"I tak ciężko jest oddychać,
Jest wyraźna granica między tym co chcesz,
A tym czego potrzebujesz" ~ Fun. - Harsh Lights
Niedziela.
Na moje szczęście i nieszczęście jest już niedziela.
Po obiedzie pomogłam spakować się Daniel'owi, który za kilka godzin miał wyjeżdżać. Wolny czas wykorzystaliśmy na przejażdżkę na rowerach. Nie odbyło się bez wyścigów, które oczywiście wygrał mój brat. W ramach nagrody miałam kupić mu lody.
Nim się obejrzeliśmy było już po osiemnastej, a on pakował już swoją torbę do samochodu. Z rodzicami pożegnał się już wewnątrz domu. Teraz przyszedł czas na mnie.
Nie lubię pożegnań. Są dołujące. Mimo iż wiesz, że jeszcze spotkasz się z tą osobą nie jeden raz, jest ci smutno. Dla niektórych to taki wyciskacz łez. Przy pożegnaniu z Aną płakałam jak bóbr. Ona nie postąpiła inaczej. To było silniejsze od nas.
- Trzymaj się młoda - Daniel zagarnął mnie w swoje ramiona.
Jestem młodsza o dwa lata, ale zawsze jestem "młoda".
Śmieszne. Czemu do pewnych rzeczy jestem już wystarczająco dojrzała, a do niektórych nie mam prawa się wtrącać, bo jestem jeszcze dzieckiem, które nic nie wie o świecie. Jakby wiek miał definiować dojrzałość człowieka. Są nastolatkowie, którzy przeszli więcej niż nie jeden dorosły.
To samo jest z pełnoletnością. Dzień przed osiągnięciem pełnoletności nie możesz pić alkoholu i robić wielu innych rzeczy, jakby w te dwadzieścia cztery godziny twój mózg w magiczny sposób się zmienił będąc gotowym na picie, palenie czy oglądanie porno. Gdzie tu sens?
- Ty też - mruknęłam, przytulając się do niego.
- Gdybyś czegoś potrzebowała to dzwoń - pokiwałam lekko głową - Mówię serio. Cokolwiek. Jeden telefon i jestem - pocałował mnie w czoło.
Wiedziałam o tym. Mogę liczyć na niego w każdej sytuacji.
- Pozdrów chłopaków i Natalie - powiedziałam, gdy wsiadał już do samochodu.
- Jasne - wstawił kciuk w górę - A ty przekaż swojemu Bieber'owi, żeby pamiętał o czym rozmawialiśmy - zmarszczyłam brwi, zastanawiając się o co chodzi, ale nawet nie liczyłam na wyjaśnienia - Kocham cię - powiedział przez okno auta.
- Ja ciebie też - uśmiechnęłam się - Daj znać jak dojedziesz na miejsce - pomachałam do niego.
Odpalił silnik i ruszył. Zostawił po sobie tylko dym spalinowy. Skrzywiłam się na ten zapach.
Co takiego Daniel mógł powiedzieć Justinowi?
Jestem pewna, że nie dowiem się tego ani od brata ani od przyjaciela. Będą trzymać język za zębami. Cholerna solidarność plemników.
Westchnęłam głośno, a moje ramiona opadły w dół. Odwróciłam się na pięcie, chcąc wejść do domu, ale zatrzymał mnie jego głos:
- Gdzie uciekasz? - popatrzyłam na niego - Nie przywitasz się ze mną? - uśmiechnął się i rozłożył ramiona.
Nie czekałam na nic więcej. Rzuciłam się biegiem w jego stronę i skoczyłam na niego. Objęłam go rękami wokół szyi, a nogami wokół bioder. Położyłam głowę z zagłębieniu jego szyi, a on położył swoje dłonie na mojej talii.
- Justin - szepnęłam i uśmiechnęłam się szeroko.
- Lu - ścisnął mnie mocno, ale rozluźnił uścisk tak, abym mogła swobodnie oddychać - Tęskniłaś? - wymruczał mi do ucha.
- Tylko tyle - pokazałam mu mały odstęp między kciukiem a palcem wskazującym.
Powstrzymywał śmiech. Czułam tylko wibrację jego klatki piersiowej, do której wciąż przylegałam.
Nic już nie powiedział, tylko zaczął iść wzdłuż ulicy ze mną na rękach. Chciałam zeskoczyć, ale powstrzymywały mnie jego silne ramiona ciasno owinięte wokół mnie.
- Mogę iść - mruknęłam podnosząc głowę i patrząc w jego karmelowe oczy.
- Wiem - wzruszył ramionami - Ale chcę cię nieść. Jesteś lekka. Czy ty w ogóle coś jesz? - zmarszczył brwi, przyglądając się uważnie mojej twarzy.
- Tak - wywróciłam oczami - Aaa, Daniel kazał ci przekazać, żebyś pamiętał o rozmowie, którą przeprowadziliście - zmieniłam temat.
Nie lubiłam rozmawiać na temat mojej wagi. Jestem szczupła i wysportowana, ale to dlatego, że tańczę. Jem normalnie, a spalam to szybko na treningach. Nie zliczę ile razy ludzie martwili się czy nie mam anoreksji czy bulimii.
- Pamiętam - kąciki jego ust podniosły się lekko ku górze.
- Nie powiesz mi o co chodzi, prawda? - mimo wszystko postanowiłam spróbować.
- Dowiesz się w swoim czasie - a to nowość. Dowiem się, ale nie teraz. Tylko kiedy?
Westchnęłam i ponowie położyłam głowę na jego piersi. Patrzyłam przed siebie, przyglądając się ludziom, których mijaliśmy. Gdy położyli na nas swój wzrok, uśmiechali się lekko. Dla nich pewnie wyglądamy jak zakochana para, która nie widzi poza sobą świata. Nawet nie wiedzą jak bardzo się mylą. Teraz im się nie dziwię, bo bardziej zachowujemy się jak para a nie przyjaciele.
Nie wiedziałam dokąd się kierowaliśmy, aż dotarliśmy do "naszej ulicy". Justin ostrożnie usiadł na drodze, ze mną na swoich udach. Moje nogi były po obu stronach jego bioder.
- Dziękuję za bezpieczny transport - zatrzepotałam rzęsami, ale gdy Justin zaczął się śmiać, sama nie mogłam się przed tym powstrzymać.
Zeszłam z jego nóg zajmując miejsce obok niego.
- Ej, tym razem nie musiałeś na mnie czekać - trąciłam jego ramię.
- I tak czekam - powiedział cicho, pewnie miałam tego nie słyszeć, ale i tak dotarło to do moich uszu.
Nie mogłam na to zareagować, bo nadjechał jakiś samochód, a my staliśmy - a właściwie siedzieliśmy - mu na drodze.
- Wstawaj! - krzyknęłam ze śmiechem i wstałam na równe nogi.
Justin odzwierciedlił moje działania. Jednak niespodziewanie złapał mnie pod kolanami i przerzucił sobie przez ramię. Pisnęłam zaskoczona jego ruchem. W ostatnim momencie uciekliśmy przed trąbiącym na nas pojazdem. Wbiegł na chodnik, gdy nadal śmiałam się jak opętana. Szatyn postawił mnie na nogi, łapiąc się za brzuch.
Ktoś patrzący na nas teraz z boku mógłby nas wziąć za wariatów, który właśnie zwiali ze szpitala psychiatrycznego i jak najszybciej należy przewieść ich do zakładu.
Zarzuciłam włosy do tyłu ponieważ zaczęły mi przeszkadzać. Podniosłam głowę i z uśmiechem od ucha do ucha popatrzyłam na Justina. Zrobił w moją stronę krok, mimo iż byliśmy i tak już blisko siebie. Przybliżył dłoń do mojego policzka i odgarnął włosy za ucho.
Poczułam, że na moich policzkach pojawił się róż, choć sama nie wiem czemu. Przecież nie pierwszy raz Justin dotknął mojej twarzy. Nie raz ściskał mnie za policzki jak robią to ciocie czy odgarniał grzywkę, by mi nie przeszkadzała.
Bieber jest bardziej się przybliżył i lekko pochylił. Cały czas patrzyłam mu w oczy. Utrzymywaliśmy kontakt wzrokowy. Chłopak coraz bardziej zbliżał się do moich ust. Tak ust. Chciał mnie pocałować, a co najlepsze ja też tego chciałam. Nie znałam powodu, ale chciałam tego. Zmniejszyłam dystans między nami. Jeszcze trochę. Troszeczkę. Już prawie.
- Umm... Przepraszam... - wymamrotałam, gdy zadzwonił mój telefon.
Odsunęliśmy się od siebie, a Justin przeczesał ręką swoje włosy. Przeniósł dłoń na kark i zaczął go pocierać. Oznaka, że jest zdenerwowany. Zacisnął usta w wąską kreskę.
Wyciągnęłam telefon z kieszeni i odwróciłam się do szatyna plecami. Spojrzałam na ekran, na którym migotało nazwisko "Dominic Mabley".
Niech cię szlag Dom.
- Hej - odebrałam, zaciskając mocno powieki.
- Cześć Lucia - czułam, że się uśmiecha - Masz może dzisiaj czas? - zapytał z nadzieją.
Pomyślmy.
Mam do wyboru męczenie się z Dom'em na jakimś wyjściu, które okaże się kompletną klapą, a on zyska nadzieję na to, że się zejdziemy, co nie będzie miało miejsca. Druga opcja jest taka, że resztę czasu spędzę w miłym towarzystwie Justina. To proste co będzie moim wyborem. A dokładniej kto.
- Dzisiaj nie dam rady Dom - odpowiedziałam i za chwilę przeklęłam się w duchu za wypowiedzenie jego imienia przy Bieberze.
Cholera.
- Czemu?
- Wrócił Justin i mamy inne zajęcie - które tak nawiasem mówiąc nam przerwałeś i do którego już pewnie nie dojdzie.
Niech cię szlag Dom, po raz drugi.
Stanęłam przodem do Justin'a, by móc go obserwować. Stał z pochyloną głową w dół i zaciskał pięści, które trzymał po bokach. Denerwował się.
Podeszłam nieśmiało do niego i położyłam swoją dłoń na jego ramieniu. Pod wpływem mojego dotyku rozluźnił wszystkie napięte mięśnie i spojrzał na mnie bokiem.
- Oczywiście, że Justin - prychnął i słyszałam, że coś spadło.
Nie martw się Dom, on też cię nie lubi. Nie żeby Justin'a to obchodziło. Jego interesuje tylko to, by Dom trzymał się ode mnie z daleka, zapewniając mi spokój od jego ciągłych propozycji spotkania.
- Muszę kończyć - powiedziałam do aparatu, masując lekko ramię chłopaka - Trzymaj się.
- Ty też - rzucił i zakończył rozmowę.
Zapewne nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Szczerze, ja też.
Podsumowując.
O mały włos za całowałabym się z moim przyjacielem. Nie chciałam zrujnować naszej przyjaźni, ale z drugiej strony potrzebowałam tego. Przeszkodził nam Dom, który zadzwonił do mnie z propozycją randki, którą oczywiście odrzuciłam. Justin się wkurzył, a ja go uspokoiłam.
Teraz myślę, że powinnam być wdzięczna Dominic'owi za ten telefon. Uratował przyjaźń moją i Justin'a. Nawet nie chcę sobie wyobrażać, jak zachowywalibyśmy się w swoim towarzystwie po tym pocałunku. Byłoby dziwnie i niezręcznie. Teraz też będzie, bo oboje jesteśmy świadomi dokąd to prowadziło. Tylko, że będzie mniej dziwnie i niezręcznie, ale przetrwamy to. Zapomnimy i będzie tak jakby ta sytuacja nie miała miejsca.
Chyba.
- Wracamy? - zapytałam cichutko, jakbym bała się, że głośniejszym dźwiękiem mogłabym go skrzywdzić.
- Taa... - wymamrotał i wyprostował się.
Resztę drogi spędziliśmy w niewygodnej ciszy, która trwała, aż do mojego domu, gdzie pożegnaliśmy się zwykłym "cześć". Zazwyczaj przytulaliśmy się albo dawaliśmy buziaki w policzek, ale teraz zachowywaliśmy się jakby jakakolwiek bliskość między nami, była zła.
Przynajmniej nie poruszaliśmy tematu "prawie pocałunku". Może on też nie chce o tym rozmawiać i chce o tym zapomnieć? Tak byłoby najlepiej. Dla mnie. Dla niego. Dla nas. Dla naszej przyjaźni. Za nic w świecie nie chciałabym jej stracić.
Męczy mnie pytanie: czemu chciał mnie pocałować? Czyżby Ana i Daniel mieli rację? Podobam się Justin'owi? On podoba się mnie? Przecież nie odepchnęłam go i nie miałam takiego zamiaru.
Teraz wszystko jest nie tak.
---------------------------------------------------------------------------------------
Tak jak pisałam ostatnio, lubię ten rozdział. Jednak jesteśmy jeszcze przed moim ulubionym, ale trzeba troszkę na niego poczekać. Yay, coś zaczyna się dziać, nie?
A jak tam szkoła? Ja mam dość, 1 technikum ssie. A wy do jakich szkół chodzicie?
Jeśli nic mi nie wypadnie to widzimy się w niedzielę.
Przepraszam za błędy!