
Wyjdź na balkon.

Zmarszczyłam brwi, czytając jeszcze raz sms-a. Po jaką cholerę mam wychodzić na balkon? Nie chciałam się dopytywać, bo i tak wiedziałam, że nic by to nie dało. Powinnam chyba się już przyzwyczaić do jego dziwnych próśb i pomysłów. Wysłałam mu tylko "okej" i poszłam we wskazane miejsce.
Oparłam się biodrem o barierkę i czekałam na jakiś odzew ze strony Justin'a. Jak na zawołanie mój telefon rozświetlił się i zaczął grać piosenkę Ed'a Sheeran'a "Give me love". Kiedyś zagrał ją przede mną i zaśpiewał. Od tego czasu ustawiłam tą piosenkę na dzwonek, jego kontaktu, dzięki czemu wiem, że to on, a nie ktoś inny i nie powinnam tego ignorować. On o tym nie wie i niech tak zostanie.
- Cześć Lu - usłyszałam zaraz po odebraniu.
- Hej - uśmiechnęłam się, choć on nie mógł tego zobaczyć.
- Spójrz na księżyc - od razu zrobiłam to o co poprosił - Patrzysz? - zapytał.
- Tak.
- Ja też - odpowiedział - Patrzymy na ten sam księżyc - uśmiechnęłam się, wciąż z zadartą głową ku niebu.
- Jest piękny - dodałam.
- Masz rację - chrząknął - Ale on i wszystko inne nie jest piękniejsze od ciebie - dodał. Czułam, że moje policzki robią się czerwone i teraz cieszę się, że Justin nie może tego widzieć - Jutro zrób to samo, znowu będzie tak jakbyśmy byli obok siebie. Zgoda?
- Zgoda - mruknęłam cicho.
Nie odzywaliśmy się już ani słowem. Nadal stałam tam z telefonem przy uchu, słysząc jego oddech i uśmiechając się do siebie jak idiotka.
Szczęśliwa idiotka.

------------------------------------------------------------------------------------------ 

Witam wszystkich ciepło i serdecznie, bo u mnie zimno, a jak u was?
Może znowu uda mi się dodać rozdział w środę, jeszcze nie wiem, więc musicie sprawdzać bloga lub wattpada.
Rozdział krótki jak zawsze. Nudny i mdły.
Za wszystkie błędy przepraszam.
+ Co sądzicie o okładce Justina do Purpose?
Do następnego!

wtorek, 6 października 2015

Rozdział 6

"Mówią, że dobre rzeczy zabiera czas
Ale naprawdę wspaniałe rzeczy dzieją się w mgnieniu oka
Myślę, że szansa spotkania kogoś takiego jak ty była milion do jednego
Nie mogę w to uwierzyć
Jesteś jednym na milion" ~ Hannah Montana - One In A Million


Nim się obejrzeliśmy, był już środek października. Od samego rana byłam uśmiechnięta i zadowolona. Znowu był piątek - to po pierwsze. I po drugie, dowiedziałam się, że mój brat dzisiaj przyjeżdża. Stęskniłam się za nim. Studiuje na drugim końcu Los Angeles i nie mieszka już ze mną i rodzicami. Sama jak najszybciej chcę się wyprowadzić. Wracając do tematu, mojego dobrego humoru, Daniel ma teraz luźniejsze zajęcia więc postanowił w końcu do nas wpaść.
Studiuje prawo, tak jak chcieli tego rodzice. On sam też tego chciał, więc nie zadręczam się tym, że uległ im i poszedł na kierunek, który oni mu wybrali. Czasami mam wrażenie, jakbym nie była z tej rodziny. Podmienili mnie w szpitalu, albo mama zdradziła tatę (co jest absurdalne, bo zdradza go tylko z pracą, ale to działa w dwie strony). Jedyna w rodzinie, której pasją jest taniec i chce wiązać z tym przyszłość. Jednak później przypominam sobie, że mój brat też ma artystyczną duszę i razem z kumplami ze studiów, ma zespół. Słyszałam ich kilka razy na żywo i są naprawdę świetni. Jestem ich fanką numer jeden.
No i jest jeszcze ciocia Megan - siostra taty. Rzuciła studia, spakowała się, wsiadła w samochód i podróżuje po całym kraju. Zatrzymuje się na jakiś czas w różnych miejscach, by złapać jakąś dorywczą pracę i zarobić pieniądze na dalszą drogę. Nie przejmuje się jutrem, po prostu jedzie przed siebie przeżywając przygodę życia. Uwielbiam ją. Świetnie się z nią dogaduję, ale rodzice, a szczególnie tato, nie są z tego zadowoleni. Twierdzi, że ma na mnie zły wpływ i to przez nią wpadłam na taki absurdalny pomysł jak taniec. Kontaktujemy się, ale tylko parę osób o tym wie.
- Czemu jesteś taka rozanielona? Zdążyłaś już zniszczyć dzień Faith? - zapytał Justin, gdy siedziałam na jego ławce w klasie, gdy czekaliśmy na nauczyciela - Dziewczyno, jest dopiero ósma rano, mogłaś dać jej jakąś godzinę spokoju - oparł się o krzesło, patrząc na mnie.
- Jeszcze nie zniszczyłam jej dnia - zaśmiałam się.
- Jeszcze - powtórzył.
- Mniejsza z tym - machnęłam ręką - Mój brat dzisiaj przyjeżdża - uśmiechnęłam się szeroko i klasnęłam jak mała dziewczynka.
- Czyli jeśli go poznam mam się spodziewać pogadanki pod tytułem "Skrzywdź ją, ja skrzywdzę ciebie"? - podniósł brew do góry, wystukując jakiś rytm palcami na kolanie.
- Coś w ten deseń - posłałam mu pocieszający uśmiech - Nie będzie tak źle, gdy dotrze do niego, że nie jesteś zainteresowany mną w ten sposób - wzruszyłam ramionami i zeskoczyłam z ławki, widząc, iż nauczyciel jest już w klasie.
- Tylko ty tak uważasz - usłyszałam jego cichy głos.
Odwróciłam się w jego stronę i skrzywiłam głowę w bok.
- Mówiłeś coś?
- Co? - zmarszczył brwi - Nie, musiałaś się przesłyszeć. Albo to był ktoś inny - uśmiechnął się do mnie, ale wyglądało to na wymuszony uśmiech.
Mimo wszystko odwzajemniłam jego gest i usiadłam w swojej ławce. Nie myślałam więcej o tym, czy coś powiedział czy nie. Uwierzyłam mu, bo po co miałby kłamać. Jak dla mnie, w tej chwili nie miało to większego sensu.
Przez jeden moment skupiłam swoją uwagę na nauczycielu od historii, który zaczął opowiadać o jakiejś wojnie, przez co od razu się wyłączyłam. Nie lubiłam tego przedmiotu i w ogóle mnie nie interesował. Tak wiem, moi rodacy w przeszłości dokonali wielkich rzeczy, jestem dumna, ale te wszystkie daty nie chciały wchodzić mi do głowy. Mimo to z historii miałam dobre stopnie. Nie ważne, że to czego się nauczyłam za chwilę zapominałam.

***

Po szkole, razem z Justin'em wracaliśmy do domu moim samochodem. Tydzień jeździłam ja swoim, a tydzień on. Zmienialiśmy się, żeby było sprawiedliwie. Teraz wypadła moja kolej.
Zatrzymałam się na podjeździe, przed moim domem i wysiedliśmy z pojazdu. Uśmiechnęłam się, gdy obok było zajęte miejsce przez auto Daniel'a. Pożegnałam się z Justin'em cmoknięciem w policzek i ruszyłam do drzwi, by już po chwili przywitać się ze starszym bratem.
- Lu, czekaj - zatrzymał mnie głos Justin'a.
Odwróciłam się i podeszłam do niego. Stał z lekko spuszczoną głową, bawiąc się jakimś kamyczkiem i dłonią pocierając swój kark. Był lekko poddenerwowany. Uśmiechnęłam się do niego, pokazując, że może mówić.
- Nie będzie mnie przez weekend - mruknął patrząc mi w oczy.
- Och - westchnęłam, a mój uśmiech automatycznie znikł - Czemu?
- Muszę wrócić do San Diego.
- Coś się stało? - zapytałam marszcząc brwi.
- Muszę załatwić pewną sprawę i przy okazji mam spotkać się z tatą - wymusił uśmiech.
Z tego co opowiadał zawsze miał dobre kontakty z ojcem, ale teraz nie był jakoś bardzo zadowolony z tego, iż musi tam wracać. Nie chciałam być wścibska i wypytywać o wszystko, więc nie zadawałam mu pytań, które mógłby nie być dla niego wygodne.
- Kiedy wyjeżdżasz? - poprawiłam torbę na ramieniu.
- Dzisiaj wieczorem - skrzywił się, a ja wydęłam wargi.
- I co ja bez ciebie zrobię, przez ten czas? - westchnęłam głośno.
- Zginiesz - przyciągnął mnie do siebie i zaśmiał się cicho, a ja razem z nim. Objęłam go rękami wokół szyi, a on mnie wokół talii - Wracam w niedzielę, postaram się być przed dziewiętnastą - ścisnął mnie, nadal trzymając w swoim objęciach.
- Okej - mruknęłam, kładąc głowę na jego ramieniu i zaciągając się jego perfumami, które swoją drogą były boskie.
Nie wiem ile tkwiliśmy w tej pozycji, ale nie przeszkadzało mi to. Mogłabym tak stać i stać. Nie czułam upływającego czasu. Po prostu żegnaliśmy się. Pierwszy raz rozstaniemy się na tak długo. Zawsze wolny czas spędzaliśmy razem.
- Będziesz tęskniła? - usłyszałam szept Justin'a.
- Ani trochę - odpowiedziałam, bardziej wtulając się w chłopaka.
- Ja też - odparł, całując moje włosy.
Jak to praktycznie zawsze bywa, coś - a w tym przypadku ktoś - musiał przerwać nam, nasze pożegnanie. Tym kimś był mój brat.
- Lucia! - wzdrygnęłam się w ramionach Justina, gdy usłyszałam jego głos. Nie był zadowolony.
oh, świetnie.
On nigdy nie był zadowolony, gdy wokół mnie pojawiał się jakiś chłopak. Dominica nie lubił, ale akceptował. Odetchnął z ulgą, gdy z nim zerwałam. Tak było z każdym. Jeśli jakiegoś polubi to będzie wielki sukces.
Podszedł do nas i odciągnął mnie do szatyna, który niechętnie mnie wypuścił. Daniel schował mnie za swoimi plecami, jakby to miało w czymś mu pomóc. Gdy chciałam podejść bliżej, zatrzymał mnie swoją ręką. Wywróciłam oczami na jego zachowanie.
- Kim jesteś? - splunął w kierunku szatyna. Włączył mu się instynkt nadopiekuńczego brata.
- Daniel! - wrzasnęłam mu do ucha przez co się skrzywił i niechcący pozwolił wyjść zza jego pleców - To mój przyjaciel - zaakcentowałam dwa ostanie słowa, by mój brat dobrze je zrozumiał.
- Przyjaciel? - zapytał Daniel.
- Tak - westchnęłam.
Zaczął mu się przyglądać, marszcząc przy tym brwi. Stanęłam obok Justin'a, obserwując brata i starając się rozszyfrować jak się teraz zachowa.
- Cóż, skoro tak - podrapał się po głowie - Jestem Daniel - podał dłoń szatynowi, którą natychmiast uścisnął.
- A ja Justin.
- I ja jestem szczęśliwa, że nie polała się krew - dodałam, patrząc raz na szatyna, a raz na brata.
- Niby dlaczego miałoby się to stać? - zapytał Daniel, na co parsknęłam śmiechem.
Mój brat na szczęście wyluzował i zaprosił Justin'a do środka. Jestem pewna, że teraz, gdy ja się przebieram w coś wygodniejszego, Daniel przesłuchuje szatyna. Może i uspokoił się, gdy usłyszał, że jesteśmy tylko przyjaciółmi, ale to nie zmienia faktu,  że nic nie powstrzyma go przed zadaniem Justinowi serii podstawowych pytań. Dzięki Bogu nie ma tu Scott'a, który też przepytywałby chłopaka. Co za dużo to nie zdrowo. Na początek Daniel, a później będzie Scott, gdy pozna już Justin'a.
Gdyby zależałoby to ode mnie to oszczędziłabym tego Bieberowi i każdemu innemu chłopakowi. To tak jakbym ja bawiła się w złego glinę i przesłuchiwała dziewczynę Daniel'a czy Scott'a. Żaden z nich nie byłby zadowolony i zrobiłby prawie wszystko, tylko żeby mnie powstrzymać. Niestety ja nie mogę zrobić nic. Próby przekupstwa, krzyki i kłótnie nic nie działają. Z resztą nie tak trudno jest, przerzucić mnie przez ramię, przenieść do innego pokoju i zamknąć w nim, by im nie przeszkadzać.
Odświeżona i przebrana weszłam do salonu, zastając tam chłopaków pijących sok i oglądających jakiś mecz, który gorąco komentują.
Postanowiłam się wycofać i nie przeszkadzać im w zaprzyjaźnianiu się. Wielkie brawa dla Justin'a. Daniel go polubił. Gdyby tak nie było, zaraz po przesłuchaniu, brat zawołałby mnie, żebym zajęła się gościem.
Weszłam do kuchni i otworzyłam lodówkę wyciągając z niej wszystkie potrzebne składniki do zrobienia naleśników. Nie byłam genialną kucharką, ale bardzo lubiłam naleśniki dlatego wiedziałam jak je zrobić.
Włączyłam muzykę w moim telefonie wybierając pierwszą lepszą piosenkę. Padło na Faydee z piosenką Mistakes, którą uwielbiałam.
Gdy miałam gotowe ciasto, nalałam trochę na rozgrzaną patelnię. W między czasie wyjęłam nutellę, talerze i sztućce. Po chwili na jednym z talerzy widniał pokaźny stos placków.
Złapałam patelnię chcąc włożyć ją do zlewu, niestety wypadła mi z ręki, gdy tylko się poparzyłam. Po usłyszeniu hałasu, Justin jakby zmaterializował się obok, a po chwili dołączył do niego Daniel. Ten drugi podniósł patelnię i odłożył ją z dala ode mnie. Szatyn złapał mnie za rękę i podszedł ze mną do zlewu, wciągając ją pod zimną wodę.
- Nic mi nie jest - mruknęłam.
- Poparzyłaś się - burknął Justin, wciąż trzymając nasze dłonie pod strumieniem wody.
- Jest już okej, nie boli mnie - powiedziałam cicho, chcąc go trochę uspokoić.
- Na pewno? - zapytał, zakręcając wodę. Złapał ścierkę i zaczął wycierać moją dłoń, bardzo delikatnie obchodząc się z podrażnionym miejscem.
- Tak - uśmiechnęłam się, widząc jego zmartwioną minę.
Późnej wziął maść na oparzenia z szuflady, którą wskazał mu Daniel i posmarował zaczerwienione miejsce. Odwróciliśmy się w stronę mojego brata, a on przyglądał nam się z dziwną miną. O czym myślał?
- Skoro już tu jesteście, to pomóżcie mi i zabierzcie to do salonu - wskazałam ręką na blat, gdzie znajdował się nasz obiad.
Pracą podzielili się tak, że mi nie pozostało nic innego jak tylko pójść za nimi do pokoju i zjeść z nimi przygotowany przeze mnie posiłek. Ucieszyłam się, gdy naleśniki im zasmakowały i chcieli więcej, ale zabronili mi zbliżać się do patelni jak dziecku.
Posprzątali jeszcze po obiedzie, umyli naczynia, wytarli je i schowali do odpowiednich szafek. Pomijając fakt, że musiałam mówić im co, gdzie powinno leżeć - byłam pod wrażeniem.

------------------------------------------------------------------------------------------------- 

Ewww, nie podoba mi się.
Rozdział miał być jutro, ale jestem - znowu - chora. Jutro wracam do szkoły i wątpię bym miała czas dodać. W domu jestem dopiero 16:30 soooooo... tak trochę słabo.
Powinnam coś napisać, bo od wakacji nie ruszyłam z tym ff i nie napisałam nic nowego, więc wypadałoby coś naskrobać. 
Za jakiekolwiek błędy przepraszam.
Do niedzieli, trzymajcie się xx

niedziela, 4 października 2015

Rozdział 5

"Jest księżyc tej nocy
Jest przerwa w chmurach
Po prostu pod gwiazdami" ~ Green Day - Olivia


Na kolacji było bardzo miło.
Gdy tylko weszłam do ich domu byłam zdenerwowana jeszcze bardziej niż wcześniej. Jednak, gdy jego mama mnie przytuliła na powitanie rozluźniłam się i poczułam pewnie. To dziwne, że wystarczył tylko jeden uścisk. Dziwne ale i miłe. Bardzo.
Mama Justina nie pytała za dużo o moich rodziców, za co jak sądzę powinnam podziękować blondynowi. Wie, że to nie jest mój ulubiony temat do rozmowy. Chłopak przez większość wieczoru był zawstydzony. Słuchałam opowieści o małym Justin'ie, przez które się czerwienił i jęczał "mamo" choć Renee nie zwracała na to uwagi i kontynuowała. Z jednej strony to było zabawne, z drugiej zaś wiedziałam jak on się czuje. Chciała nawet pokazać mi zdjęcia, ale szatyn się zbuntował. Cóż, może innym razem.
Dowiedziałam się, że gdy Justin po raz pierwszy się upił, położył się na schodach i zaczął pałać wielką sympatią do psa sąsiadów, tak że przytulał się do niego i mówił "skarbie". Gdy próbował zrobić tak zwaną "jaskółkę" zaliczył twarde lądowanie. Ja nie miałam takich przygód z alkoholem i raczej nie chcę mieć.
- Wiesz co chcesz robić w życiu? Masz jakieś plany? - zapytała mnie Renee pod koniec kolacji.
Oczywiście nie zamierzam wspominać o byciu prawnikiem czy chirurgiem, bo to są plany rodziców. Których z resztą nie zamierzam realizować. Gdy będziemy żyć pod dyktando innych nigdy nie będziemy szczęśliwi. Tylko wtedy, gdy będziemy robić to co chcemy, możemy na prawdę być zadowoleni.
- Myślę nad psychologią i akademią artystyczną - odparłam z nieśmiałym uśmiechem.
- Akademia artystyczna? - powtórzyła zaskoczona - Jaki konkretnie wydział?
- Taniec - odpowiedziałam.
- Nie wiedziałam, że tańczysz - uśmiechnęła się do mnie - Justin nic nie wspominał - przeniosła swoje, teraz, oskarżycielskie spojrzenie na szatyna.
- Bo Justin nic nie wiedział i jest w takim samym szoku jak ty - spojrzał na mnie lekko zły, przez to, że mu nie powiedziałam.
Czemu mu nie powiedziałam? Sama nie wiem. Po prostu, tak jakoś wyszło. Nie jest tajemnicą, że tańczę. W szkole praktycznie każdy to wie, dzięki Anie i Scott'owi, którzy zaczęli cieszyć się z mojego pierwszego wygranego konkursu, mówiąc o tym pierwszej lepszej napotkanej osobie. Zachowywali się tak jakby zgarnęli złote majtki.
- Justin również zastanawia się nad akademią tylko na wydziale muzycznym - ponownie spojrzałam na kobietę - Śpiewa oraz gra na perkusji i gitarze - w jej oczach zaświeciła duma.
- Doprawdy? - uśmiechnęłam się ironicznie - A to nowość - przeniosłam swoje spojrzenie na szatyna, który powiedział nieme "przepraszam".
- Och, to dziwne, że ci się nie chwalił - zmarszczyła brwi - Może ja posprzątam, a ty zagraj coś Lucii - to nie zabrzmiało jak propozycja, a raczej jak rozkaz, ale obstawiam, że tak miało być.
Justin przewrócił oczami, gdy tylko jego mama odwróciła się do nas plecami, by posprzątać po kolacji. Kopnęłam go w kostkę na co westchnął i niechętnie wstał z krzesła. Powtórzyłam za nią tę czynność i poszłam za nim do jego pokoju - jak sądzę. I nie myliłam się. Po chwili znaleźliśmy się w jego sypialni. Chwycił gitarę stojącą przy biurku i usiadł na łóżku. Zajęłam miejsce obok niego, czekając aż będzie gotowy. Ponownie westchnął i podrapał się po głowie wbijając wzrok w instrument.
- Serio chcesz tego słuchać? - jęknął niezadowolony.
- Tak - odparłam natychmiastowo, wysyłając mu uśmiech.
Chciałam tego. Pewnie nieświadomie narażał się na to, że czasami będzie musiał mi coś zaśpiewać czy zagrać, ale to nieważne. Chciałam wiedzieć co potrafi. Zobaczyć coś co go interesuje i pociąga. Nie mogłam powiedzieć, że wiem o nim wszystko, bo bym skłamała. Na pewno nie dowiem się o nim wszystkiego. Każdy ma jakieś tajemnice, które nikomu nie zdradzi.
Justin zacisnął mocno powieki i westchnął głośno. Wiedział, że nie odpuszczę. W końcu się przełamał, zaczął grać i śpiewać.


Wiedziałem, że jesteś niezwykła
Już wtedy, gdy cię poznałem
Mała, ale silna
Śmiała, ale niepewna
Rozczochrane włosy
I twój uśmiech
Yeah, twój uśmiech
Nigdy tego nie zapomnę

Jesteśmy razem
Jesteśmy osobno
Coś nas zatrzymuje
Musimy być odważni dziewczyno
Musimy to zrobić

Każą nam czekać
Zaczynam wariować
Nie wiem czemu to robię
Ale wiem, że warto
Powstrzymuję się
To takie trudne, ale muszę
Pewnego dnia, wszystko będzie jasne
I będziemy szczęśliwi

Jesteśmy razem
Jesteśmy osobno
Coś nas zatrzymuje
Musimy być odważni dziewczyno
Musimy to zrobić

Jesteś na wyciągnięcie ręki
Ale tak trudno cię złapać
Uda mi się to, wiem, uda mi się
Będziesz moja, a ja twój

Jesteśmy razem
Jesteśmy osobno
Coś nas zatrzymuje
Musimy być odważni dziewczyno
Musimy to zrobić

Jesteśmy razem
Jesteśmy osobno
Coś nas zatrzymuje
Musimy być odważni dziewczyno
Zrobimy to kochanie
Nikt nas nie zatrzyma
Yeah, nikt kochanie, nikt


Skończył śpiewać piosenkę. Nie rozumiem czemu wcześniej mi nie powiedział. Gra i śpiewa genialnie. Więcej niż genialnie. Zakochałam się w tym. Wiem, że widzi w muzyce to samo, co ja w tańcu. Nie przeżylibyśmy gdyby zostało to nam odebrane. Jestem pewna. To jest nierozerwalna część nas. Pakiet dwa w jednym. Lucia plus taniec, oraz Justin plus muzyka. Jeśli tego nie bierzesz, nie bierzesz nic.
- Wow - odetchnęłam - Jesteś niesamowity. Nawet więcej - powiedziałam, sprawiając, że lekko się zaczerwienił i spuścił głowę w dół.
To było słodkie.
- Cóż... - urwał i potarł kark dłonią - Teraz oczekuję, że zobaczę jak tańczysz - zmienił temat, ale nie skomentowałam tego.
- Okej - wzruszyłam ramionami - Wezmę cię na trening, tylko muszę pogadać z trenerką - to wydawało się fair i nie takie trudne do zrobienia.
Każdy kogoś przyprowadzał.
Chłopaki już nie raz pojawiali się z jakimiś panienkami, przed którymi chcieli się popisać i nie było problemów. Tym razem będzie tak samo. Tylko bez tego "popisać" czy "zaimponować", bo tu nie o to chodzi.
Każdy oprócz mnie. Nigdy nie zabrałam ze sobą na treningi Any, Daniela czy Scotta. Jeśli mam być szczera, nie wiem czemu tego nie zrobiłam. Ogólnie rzecz biorąc, Justin będzie pierwszą osobą, którą przyprowadzę. Jednak on nie musi o tym wiedzieć.
- Dobra, wstawaj - chłopak klasną w dłonie i odłożył gitarę. O co mu chodzi? - Niedługo dziewiętnasta - odpowiedział na moje niezadane pytanie. No tak. Teraz wszystko jasne.
Bez zbędnych komentarzy podniosłam swoje cztery litery z łóżka i zeszłam z Justinem do kuchni. Pożegnałam się z jego mamą, dziękując za kolacje i składając obietnicę, że pojawię się jeszcze nie na jednej z nich.
Zniecierpliwiony szatyn w końcu złapał mnie za rękę i odciągnął od swojej rodzicielki. Wyszliśmy z domu jakby się paliło. Na drodze Justin puścił moją dłoń i zatrzymał się nagle.
- Poczekaj tutaj, okej? - odwrócił się w moją stronę.
- Co? - westchnęłam zdezorientowana.
- Po prostu, stój tu - cofnął się o krok - Za pięć minut możesz iść. Tam, gdzie zawsze.
Nie czekając nawet na moją odpowiedź, zaczął biec. Co on do cholery wyprawia? Zmarszczyłam brwi wpatrując się w oddalającą się sylwetkę chłopaka. Rozejrzałam się w około nie wiedząc czego szukając. Może ukrytej kamery lub kogoś kto wyjaśni mi dziwne zachowanie Bieber'a? To nie było normalne. On sam nie był normalny, ale sam tak powiedział.
Nie wiem czy minęło te pięć minut, o które mnie prosił, ale ruszyłam w stronę "naszej ulicy". Już nie zastanawiałam się nad jego postępowaniem. Sam mi to wyjaśni, gdy znajdę się na miejscu. Cóż, nie będzie miał innego wyjścia.
Po krótkim spacerze, zobaczyłam go w takiej samej pozycji jak zawsze. Nogi wyprostowane, podparty z tyłu o ręce i zadartą głową do góry.
- Cześć Lu - mruknął cicho nie odrywając wzroku od nieba.
- Co to miało być? - zapytałam od razu, zbliżając się do niego powoli.
- Zawsze, gdy przychodzisz ja już na ciebie czekam - zauważyłam lekki uśmiech - Nie chciałem, żeby coś się zmieniło. Zawsze będę czekał.
Wpatrywałam się w niego przez chwilę, nie odzywając się ani słowem i w ogóle się nie poruszając. To było... Nie wiem jak to opisać. Miłe. Nie, to za mało powiedziane. Poczułam ciepło na sercu, gdy tylko to powiedział. Niby to głupi gest, ale dla mnie bardzo ważny i wyjątkowy.
Wypuszczając z ust opóźnione westchnięcie zajęłam miejsce obok niego, odzwierciedlając jego pozycję. Uśmiechnęłam się szeroko, podświadomie czując, iż Justin robi to samo. Patrzyliśmy się w niebo, delektując się tą przyjemną ciszą.
Jest idealnie.

-----------------------------------------------------------------------------

Aye!
Byłabym wdzięczna za nie komentowanie - której nie potrafię opisać słowami - piosenki, nadal zastanawiam się co ona tutaj robi.
Anyway.
Chciałam dodać rozdział w środę, ale wciągnęła mnie gra (idk jak to nazwać) na twitterze. I tak spędziłam nad tym kilka godzin. Może tym razem mi się uda.
Dziękuje za komentarze pod ostatnim rozdziałem.
Powodzenia w szkole i do następnego xx